Minęło nieco czasu, powoli aklimatyzyjemy się w nowym miejscu. Ludzie są sympatyczni, każdego dnia na spacerach z piesem jest "Morgen" i uśmiech od ucha do ucha. Mój mąż, który włada niemieckim na poziomie właściwie żadnym, jakoś za pomocą pojedyńczych słów i z wielką pomocą rąk - radzi sobie. Natomiast na froncie walki o zdrowie mojej Młodszej jest raczej tak sobie, żeby nie powiedzieć - całkiem źle.Jest jeszcze w szpiyalu w Warszawie. Pierwsza
Czytaj więcej