29 listopada 2013 20:57 / 1 osobie podoba się ten post
serce78Moj wyjatkowy to chyba ostatni sylwester z moim kochaniem co spedzilan w domku sami romantyczna kolacja winko tance a potem sie rozlozylam na 2 dlugie miesiace z choroba,licze ze jeszcze jakis sylwester milo po wspominam z usmiechem w sercu.
Ja też, gdy myślę o Sylwestrze, który najbardziej utkwił mi w pamięci, to myślę o dwóch ostatnch, które spędziłam z moim Mężem przed Jego śmiercią. W sumie nie było nas nigdy stać na nic takiego szlonego, a że obydwoje byliśmy romantykami, zabrał mnie przed północą z szampanem na "górki", które wznosiły się nad miastem. Od naszego mieszkania było to kilka minut. Pamiętam, że nie było śniegu, tylko takie błotko "poślizgowe" i musieliśmy szalenie uważać. Z tego miejsca mieliśmy przepiękne widoki na nasze i pobliskie miasta. A ponieważ był "prawie" Śląsk, to miasta leżą jedne przy drugim i o północy, kiedy zaczęły strzelać petardy, było jasno i tak pięknie, że zapierało dech w piersiach. Kolejnego Sylwestra nie spędziliśmy razem, On był w szpitalu, ja siedziałam w domku. Zaraz przed północą zadzwonił do mnie, ale wtedy jest takie przeciążenie w sieci, że nie mogliśmy złożyć sobie życzeń,bo cały czas rwało rozmowę. Dopiero później się dodzwonił i obiecaliśmy sobie, że chociażby nie wiem co, to zrekompensujemy sobie tego Sylwestra, którego nie moglismy spędzić razem przez Jego pobyt w szpitalu. Postanowiliśmy, że następny będzie wyjątkowy. Nie było już następnego, kilka dni po tym Sylwestrze już nie żył.