09 stycznia 2014 10:26 / 8 osobom podoba się ten post
LiliJuż po wigilii i widzę że temat umarł śmiercią naturalną. A może by go odświeżyć??? :)
Zgodnie z obietnica dswiezam temat :) Co do zmiany tytulu tematu nie wiem jakie jest stanowisko nowe70 i decyzja modusia :)
Otoz moja historia jest mniej kolorowa, a zakonczenie typowo napisane przez zycie.
Ewe poznalam jako jeszcze nastolatka, gdy chodzilam do drugiej klasy technikum, byla ode mnie starsza o 10 lat, ale to nie przeszkadzalo sie nam zaprzyjaznic. Byla swietnym sluchaczem, pochodzila z trudnej rodziny, gdzie ojciec wiecznie na postoju (tu postoi, tam postoi, ktos zlotowke da i sie uzbiera) a matka jej mimo ze glowna ksiegowa po powrocie upijala sie w trupa kazdego dnia. Starsza jej siostra wyprowadzila sie do babci nie mogac uniesc sytuacji w domu, Ewa szybko dorosla, byc moze za szybko..w wieku 15 lat poznala faceta po 30-stce obiecywal jej zlote gory i ze dla niej rozwiedzie sie z zona, typowe jako zakochana nastolatka szukajaca ciepla rodzinnego uwierzyla i zaszla w ciaze. Pawla urodzila trzy miesiace przed swoimi 16-stymi urodzinami, matka jako ze wrecz z musu stanowila dla wnuka opiekuna prawnego do pelnoletnosci corki, ale Ewcia z dzieckiem po wyjsciu ze szpitala zamiezkala u babci, gdyz w domu rodzinnym byl koszmar. Jej mlodszy brat trafil pare miesiecy po tym do pogotowia opiekunczego skad zabralaa go najstarsza siostra i wraz ze swoim mezem stala sie dla niego rodzina zastepcza, wychowali go wspolnie wraz ze swoimi dziecmi. Tak jak to w zyciu bywa, milosc sie skonczyla gdy gruchnela wiesc o ciazy i szanowny pan zmyl sie (Ewa dopiero po dlugich latach wyjawila kto jest ojcem). Zycie pomalu sie toczylo, w wieku 19 lat poznala faceta, ktory zakochal sie w niej i zaakceptowal jej syna. Po pewnym czasie wzieli slub, Staszek uojcowil PAwla i dal mu swoje nazwiska. Pracowal ciezko (do dnia dzisiejszego nie mozna mu pod wzgledem pracy nic zazucic), ewie nie brakowalo niczego, pracowal w Niemczech wiec na tamte czasy (lata 90-te) naprawde dobrze stali finansowo. Nie dlugo po slubie Ewa zaszla w ciaze i urodzila corke Zuzie, wszyscy sie w malej zakochali, a szczegolnie coreczka stala sie oczkiem w glowie swojego taty. Po narodzinach malej bajka zaczela zmieniac sie w koczmar, ciezko pracujacy Pan Maz juz tak bardzo nie kochal przybranego syna (bekarcie, przybledo - te slowa Pawel do dzisiaj wspomina, mimo ze byl dzieckiem wtedy), Zaczely sie awantury, rekoczyny a wymuszeniiu "obowiazku malzenskiego" sila Ewa postanowila z dziecmi przeniesc sie do matki. Wszyscy starali sie jej przetlumaczyc, ze lepiej bedzie jak zacisnie zeby - dla dobra dzieci. Po pewnym czasie sie ugiela i postanowila wrocic do meza (caly czas on o to zabiegal, dzonil, pisal), chcac na spokojnie z nim porozmawiac i dojsc do ladu pojechala do Niemiec gdzie pracowal robiac mu tym samym niespodzianke. Dzieci zostaly pod opieka siostry. Gdy zajechala na miejsce niestety nie takiej niespodzianki oczekiwala, przylapal go w lozku ze swoja przyjaciolka ktorej zalatwila prace w Niemczech wlasnie przez meza. hmmm przyjaciolka chyba chciala mu w ten sposob podziekowac za znalezienie pracy.. Wrocila do kraju i rozwiodla sie. Dluzszy czas byla sama...miewala przelotne zwiazki...byla naprawde piekna kobieta... Po jakims czasie poznala faceta Andrzeja i zeszli sie w tym samym czasie my sie poznalysmy przez wspolna znajoma. Ja w zupelnie innych okolicznosciach w tym czasie poznalam Grzegorza, wielka milosc. Niestty ze wzgledu na swoja rodzine moi rodzice go nie akceptowali i starali sie zrobic wszystko by nas rozdzieli. Okazalo sie ze moj wybranek jest bratem Ewy i tak sie jeszcze bardziej do siebie zblizylysmy. Szybko zaszlam w nnieplanowana ciaze, bylo to dla mnie duzym zaskoczenim gdyz caly czas przyjmowalam antykoncepje i naprawde uwazalismy. Ewa w tym samym czasie rowniez zaszla w ciaze. Ona sie cieszyla, dla mnie byl to szok. Gdy oswoilam sie juz z ta mysla w jaka role wchodze w 5 miesiacu poronilam, podczas rozmowy z lekarzem moi rodzice dowiedzieli sie ze "plod" w ten sposob okrelil lekarz mojego dzidziusia mial liczne wady, prawdopodobnie wywolane nieswiadomym zazywaniem lekow antykoncepcyjnych (bralam tabletki jeszcze bedac w ciazy o ktorej niewiedzialam). Rodzice stwierdzili, ze tak mialo byc a my poprostu nie jestesmy dla siebie.Ja chcac postawic sie rodzicom wraz z Grzeskiem sprzedalismy w komisie telefony, ja sprzedalam swoje zloto i pojechalismy w ciemno do Holandii za praca, zadzwonilam do domu spod granicy ze wlasnie jestm w Kolbaskowie i jade do Holandii, wroce jak bede pelnoletnia i bede mogla decydowac o swoim zyciu sama. Musialam wytrzymac 3 miesiace, wrocilismy do Polski po mojej osiemnastce. Po tak wielkiej stracie o niczym innym nie myslalam jak o tym, ze chce byc mama. Oboje postanowilismy ze chcemy dziecko (z perspektywy czasu nie bede komentowac swojego myslenia). Po powrocie zamieszkalam u Grzegorza i jego rodzicow (z poczatku bylo dobrze, pozniej dotarlo do mnie przed czym chrnili mnie rodzice). spotkalismy sie z moimi rodzicami i powiedzielismy, ze chcemy wziasc slub a ja jestem po raz kolejny w ciazy (6tydzien). Moi rodzice chyba starcili nadzieje, bo tata wyrazil zgode, ale musielismy zamieszkac u nich a moj maz mial pracowac w jego firmie budowlanej. Zycie zaczelo sie ukladac, moi rodzice pomagali nam bardzo, Ewa urodzila slicznego synka ja oczekiwalam przyjscia na swiat niespodzianki (do konca nie chcialam wiedziec jakiej plci jest dziecko). Spotykalysmy sie prawie codziennie, ona sobie mieszkala w malym mieszkanku z dziecmi i andrzejem, ja u rodzicow. Dostalismy do dyspozycji cale pietro. Niestety moja ciaza byla zagrozona i wiekszosc czasu spedzalam w szpitalu, w tym czasie Grzegorz zaczal popijac i po kilku incydentach odszedl z pracy. Szukal caly czas szukal nowej, sytuacja byla napieta. Corcie urodzilam w 8 miesiacu ciazy, rodzice pomogli mi wszystko dokupic. Cieszylismy sie z coreczki, ale nasze zycie zamienialo sie w koszmar. Grzesiek coraz czesciej znikal z domu, nie wracal na noce a jak wracal to pijaniusienki, kilkakrotnie oberwalam od niego, raz stanela mu na drodze by nie wychodzil z domu, na rekach trzymalam nasza 3-miesieczna corke a on mnie odepchna, walnelam plecami o sciane z wielka sila. Ta sytuacje zobaczyl moj brat i stanal w mojej obronie. Po tym incydencie rodzice nakazali sie Grzeskowi wyprowadzic. Ja dalej slepo zakochana unioslam sie honorem i poszlam za nim. Znalazlam prace jako szwaczka by miec na oplacenie stancji, Grzesiek mial sie zajmowac corka. W drugi dzien pracy dostalam telefon od kolezanki, ktora pracowala w sklepie na przeciwko parku. Powiedziala mi ze Grzegorz z kolegami piwo pije w parku i jest z wozkiem, ze stoja tak juz pare godzin. Po tym wrocilam i jeszcze oberwalam. Ucieklam...ucieklam od niego i tego piekla. To wtedy Ewa powiedziala mi ze Grzesiek idzie w slady rodzicow i nie zmieni sie. W dodatku mnie zdradzal ze swoja byla. Wrocilam z dzieckiem do rodzicow. Dalam mu ultimatum, praca, zero kolegow i ma podjac leczenie (w tym terapie antikolem). Ewa w tym czasie znalazla prace jako sprzataczka domkow letniskowychi zalatwila prace Grzeskowi jako konserwator, praca 25km od naszej miejscowosci dojezdzali razem z mezem Ewy Andrzejem. Niestety Grzesiek olal leczenie a ze mial nowa prace mogl poszalec bo mial pieniadze. Przez caly ten czas pracowalam, mama opiekowala sie moja corka, nie dostawalam zadnych pieniedzy od grzeska a dlugi splacac musialam ktore jeszcze pozaciagal jak bylam w ciazy. Bardzo mi wtedy pomagali rodzice. Powiedzialam Grzeskowi ze chce rozwodu dzien przed tragedia. Jak zawsze Andrzej podjechal po Ewe i Grzeska zeby wrocic do domu, zabrali ze soba jeszcze dwie inne babeczki. Niestety wracajac z prawej strony na luku drogi wyskoczyl na ulice pies odbil na lewy pas chcac uniknac zderzenia i tam przednim kolem wpadl w dziure na jezdni, samochod podbilo do gory po upadku strzelil uklad kierowniczy, zaczelo motac autem z prawego pobocza na lewe w koncu samochod stanal bokiem i bocznym tarciem z calym impetem uderzyl w jedno jedyne drzewo przy drozne (jest to opis wypadku skonstruowany przez policyjnych bieglych). NA miejscu zginela Ewa i jedna z kobiet, w szpitalu zmarla druga kobieta. Andrzej i Grzegorz przezyli. Pamietam ten dzien jakby to bylo wczoraj. Dostalam telefon od kolegi, ktory tamtedy przejezdzal i pytal sie z kim Grzesiek dzisiaj wracal, powiedzialam ze jak zawsze z Ewa i Andrzejem, ale jeszcze ich nie ma bo mam isc do Ewy robic poprawki. Wtedy uslyszalam tylko jedno " Kurwa, dzon po szpitalach widzialem Andrzeja mazde rozjebana na drzewie i worki na ulicy" Zamarla, swiat na moment stana w miejscu...za chwile powrot do zycia i szybka reakcja,dzwonie do Grzeska telefon wylaczony, do Ewy - nie odbiera, Andrzeja telefon tez milczy... dziecko do wozka i pedem na komisariat..wchodze pod pacha trzymam dziecko...podaje nazwisko i pytam o szczegoly, tak byl wypadek, Kim dla Pani jest Ewa..? patrze na niego " Szwagierka, to siostra mojego meza"..." Bylismy w domu jej rodzicow, niestety ie mozemy z nimi dojsc do porozumienia (narabani poprostu, wiec dlatego) mamy zle wiadomosci Pani Ewa zginela na miejscu wraz z jeszcze jedna psazerka, kierowca i druga kobieta przewiezieni zostali do szpitala - stan krytyczny - stabilny. W glowie mi wirowalo nie docieralo co mowi ten facet za szyba lae szybko pytam o Grzeska co z nim??, nikogo wiecej w aucie nie bylo.
Wychodze, co robic ide do domu Ewy tam siedzi brat Andrzeja i pilnuje dzieci, jeszcze nie wiedza. Patrze na dzieciaczki, na malego Maciusia. MAtko one juz nie maja mamy.Biore na bok brata Andrzeja i po cichu mowie o wypadku, zaciska zeby a w oczach widze rozpacz. Szybko wspolnie myslimy. Gdzie Pawel? Najstarszy syn Ewy, gdzie jest zaraz cala nasza miescina bedzie zyla wypadkiem. Lepiej zeby nie dowiedzial sie przypadkowo. Moja mam jest w na przedstawieniu w kinie, brat! tak dzwonie do niego jest w domu ze swoja dziewczyna, powiedzialam o wszystkim przyszedl i zabral moja corke bym miala czas na dzialanie i ogarniecie tego. Dzwonie do najstarszej siostry Ewy i mowie o wszystkim, mam czekac u Ewy w dimu zaraz przyjedzie. Koledzy Grzeska! Dzwonie i dopytuje sie czy go nie ma, wszyscy jak jeden maz sie stawili i zaczeli jezdzic po wszystkich miejscach gdzie moze byc. Zadzwonilam do nich do pracy, szef powiedzial ze oboje pojechali Grzesiek i Ewa jednym samochodem. Koledzy dali znac ze nigdzie go nie ma. Przyjechala siostra Ewy Renia zaplakana zabrala starsze dzieci Ewy do siebie, Pawel byl w domu dziadkow. Postara sie delkatnie je przygotowac. Macius? Maly Macius co z nim. Sasiadka z gory zabrala go na noc. Ok dzieci rozlokowane, co z Andrzejem? Gdzie jest Grzesiek? Zaprzyjazniona para pojechala do szpitala sprawdzic co z Andrzejem, my dalej szukam y Grzeska. Jego koledzy nie odstepuja mnie na krok. Telefon!! Dzwoni Ewelina, ktora jest w szpitalu i czeka na wiesci o Andrzeju. Magda przyjezdzaj, jest tu Grzesiek. Wez jakis dokument jego!! Matko znalzl sie, ale co jest? Po co ten dokument? Nie wazne pojechalam do domu, kuzwa tylko ksiazeczka wojskowa. Jade do szpitala w Koszalinie dotarlam ok 2 w nocy, pod szpitalem czekal juz na mnie maz mojej siostry, ktory chcial pomoc. Izba ratunkowa, pelno lozek gdzie isc?kogo zapytac? wychodzi z jakies sali Ewelina, krzyczy za mna i podbiega do mnie "Idz na OIOM tam jest Grzesiek, jako NN nie mial dokumentow, poznala go pielegniarka ktora chodzila z nim i moim Lukaszem do klasy, to ona nas tu zaczepila" Beiegne, staje i dzwonie pod drzwiami OIOM-u otwiera mi pielegniarka - otwieram usta i nic nie moge wydobyc dzwieku, szwagier mowi za mnie ze jestem zona ofiary wypadku. Wpuszczaja nas do srodka daje mi fartuch i prowadzi idziemy za nia, stajemy przy szpitalnym lozku. Kable rurki, piszczace maszyny, pelno bandazy i nagle dostrzegam tak ta maszyna oddych za mojego Grzeska. Patrze na lekarke, kiwam glowa ze to on. Wychodzimy, zaczyna mi opisywac obrazenia i co juz zrobili. Wraca do siebie odzyskuje glos, patrze na nia i pytam jakie sa rokowania, co z nim bedzie? pada odpowiedz "Nie mamy rokowan, jezeli przezyje dzisiejsza nac bedziemy to cud" Nie docieraja do mnie juz dalsze slowa, nic nie dociera ze swiata zewnetrznego, szwagier prowadzi mnie do drzwi wyjsciowych tam pielegniarka podaje mi czarny worek na smieci i podsowa kartke do podpisania. Podpisuje, jego zeczy, otwieram pakunek wszystko podarte, pociete, poplamione krwia i blitem. Zamykam worek i wychodze. Swiat moj sie wali, czuje jak ziemia osowa mi sie spod nog. Wychodze na powietrze tam czekaja na mnie i informacje koledzy Grzeska.
Reszte po obiedzie jak bede miala chwile.....mowilam ze to dluga historia, ale jakos mi lepiej pierwszy raz to opisuje