Swego nie znacie - Polska nieznana

17 maja 2013 21:58 / 1 osobie podoba się ten post
Asik

A ja może o Gdyni? Moj dziadek ja budowal. Stoja nawet do dzis te domy. Na Świetojańskiej. Za wybudowanie jednej kamienicy dziadek dostał w prezencie kuchnie (westfalke czy jakos tak). Wspaniale ze ten temat jest. jest barzdo potrzebny.
"och Kaszuby jakie cudne, gdzie jest drugi taki kraj.." - :D

Ja w zeszle wakacje zabralam moja corcie wlasnie do Gdyni.Spedzilysmy trzy cudowne tygodnie... a ulica Swietojanska jest przecudowna....oprocz tego port,plaza z placem zabaw,zabytki,muzea no i atmosfera.... a bulwar o zachodzie slonca ehhhhhh nie potrzeba mi juz bylo na zagraniczne plaze jechac! No i oczywiscie wizyta w domku do gory nogami w Szymbarku.....
17 maja 2013 22:46
dorothea41

Ja w zeszle wakacje zabralam moja corcie wlasnie do Gdyni.Spedzilysmy trzy cudowne tygodnie... a ulica Swietojanska jest przecudowna....oprocz tego port,plaza z placem zabaw,zabytki,muzea no i atmosfera.... a bulwar o zachodzie slonca ehhhhhh nie potrzeba mi juz bylo na zagraniczne plaze jechac! No i oczywiscie wizyta w domku do gory nogami w Szymbarku.....

No i masz przed soba kobiete ktora wyjechala ztego miejsca na drugi koniec Polski. A teraz teskno do tych wschodow i zachodow, do spacerów brzegiem zatoki od Oksywia do Orłowa....
17 maja 2013 23:57 / 9 osobom podoba się ten post
Opowiem wam o niezwykłym zamku w zupełnie zwyczajnej okolicy.
Wyobraźcie sobie lekko pofałdowany teren ,szachownicę wąskich pól , trochę lasów , małe wioski . W jednej z nich ,o nazwie Ujazd już z daleka widać potężne , jasnoszare mury ,górujące nad okolicą .To ruiny zamku Krzyżtopór . Zbudowany w siedemnastym wieku miał być jedną z najpotężniejszych rezydencji magnackich w Polsce. Wybudował go Krzysztof Ossoliński - brat Jerzego, Wielkiego Kanclerza Koronnego .
Niezwykła to była budowla.Wpisany w kształt pięciokąta , krórego wierzchołki tworzyły 5 bastionow obronnych zamek miał z lotu ptaka kształt orła.Posiadał tyle okien , ile dni w roku , tyle komnat -ile tygodni, tyle dużych sal - ile miesięcy i tyle baszt - ile pór roku. Nie żałował Ossoliński pieniędzy - kamień , cegły ,wapno i miliony jajek , których białka jeszcze wzmocniły mury użyto do budowy .Posiadał zamek system wentylacyjny i grzewczy i niezwykle bogate wyposażenie . W jednej z sal szklany sufit stanowiło akwarium z egzotycznymi rybami .Stajnie na 300 koni miały marmurowe żłoby i lustra , na ktore padało światło z wysoko położonych okien i w ten sposob oświetlało pomieszczenia.Ich piękne sklepienia można podziwiać do dziś .Podobno był też tunel , łączący zamek z pobliskim Ossolinem , gdzie mieszkał brat Krzysztofa , Jerzy .Tunel miał być wysypany cukrem , imitującym śnieg , zaś bracia odwiedzali się , jeżdżąc tunelem saniami .
Ale największe wrażenie robi brama , z potężnym krzyżem po jednej a toporem po drugiej stronie i dziedziniec.Są tam puste wnęki po portretach przodkow i powinowatych wlaściciela ale pozostały inskrypcje a z nich przemawia historia Polski . Przewijają sie w niej nazwiska - Wiśniowieccy , Koniecpolscy , Potoccy , Tarłowie - nazwiska wojewodów , hetmanów ,dygnitarzy koronnych.
Niestety nie nacieszył sie pałacem i pięknym jego otoczeniem własciciel- zmarl wkrótce po zakończeniu budowy.Jego jedyny syn wyruszyl na Kresy , na wojnę i zginął w bitwie pod Zborowem.Tak skończyla się era Ossolińskich w Krzyżtoporze . Podobno duch syna Krzysztofa - młodego Baldwina Ossolińskiego , który wyruszył wkrótce po ślubie na wojnę zostawiając młodą żonę błąka się w deszczowe noce po zamku.
Nie oparł się zamek burzliwym wichrom historii - Potopowi szwedzkiemu , Konfederacji Barskiej . Powoli niszczał , popadał w zapomnienie i prawie nic nie pozostało z jego dawnej świetności .
Jest coś dziwnego w tych murach- jakiś powiew przeszłości , zagasły blask świetnosci.Prawie nasłuchuje się , czy nie słychać odgłosów końskich kopyt , szczęku szabel . Przeminął tamten świat , zostały mury , które tak wiele widziały - martwe , puste.
Ale będąc tam kiedyś w załomie muru zobaczylam pnący krzak róży - zwyklej , skromnej -coś jakby symbol , że na gruzach przeszłości rozwija się nowe życie.
18 maja 2013 00:16
mozah aM,uwielbiam historię średniowiecznych zamków.Znalazłam w neciku zdjęcia.Faktycznie niesamowity.Jakby ktoś chciał tu jest link http://www.zamkipolskie.com/krzyztopor/krzyztopor.html
18 maja 2013 10:38 / 6 osobom podoba się ten post
Rezerwat Archeologiczny "Kamienne Kręgi" w Grzybnicy znajduje się 20 km na południe od Koszalina, w pobliżu szosy Koszalin - Poznań i Bydgoszcz, na lewym brzegu rzeki Radew, w strefie chronionego krajobrazu przeznaczonego do rekreacji i wypoczynku. Rezerwat obejmuje uroczysko leśne o powierzchni około 3 ha. Na polanach którego znajdują się kręgi kamienne - ogrodzone stojącymi głazami miejsca wieców plemiennych, a w ich sąsiedztwie nagrobne bruki kamienne, będące świadectwem pamięci o pochowanych tam przodkach. Kult zmarłych przodków stwarzał atmosferę miru wiecowego i skłaniał do pokojowego rozstrzygnięcia sporów i ogłaszania wyroków. Zwoływano tu wiece i grzebano zmarłych w ciągu około 150 lat, a więc w ciągu życia prawie pięciu pokoleń, w czasie od schyłku I do końca II wieku, czyli w latach od około 70 do 200 roku naszej ery. Kręgi kamienne w Lesie Grzybnickim zostały odkryte w kwietniu 1974 roku. Dawna ludowa nazwa "cmentarz żydowski" śródleśnego miejsca, w okolicy którego nigdy nie było gminy żydowskiej nasuwała podejrzenie, że nie chodzi tu o żydowski "kirkut", lecz o zabytki znacznie wcześniejsze, sięgające pradziejów Pomorza. Natychmiast po odkryciu, kręgi kamienne i cmentarzysko zostały otoczone ochroną należną dobrom kultury oraz objęte archeologicznymi badaniami wykopaliskowymi i pracami konserwatorskimi.
Archeolodzy przyznają, że nurtuje ich zagadka, w jaki sposób kamienne konstrukcje, charakterystyczne dla tradycji ludów skandynawskich znalazły się na Pomorzu. Struktura kamienia i jakość jego obróbki każe przypuszczać, że został on przeniesiony z innych terenów. Najbardziej prawdopodobna hipoteza zakłada, iż na pomorskich pustaciach jeszcze przed końcem pierwszego wieku naszej ery pojawili się Goci - lud wywodzący się z mitycznej wyspy Skandza, skąd wyruszyli w poszukiwaniu swojej nowej ojczyzny, prawdopodobnie zmuszeni do emigracji przez wysoki przyrost naturalny, a być może także wabieni mitem potęgi i bogactwa Cesarstwa Rzymskiego. Niewykluczone, że w drodze ze Skandynawii Goci chwilowo zatrzymali się na terenie Pomorza Środkowego. W Lesie Grzybnickim zachowało się pięć kręgów kamiennych. Każdy z nich składa się z piaszczystego koliska otoczonego głazami pionowo wkopanymi w regularnych odstępach jeden od drugiego. Pośrodku prawie każdego koliska wkopane są głazy w kształcie steli. Dwa duże kręgi mają identyczne wymiary - średnicę 37,5 m i są usytuowane obok siebie. Trzy pozostałe kręgi są mniejsze, znajdują się w pewnym oddaleniu od siebie. Dwa z nich mają po 13 m średnicy, natomiast trzeci krąg jest jeszcze mniejszy i ma tylko 8 m średnicy.
W kręgach zostały stwierdzone ślady uczt obrzędowych oraz pozostałości ceremonii rytualnych, związanych z ciałopaleniem i chowaniem prochów zmarłych. Uderza ubóstwo pochówków złożonych w obrębie kręgów, jak również fakt, że na stosunkowo dużej przestrzeni koliska pochówki są pojedyncze, bądź nie przekraczają liczby dwóch. Pochowanych w obrębie kręgów nie tylko nie obdarzono zwyczajowymi darami, lecz na ogół pozbawiono także ozdób i innych atrybutów ich pozycji społecznej, co poświadczają zwłaszcza prochy pozostawione w stosach. Fakt ten dowodzi, że osoby, które spalono na stosach były odziane nader skromnie i bez ozdób. Ubóstwo tych pochówków wyraźnie kontrastuje z wyposażeniem pochówków spoza obrębu kręgów, na sąsiadującym z nimi cmentarzysku.
Najbardziej intrygująca dla radiestetów jest energia, emitowana z poszczególnych kamiennych kręgów. Choć może się to wydawać nieprawdopodobne, twierdzą że kamienie spod Grzybnicy pulsują ciepłem, światłem i szczególnym rodzajem siły magnetycznej. Nie dzieje się tak zresztą wyłącznie na tym terenie, lecz wszędzie tam, gdzie zachowały się podobne konstrukcje z kamieni. Potwierdzają to obserwacje kamiennych kręgów na przykład w Odrach, czy Węsiorach koło Kartuz.

Liczni obserwatorzy potwierdzają, że centralny kamień w kręgu oznaczonym przez radiestetów rzymską jedynką i usytuowanym w linii prostej od parkingu w Grzybnicy jest ciepły, bez względu na temperaturę otoczenia. Radiesteci mówią, że obszar tego kręgu emituje intensywne czerwone światło, a przebywające tam osoby odczuwają często niepokój, a nawet strach. Wizjonerzy podkreślają, że takie miejsca, wydzielone spośród kamiennych kręgów tchną atmosferą cierpienia i ofiary. Unosi się tam też silne promieniowanie, które zakłóca pracę urządzeń elektromagnetycznych, a niekiedy przestawia wskazówki zegarków. Nie sposób używać tu kompasu, a bywa, że ludzie pozostający nieco dłużej w tym miejscu miewają zakłócenia równowagi, a nawet jaźni.

Radiesteci próbują rejestrować obraz takiego terenu na kliszy fotograficznej, lub taśmie wideo. Zdarza się, że w obu przypadkach zostają utrwalone stożkowate, mleczne snopy białego i różowego światła, wiszące nad ziemią.

Fragmenty kręgów, wytwarzających pozytywną energię, działają na przybysza kojąco i uspokajająco, ale jedynie w określonych dawkach. Tak dzieje się ponoć na obszarze kręgu oznaczonego rzymską dwójką, przyległego do złowieszczej, piekielnej jedynki i nazywanego "Niebem" albo "Złotym Kręgiem".
Ponoć także niewskazane jest zbyt długie przebywanie w tym miejscu, ponieważ siła emitowanej tutaj energii potrafi przekroczyć próg wytrzymałości człowieka i zamiast dobroczynnego wpływu, może zbytnio obciążyć organizm i niekorzystnie wpłynąć na jego zdrowie. To właśnie tutaj spacerują czasem niemieccy turyści, prawdopodobnie świadomi możliwości energetycznego zasilenia organizmu. Niewtajemniczonym radiesteci polecają jednak odwiedziny najbezpieczniejszego, czwartego kręgu, leżącego na prawo od parkingu w Grzybnicy. To tam można się podobno najskuteczniej wyciszyć i odpocząć oraz doenergetyzować ciało i umysł, bez niebezpieczeństwa przedawkowania energii.

Rezerwat jest miejscem mocy porównywanym pod względem rodzaju i natężenia energii z czakramami na Wawelu w Krakowie.

Osobiście przekonałam się,że Przebywanie w Złotym Kręgu/najwyżej 10-15min/działa pozytywnie -choc zwykle sceptycznie do takich zjawiski podchodzę.Kamień jest naprawdę ciepły!!!Pozostałe zimne!!Poprzytulam się i mam energii na cały rok:)Może to tylko sugestia ale coś w tym jest.No i nigdzie nie ma takiej ilości ogromnych kurek jak tam:):)
W sierpniu odbywa sie tam widowisko związane z Gotami i ich wierzeniami.Jeszcze nie udało mi się byc w tym czasie ale kiedys postaram sie je obejrzeć.
18 maja 2013 11:27
Zapomniałam dodac ,że jak się tam jedzie to jest taka wioseczka Przydargiń i najprawdziwsza ,uczciwa pasieka i niefałszowany miód!!!!!Pychota!!!!!!
 
 
Zajrzyjcie tez tutaj:) Wklejam linka bo informacji jest multum-byłam, widziałam nawet roślinki na skalniaczek zakupiłam:) Piękne miejsce:)     http://www.hortulus.com.pl/
 
 
18 maja 2013 12:04
kasia63

Rezerwat Archeologiczny "Kamienne Kręgi" w Grzybnicy znajduje się 20 km na południe od Koszalina, w pobliżu szosy Koszalin - Poznań i Bydgoszcz, na lewym brzegu rzeki Radew, w strefie chronionego krajobrazu przeznaczonego do rekreacji i wypoczynku. Rezerwat obejmuje uroczysko leśne o powierzchni około 3 ha. Na polanach którego znajdują się kręgi kamienne - ogrodzone stojącymi głazami miejsca wieców plemiennych, a w ich sąsiedztwie nagrobne bruki kamienne, będące świadectwem pamięci o pochowanych tam przodkach. Kult zmarłych przodków stwarzał atmosferę miru wiecowego i skłaniał do pokojowego rozstrzygnięcia sporów i ogłaszania wyroków. Zwoływano tu wiece i grzebano zmarłych w ciągu około 150 lat, a więc w ciągu życia prawie pięciu pokoleń, w czasie od schyłku I do końca II wieku, czyli w latach od około 70 do 200 roku naszej ery. Kręgi kamienne w Lesie Grzybnickim zostały odkryte w kwietniu 1974 roku. Dawna ludowa nazwa "cmentarz żydowski" śródleśnego miejsca, w okolicy którego nigdy nie było gminy żydowskiej nasuwała podejrzenie, że nie chodzi tu o żydowski "kirkut", lecz o zabytki znacznie wcześniejsze, sięgające pradziejów Pomorza. Natychmiast po odkryciu, kręgi kamienne i cmentarzysko zostały otoczone ochroną należną dobrom kultury oraz objęte archeologicznymi badaniami wykopaliskowymi i pracami konserwatorskimi.
Archeolodzy przyznają, że nurtuje ich zagadka, w jaki sposób kamienne konstrukcje, charakterystyczne dla tradycji ludów skandynawskich znalazły się na Pomorzu. Struktura kamienia i jakość jego obróbki każe przypuszczać, że został on przeniesiony z innych terenów. Najbardziej prawdopodobna hipoteza zakłada, iż na pomorskich pustaciach jeszcze przed końcem pierwszego wieku naszej ery pojawili się Goci - lud wywodzący się z mitycznej wyspy Skandza, skąd wyruszyli w poszukiwaniu swojej nowej ojczyzny, prawdopodobnie zmuszeni do emigracji przez wysoki przyrost naturalny, a być może także wabieni mitem potęgi i bogactwa Cesarstwa Rzymskiego. Niewykluczone, że w drodze ze Skandynawii Goci chwilowo zatrzymali się na terenie Pomorza Środkowego. W Lesie Grzybnickim zachowało się pięć kręgów kamiennych. Każdy z nich składa się z piaszczystego koliska otoczonego głazami pionowo wkopanymi w regularnych odstępach jeden od drugiego. Pośrodku prawie każdego koliska wkopane są głazy w kształcie steli. Dwa duże kręgi mają identyczne wymiary - średnicę 37,5 m i są usytuowane obok siebie. Trzy pozostałe kręgi są mniejsze, znajdują się w pewnym oddaleniu od siebie. Dwa z nich mają po 13 m średnicy, natomiast trzeci krąg jest jeszcze mniejszy i ma tylko 8 m średnicy.
W kręgach zostały stwierdzone ślady uczt obrzędowych oraz pozostałości ceremonii rytualnych, związanych z ciałopaleniem i chowaniem prochów zmarłych. Uderza ubóstwo pochówków złożonych w obrębie kręgów, jak również fakt, że na stosunkowo dużej przestrzeni koliska pochówki są pojedyncze, bądź nie przekraczają liczby dwóch. Pochowanych w obrębie kręgów nie tylko nie obdarzono zwyczajowymi darami, lecz na ogół pozbawiono także ozdób i innych atrybutów ich pozycji społecznej, co poświadczają zwłaszcza prochy pozostawione w stosach. Fakt ten dowodzi, że osoby, które spalono na stosach były odziane nader skromnie i bez ozdób. Ubóstwo tych pochówków wyraźnie kontrastuje z wyposażeniem pochówków spoza obrębu kręgów, na sąsiadującym z nimi cmentarzysku.
Najbardziej intrygująca dla radiestetów jest energia, emitowana z poszczególnych kamiennych kręgów. Choć może się to wydawać nieprawdopodobne, twierdzą że kamienie spod Grzybnicy pulsują ciepłem, światłem i szczególnym rodzajem siły magnetycznej. Nie dzieje się tak zresztą wyłącznie na tym terenie, lecz wszędzie tam, gdzie zachowały się podobne konstrukcje z kamieni. Potwierdzają to obserwacje kamiennych kręgów na przykład w Odrach, czy Węsiorach koło Kartuz.

Liczni obserwatorzy potwierdzają, że centralny kamień w kręgu oznaczonym przez radiestetów rzymską jedynką i usytuowanym w linii prostej od parkingu w Grzybnicy jest ciepły, bez względu na temperaturę otoczenia. Radiesteci mówią, że obszar tego kręgu emituje intensywne czerwone światło, a przebywające tam osoby odczuwają często niepokój, a nawet strach. Wizjonerzy podkreślają, że takie miejsca, wydzielone spośród kamiennych kręgów tchną atmosferą cierpienia i ofiary. Unosi się tam też silne promieniowanie, które zakłóca pracę urządzeń elektromagnetycznych, a niekiedy przestawia wskazówki zegarków. Nie sposób używać tu kompasu, a bywa, że ludzie pozostający nieco dłużej w tym miejscu miewają zakłócenia równowagi, a nawet jaźni.

Radiesteci próbują rejestrować obraz takiego terenu na kliszy fotograficznej, lub taśmie wideo. Zdarza się, że w obu przypadkach zostają utrwalone stożkowate, mleczne snopy białego i różowego światła, wiszące nad ziemią.

Fragmenty kręgów, wytwarzających pozytywną energię, działają na przybysza kojąco i uspokajająco, ale jedynie w określonych dawkach. Tak dzieje się ponoć na obszarze kręgu oznaczonego rzymską dwójką, przyległego do złowieszczej, piekielnej jedynki i nazywanego "Niebem" albo "Złotym Kręgiem".
Ponoć także niewskazane jest zbyt długie przebywanie w tym miejscu, ponieważ siła emitowanej tutaj energii potrafi przekroczyć próg wytrzymałości człowieka i zamiast dobroczynnego wpływu, może zbytnio obciążyć organizm i niekorzystnie wpłynąć na jego zdrowie. To właśnie tutaj spacerują czasem niemieccy turyści, prawdopodobnie świadomi możliwości energetycznego zasilenia organizmu. Niewtajemniczonym radiesteci polecają jednak odwiedziny najbezpieczniejszego, czwartego kręgu, leżącego na prawo od parkingu w Grzybnicy. To tam można się podobno najskuteczniej wyciszyć i odpocząć oraz doenergetyzować ciało i umysł, bez niebezpieczeństwa przedawkowania energii.

Rezerwat jest miejscem mocy porównywanym pod względem rodzaju i natężenia energii z czakramami na Wawelu w Krakowie.

Osobiście przekonałam się,że Przebywanie w Złotym Kręgu/najwyżej 10-15min/działa pozytywnie -choc zwykle sceptycznie do takich zjawiski podchodzę.Kamień jest naprawdę ciepły!!!Pozostałe zimne!!Poprzytulam się i mam energii na cały rok:)Może to tylko sugestia ale coś w tym jest.No i nigdzie nie ma takiej ilości ogromnych kurek jak tam:):)
W sierpniu odbywa sie tam widowisko związane z Gotami i ich wierzeniami.Jeszcze nie udało mi się byc w tym czasie ale kiedys postaram sie je obejrzeć.

Witaj Kasiu63...zawsze myslalam... ze najslynniejsze w Polsce Kamienne Kregi sa w Odrach... dzieki za nowe informacje...
 
Dwa lata temu jadac do Gdanska przez Kaszuby.... zatrzymalalam sie wlasnie w Odrach... byla godz. 17.oo rozsiadlam sie wygodnie i medytowalam... chyba zbyt dlugo...bo jak wsiadlam do samochodu... nawigacja zaczela dziwnie sie zachowywac... przez dwie godziny krazylam po lesie... /samochod z niskim podwoziem/ strachu sie najadlam... bo tylko duktami sie poruszalam... wreszcie po krotkiej modlitwie do sw.Antoniego... trafilam na lesniczowke.... tam uzyskalam pomoc... i dotarlam przed 22.oo do Gdanska...
Potwiedza sie... ze promieniowanie jakie w Kregach Kamiennych wystepuje... niekoniecznie musi pozytywna energia emanowac....
18 maja 2013 15:50 / 4 osobom podoba się ten post
Kolejna ciekawostka warta obejrzenia w moim regionie to Arboretum Karniszewickie

POŁOŻENIE.
Arboretum w Karnieszewicach znajduje się przy drodze ze wsi Karnieszewice do Wierciszewa, w pobliżu torów kolejowych Koszalin-Słupsk w oddz. 25 b Leśnictwa Kamionka. Ma powierzchnię 4,75 ha. Jadąc z Koszalina należy skręcić w lewo na wzgórzu tuż za szklarniami Kombinatu Ogrodniczego w Karnieszewicach. Następnie pojechać prosto ok 3-4 km. Arboretum znajduje się w oddziale 25b, który kształtem zbliżony jest do prostokąta. Dłuższy jego bok przylega do torów linii kolejowej Szczecin-Gdańsk. W części południowo-zachodniej arboretum przylega do szosy, od południa graniczy z drogą leśną.
Rzeźba terenu arboretum jest dość urozmaicona. Jego główną osią jest aleja daglezjowa. W części środkowej i północnej ogrodu teren jest równinny, w części południowej falisty. W tej właśnie części, w głębokim jarze, przepływa niewielki strumień, wokół którego znajdują się trasy, na których rosną liczne gatunki roślin zielonych i krzewów.
Warunki klimatyczne, na które składają się głównie stosunki termiczne i wilgotnościowe są dla tego obszaru bardzo korzystne jeżeli chodzi o aklimatyzację gatunków obcego pochodzenia. Świadczy o tym nie tylko obfitość gatunków ale i ich imponujące rozmiary.
HISTORIA.
Arboretum w Karnieszewicach powstało w 1881 r., z okazji zjazdu Pomorskiego Towarzystwa Leśnego. Potwierdzeniem tego jest kamień pamiątkowy tegoż Towarzystwa, znajdujący się w północno-zachodnim narożniku jego terenu, w pobliżu przejazdu kolejowego. Istotnym dowodem jest także wiek daglezji zielonej, rosnącej w arboretum, określony w czasie inwentaryzacji w 1991 r. na 110 lat, ustalony na podstawie rocznych przyrostów. Za twórcę tego ogrodu uważa się wybitnego naukowca, leśnika Schwappacha.
W okresie powojennym arboretum przez wiele lat było zaniedbane. Nie interesowały się nim ośrodki badawcze. Dopiero lata 60. przyniosły pozytywne zmiany. Dość późno, bo dopiero w latach 80. pewne zainteresowanie tym terenem wykazał PTTK z Koszalina, organizując np. rajdy piesze do arboretum.
Latem 1995 r. zlikwidowano stare ogrodzenie arboretum, wykonane z żerdzi, a na to miejsce postawiono solidne, z siatki aluminiowej, na silnych słupach drewnianych. Przez arboretum przebiega aleja daglezjowa, od strony szosy zakończona drewnianą bramą z napisem ARBORETUM.CEL ZAŁOŻENIA.
Arboretum w Karnieszewicach powstało w czasie, gdy leśnicy drugiej połowy XIX wieku tworzyli ekonomiczne podwaliny funkcjonowania gospodarstwa leśnego. Próbowano wówczas wprowadzić do doświadczalnictwa leśnego, a następnie do praktyki leśnej takie gatunki obcego pochodzenia, których parametry przyrostu i osiągane ostateczne wielkości dawały nadzieję na intensyfikację produkcji drzewnej z jednostki powierzchni. Arboretum Karnieszewickie zostało założone niewątpliwie również w celu badań nad aklimatyzacją, rozwojem i możliwościami produkcyjnymi gatunków drzew obcego pochodzenia.
Szczególnie duże nadzieje wiązano wówczas z daglezją zieloną odkrytą w Ameryce Północnej przez szkockiego botanika Dawida Douglasa, który w 1827 roku sprowadził ją i upowszechnił w angielskich parkach.

SKŁAD GATUNKOWY ARBORETUM.
Daglezja w swojej ojczyźnie dorasta do 100 m wysokości, cechuje się szybkim przyrostem i stąd była obiektem dużego zainteresowania leśników niemieckich. Na Pomorze, w okresie pomiędzy latami 1880 a 1884 sprowadzono pewne partie jej nasion i założono powierzchnie próbne. Przypuszcza się, że znajdujące się w arboretum daglezje pochodzą właśnie z tychże partii.
Poza daglezją do badań w arboretum posadzono szereg innych gatunków jak: jodła kalifornijska, tulipanowiec, buk pospolity strzępolistny, kasztan jadalny, choina kanadyjska, jesion pensylwański, bluszcz polski, kalina koralowa, mahonia, tawuła japońska, wawrzynek wilczełyko i inne. Jest tu ponad 1.400 drzew, których objętość wynosi prawie 2.000 m3. Daglezje dochodzą do ponad 40 m wysokości i 4 m obwodu w pierśnicy.

Bliskie sąsiedztwo miasta Koszalina i dużych ośrodków wczasowych Mielna, Unieścia i Łazów gromadzą w sezonie letnim liczne grupy turystów, którzy w tutejszych lasach oprócz niezapomnianych chwil w obcowaniu z przyrodą mogą nazbierać duże ilości jagód i grzybów.
Arboretum jest prawie zupełnie nie znane, wymaga lepszego oznakowania przy drogach dojazdowych. Szczerze zapraszam wszystkich do odwiedzenia tego florystycznego skarbu Pomorza Środkowego.Opuszczając arboretum warto pojechać dalej przez przejazd kolejowy i zaraz za nim skręcić w lewo w drogę szutrową. Po kilkuset metrach tuż przy drodze po prawej stronie zauważymy pomnikowe daglezje zielone. Miejsce oznakowane jest tablicą informacyjną. Jest to miejsce warte zatrzymania się i podziwiania pięknych, olbrzymich drzew.





18 maja 2013 19:29
Bardzo ciekawe to arboretum - nigdy o tym miejscu nie słyszałam a nazwa daglezja tylko mi się kiedyś o uszy obiła . Chciałabym to zobaczyć.
18 maja 2013 20:25
W D spotkałam inne nieznane drzewo-araukarię,taka wielka jakby choinka:) U nas za zimno i na dworze nie wytrzymuje-próbowalismy i padła:(
18 maja 2013 22:10
Jak zobaczyłem ten temat, to naszła mnie ochota na opisanie historii FSO, a konkretnie naszego "krążownika szos" i "cesarza polskich dróg" - Poloneza! Ale jakoś nie mam dzisiaj weny twórczej, a trochę pisania by było.
18 maja 2013 22:25
Janusz ,spoko:) poczekamy na wenę:) byle nie do wiosny:)
19 maja 2013 21:44 / 4 osobom podoba się ten post
Jest region Polski trochę niepozorny - bo to góry niby są - ale niewysokie , jezior brak , zabytkowe miasta i owszem - ale niewielkie , zabytków sporo - ale rozsiane .Ale jest mi ten region bliski , bo tam się urodziłam i wychowałam .Wiele ciekawych historii pamiętam jeszcze z opowiadań mojego dziadka , niektóre , te z wojny opowiadał mi ich bezpośredni uczestnik , przewędrowałam te tereny z plecakiem a w niektóre miejsca wzięłam mego syna , aby wiedział skąd wywodzi się moja rodzina . Postaram się napisać o tych terenach i ludziach , z nimi związanych.A te opowiadanka chciałabym zatytułować Opowieści Świętokrzyskie.A oto jedno z nich.
Na szczycie łyśca - gory o wys. ok 600m wg tradycji benedyktyńskiej król Boleslaw Chrobry ufundował opactwo .Formalne zapisy sięgają XI wieku .Od XIV w. zaczęto je nazywać Świętym Krzyżem , gdyż znajdują się tam relikwie Krzyża Świętego , podarowane opactwu przez księcia Emeryka -syna krola Węgier Stefana . Legenda mówi , że książę przybył na zaproszenie króla Bolesława w jedenastym wieku.Jego ojciec dał mu na drogę relikwie Drzewa Krzyża Świętego, by go strzegły w niebezpiecznej podróży.W owym czasie Puszcza Jodłowa obfitowała we wszelaką zwierzynę i tam też polował książę z polskim krolem . Zapędził się za zwierzyną młody książę . Nagle zobaczyl pięknego jelenia z rozłożystym porożem .Zagrała w młodym krew i chciał upolować zwierzę . Wtedy dostrzegł świetlisty krzyż między rogami zwierzęcia . Opuścił łuk a jeleń znikł. Rozejrzał się książę dookoła , lecz był sam .Zadął w rog , by przywołać towarzyszy lecz odpowiedziała mu tylko cisza. Nagle wielka jasność ogarnęła las i przed księciem pojawił się anioł , który powiedział :,,Idź za mną , do dobrych ludzi tam przenocujesz , lecz musisz zostawić im to , co masz najcenniejszego '' . Doprowadził księcia do małego, drewnianego kościółka , tam przeczekał Emeryk noc a rano ruszył w dół .Powrocił na drugi dzień ze świtą i podarował to , co miał najcenniejszego - otrzymane od ojca relikwie

Do dziś znajdują się relikwie na Świętym Krzyżu , w kaplicy Oleśnickich , a umieszczone zostały w relikwiarzu , na którym widnieje Karawaka - podwójny krzyż , zwany czasem krzyżem morowym lub krzyżem benedyktyńskim.Miał chronić od zarazy , nieszczęść , wypadkow i piorunow .Do dziś jest spotykany , choć niewielu wie czym jest .
Klasztor został zbudowany z kamienia w XII wieku , na miejscu dawnego drewnianego , wielokrotnie był przebudowywany .Benedyktyni , ktorzy przybyli z klasztoru na Monte Cassino pozostali do 1819 roku , kiedy nakazem carskim zlikwidowano opactwo a obiekt przeznaczono dla wyklętych księży .Potem bylo tam niezwykle ciężkie więzienie carskie , wreszcie od 1936 roku objęli klasztor ojcowie Oblaci - misjonarze i pozostają tam do dziś .
Wielu polskich krolów pielgrzymowało na Święty krzyż Drogą Krolewską - szlakiem wiodącym od podnóża góry i wsi Nowa Słupia. Władysław jagielło 2 dni tu spędził , udając się pod Grunwald,Kazimierz Jagiellończyk , Zygmunt Stary z krolową Boną,Zygmunt August , Krol Zygmunt Waza , wielu kardynałów , magnatów , szlachta i niezliczone tłumy zwykłych ludzi - przez stulecia .Z klasztorem związana jest jeszcze jedna ciekawa postać , ale napiszę o tym kiedy indziej.
Jak tam jest ? Gdy o zmierzchu zejdą już pielgrzymi na dół a mury klasztoru oświetlają ostatnie promienie słońca ,pierwsza myśl, jaka się nasuwa to ,,jaki tu spokoj'' . Wokoł szumi Puszcza Jodłowa , nie widać świateł miast , nie słychać zgiełku , można pozostać ze swoimi myślami i w ciszy szukać i znajdować siły do dalszego zmagania się z życiem . A gdy popatrzy się na klasztor spostrzega się zakątki ,elementy architektoniczne , ktore urzekają harmonijnymi proporcjami , jakże pięknymi w swej prostocie . Może to ta harmonia podświadomie wycisza człowieka .Ale ja myślę , że to wielki dar węgierskiego księcia - bo w tym miejscu Pan jest tylko na wyciągnięcie naszej ręki.
19 maja 2013 22:25 / 5 osobom podoba się ten post
Część I - ciekawostka. Nadwozie Poloneza zostało zaprojektowane przez włoskiego projektanta Giorgetto Giugiaro. Pewnie nikomu to nic nie mówi, ale człowiek ten został uznany za najlepszego projektanta samochodów w całym XX wieku. Ile osób krytykujących nasz krążownik zarzuca mu brzydotę i określa jako "zaprojektowany przez nieudacznika"?
W owym czasie (lata 70 te) Giugiaro zaprojektował również Volkswagena Golfa oraz Lancie Deltę (wersja Lancia Delta Integrale, bliźniaczo podobna do Poloneza była dominującym samochodem w rajdowych mistrzostwach świata w latach 1985-1992 zdobywając kilkukrotnie tytuły mistrzowskie).
Polonez zwyczajowo uchodzi za wybitnie brzydki samochód, a słowo "Lancia" każdy kojarzy z pięknymi samochodami.
Poznajecie tą mordkę: http://www.autogaleria.pl/tapety/img/lancia/lancia_delta_integrale_1991_03_s.jpg to właśnie "piękna Lancia". A czy na I rzut oka jej przód to nie stary poczciwy "Borewicz" z nieco zmienionymi reflektorami?
19 maja 2013 23:01
kasia63

Zapomniałam dodac ,że jak się tam jedzie to jest taka wioseczka Przydargiń i najprawdziwsza ,uczciwa pasieka i niefałszowany miód!!!!!Pychota!!!!!!
 
 
Zajrzyjcie tez tutaj:) Wklejam linka bo informacji jest multum-byłam, widziałam nawet roślinki na skalniaczek zakupiłam:) Piękne miejsce:)     http://www.hortulus.com.pl/
 
 

Byłam w Hortulusie i potwierdzam, że to piękne miejsce... hehe moje Kochanie mnie tylko poganiało, bo to nie miejsca dla niego... no i to moje ciągłe wzdychanie "Ach! Ależ tu pięknie!" doprowadzały go do szału... hihi ale dał radę chłopina!