19 grudnia 2015 19:17 / 2 osobom podoba się ten post
anerikZ dzieciństwa.......biednie było........babcia zawsze z owsa kisiel gotowała taki gesty kwaśny posypany cukrem lub polany sokiem..........mama gotowała barszcz z grzybów .....bardzo mocny wywar....dużo grzybów , cebula i przprawy...........toukanica.....to są ziemniaki tłuczone i zapiekane w piecu na złoty kolor............całe śledzie z ośćmi.....ryba smażona........pierogi.....kompot z suszonych gruszek i jabłek............pod obrusem było zawsze siano.....w kącie też snopek słomy.......aha spaliśmy na siennikach i z rana w Wigilję wymienialiśmy słomę......choinkę z lasu też ubieraliśmy w wigilę.....prezenty były w pierwszy dzień świąt...rano pod choinką........pomarańcze i czkoladki..........siostra nie lubiła pomarańczy więc ja miałam radochę.......
Lodówki nie było......więc jak przed świętami zabiliśmy świniaka to część wyrobów do słoika......solona słonina ....i szynka z kością zawsze sechła w kładówce.
Przed pójściem do spowiedzi zawsze prosiliśmy o przebaczenie wszystkich w rodzinie......rodzice też dzieci.........do cerkwi jeżdziliśmy koniem z wozem, a jak śnieg to saniami.....jeść nie można było aż do przyjęcia komunii tj. godz 14.
Anerik, z wielkim zainteresowaniem Ciebie przeczytałam:) Chociaż jestem Twoją rówieśnicą, dzieciństwo(wczesne,później przeprowadziliśmy sie do miasta) też spedziłam na wsi(Warmia), było troche inaczej:) Babcia też wspominała o kisielu z owsa, ale my gotowaliśmy z mąki ziemniaczanej plus żurawina( własnorecznie uzbierana),śledzie też były całe(chyba innych w tamtych czasach nie było), do tego ziemniaki w mundurkach, zamiast pierogów mieliśmy krokiety, ale troche inne, bez obtaczania w panierce( do tej pory przysmak całej rodziny,juz kilka razy próbowałam "przemycic" pierogi z kapustą i grzybami- nikt nie je:(, oczywiście kompot z suszu, ryba smażona, barszcz i obowiązkowo kutia. A szynke, taką wedzoną zimnym dymem- znam i pamietam jej smak, ta teraźniejsza sie nie umywa,żadna szwardzwaldzka. Co prawda, odkąd pamietam mieliśmy lodówke, ale co roku dziadek taką wedził, była to moja ulubiona:)
A i u dziadków, też choinke ubierałało sie wigilie- dziadek przynosił z lasu, no sianko tez musiało obowiązkowo byc:) Ja teraz, od trezch lat też mam swoje, przed tem kupowałam "tzry źdźbła" w sklepie, no teraz sobie nie żałuje:)