Mi nie.Jako człowieka i pacjenta jest mi teścia oczywiscie żal, bo męczył się strasznie ,ale żałoby nie odczuwam.Męża,teściową i resztę rodziny starałam się na taki finał przygotowac od pierwszego dnia ,kiedy poszedł do szpitala-dla mnie było oczywiste ,że nic się nie da zrobić.Zaawansowany,rozsiany nowotwór z licznymi przerzutami...Zresztą ja jestem jakaś inna,może to z racji doświadczenia i tego ,że jednak nie jestem laikiem i wiem co może nastapić....No,nie wiem.Tak mam-także wtedy, kiedy takie sprawy dotyczą mojej części rodziny.Teść mnie lubił-zawsze mówił,że ja jedna walę prosto z mostu i się go nie boję:)A ze względu na męża cieszę sie ,że pojechał do Wro w piątek i zdążył sie z ojcem pożegnać-bardzo nie chciał,bał się tego ,ale go niemal wygoniłam i wiem ,że zrobiłam dobrze- miałby w przyszłości straszne wyrzuty sumienia ,gdyby tego nie zrobił.A tak jestem spokojna.Jutro jedziemy do Wro , a 15ego już jadę do pracy.
Rozumiem,,ze to twój aktualny teściu.
Dobrze ze namówiłaś Mena na to ostatnie pozegnanie, jeszcze będzie CI wdzięczny.
Napisz kiedy pogrzeb, zaswiecę lapkę w oknie,
a reszta nich go tam poza naszym wymiarem sądzi.