No- pobijcie mnie nawet, albo co, ale mnie przysmaki PRL-u wyraźnie nie służyły. Dorastałam w tamtych czasach i byłam okropnym niejadkiem-jak bum- bum- chyba nic mi nie smakowało oprócz naleśników z serem. Nie przeczę natomiast, że ten okres wykształcał pewną inwencję kulinarną. Przecież w czasach gdzie półki sklepowe uginały się od sera żółtego i octu z odrobiną wyobrażni i siły przebicia ( alkohol na kartki) , mozna było wyczarować np. fondue :-) Pieczywo było i temu nie mozna było niczego zarzucić.
A obecnie bez żadnych wyrzutów sumienia cenię sobie możliwość zakupu awokado i krewetek- uwielbiam i gdyby nie to , że natłukłam dziś schabowych ( o to było za komuny ciężko ) , to bym zrobiła dziś na kolację...