Schwester Zofija

23 kwietnia 2018 09:46 / 4 osobom podoba się ten post
ela.p

Nie należę do opiekunek rozwijających się, ale też mam taką nadzieję. :-)
Może sama siebie zaskoczę, mądrzejsze opiekunki motywują opowieściami z pracy.

A nasza Zofija to mądra osóbka. Również czytam z zainteresowaniem to, co napisała.
23 kwietnia 2018 11:38 / 4 osobom podoba się ten post
Czwartek
 
Dzisiaj też pracowałam z S. Poranne zadania załatwiłyśmy sprawnie, wszystko idzie mi coraz lepiej. Widzę, że mam predyspozycje do tej pracy, a nie każdy nadaje się/może, taki zawód wykonywać. Od zawsze miałam skłonności do zawodu pielęgniarki, chociaż moje życie potoczyło się inaczej i nie poszłam tą drogą zawodową. Opiekun osób starszych / chorych jest z tej samej rodziny zawodowej i dlatego nie sprawia mi to trudności. Nie myślałam, że po 50. przekwalifikuję się do takiego zawodu, spełniającego namiastkę mojego powołania.
 
Przełożona lekko zmieniła mój grafik (oczywiście zapytała mnie, czy zgadzam się na to) i tak: jutro mam tzw. Teilschicht, czyli dyżur dzielony. 3,5 godziny rano oraz 3,5 godziny wieczorem; w poniedziałek natomiast zaczynam 5.15 rano. Dla mnie nie ma tutaj problemu z czasem pracy, bo jestem wolna i do dyspozycji pracodawcy.
 
O szczegółach codziennych dyżurów nie zawsze będę pisała, bo wiele spraw jest powtarzalnych. Natomiast postaram się opisywać w tym dzienniku to, co mnie najbardziej dotyka i stanowi moje życie tutaj na eksportowej pracy opiekunki.
 
Po pracy, jak zwykle posiedziałam prawie 2 godziny w pokoju , aby odpocząć. Dzisiaj trochę odczuwam przesilenie w kręgosłupie, więc muszę nieco odpocząć. Natomiast katar i objawy przeziębienia prawie mi przeszły. Moja kuracja przyniosła dobre rezultaty, z czego cieszę się niezmiernie.
 
Przed 16.00 wyszłam z Heimu i pojechałam samochodem 3 km w kierunku DD. Zostawiłam mój pojazd przy jakimś sklepie i ruszyłam pieszo w stronę miasta. Oczywiście wcześniej określiłam sobie cel mojego trekingu na mapy Google. Było to centrum handlowe już w obrębie miasta. Tak więc do tego wielkiego miasta nie mam daleko. W drodze powrotnej obrałam sobie inną trasę, aby poznawać tereny. Ja to jestem normalnie Globtretter...hihihi. Brakuje mi roweru, śmigałabym tutaj, jak w Monachium. Tylko teraz już pora roku jest nieodpowiednia na rower, no i teren o wiele trudniejszy ze względu na sporę nierówności górotwórcze. Do domu wróciłam przed 19.00 w pełni dotleniona.
24 kwietnia 2018 09:36 / 5 osobom podoba się ten post
Piątek
 
Dzisiaj miałam przerywany dyżur: rano 3,5 i wieczorem 3,5 godziny, czyli na poranną akcję wyciągania PDP z łóżek oraz kolację i ułożenia do łóżeczek na noc. Rano pracowałam jak każdego dnia i nawet nie zmęczyłam się bardzo. Coraz lepiej daję sobie radę.
 
Następnie posiedziałam do 13.00 w pokoju i wyjechałam na spacerek. Pogoda jest piękna i przeziębienie już mi całkowicie ustąpiło, więc mogę śmiało aktywizować się na świeżym powietrzu. Pojechałam do centrum mojego miasteczka. Zostawiłam samochód na parkingu przy Lidlu i poszłam na parokilometrowy spacer. Po dwóch godzinach wróciłam, wskoczyłam do samochodu i szybciutko do domu, bo za godzinę musiałam stawić się na dyżur. Niestety mój dobry humor popsułam sobie małą paną. Nie wiem co ze mną nie tak, ale otarłam swój nowy samochód. Nie mogę sobie darować, że nie zauważyłam małego słupka, a kiedy czujniki zadziałały było już za późno. Powstała mała rysa, nie mogę tego tak zostawić. Kiedy w grudniu wrócę do domu, to zgłoszę szkodę na Autocasco i trzeba to zlikwidować. Cóż stało się i nie odstanie, aż mnie ściska w środku, jestem sama na siebie wściekła.... coś czuję, że to rogaty nieprzyjaciel mści się na mnie za moje działania w kierunku Dobra i Miłości.
 
Po powrocie do domu wrzuciłam coś na ząb i za godzinkę zeszłam na dyżur. Jeszcze o tej porze dnia nie pracowałam. Znowu poruszałam się niepewnie w wykonaniu obowiązków. Koleżeństwo jest jednak całkiem w porządku i instruują mnie co, jak i w jakiej kolejności mam robić. Mamy nietypowy wieczór, bo zepsuła się winda, a to uniemożliwia transfer naszych niesprawnych staruszków na kolację i z powrotem. Niby przed kolacją zreperowano windę, ale naszym PDP nie zdradziliśmy tej radosnej nowiny, aby nie zaczęli wędrować przed położeniem do łóżek. Kuchnia przygotowała tak kolację, że osobom mieszkającym na 1. i 2. piętrze zanieśliśmy kolację do pokojów.
 
Roznosiłam jedzenie razem z koleżanką K. Nakarmiłam też jedną leżącą staruszkę, która jest w dość ciężkim stanie. Jest to osoba prawie bez kontaktu i z problemem przełykania. Trzeba było ją wolno karmić, bo jest duże zagrożenie zakrztuszenia. Zajęło mi to z pół godziny. Kiedy tak stałam przy łóżku i patrzyłam na to biedactwo, to przychodziły mi różne myśli do głowy i mój problem, którym się dzisiaj zdenerwowałam zbladł do minimum w obliczu takiego cierpienia. Czymże są problemy materialne w obliczu cierpienia chorych i niesprawnych ludzi, których tu pielęgnuję. Zabiegamy o dobra materialne, o kasę i różne nieważne rzeczy, a nie myślimy o tym, jak kruche i krótkie jest ludzkie życie, jak szybko przemija, a materializm jest ślepą uliczką.....
 
Po kolacji zajęliśmy się przygotowaniem PDP na nocny spoczynek. Zabiera to też sporo czasu, ale toaleta jest w mniejszym zakresie: umycie buzi, zębów i rąk, przebranie pieluch i przebranie w piżamy. Poszło nam to dość sprawnie. Akcję dobranocki zakończyliśmy 10 minut przed moim fajrantem.
25 kwietnia 2018 14:32 / 6 osobom podoba się ten post
Sobota
 
Dzisiaj dyżur poranny, w związku z tym musiałam wcześnie wstać. Jak na moje przyzwyczajenia w ostatnich lat jest to o wiele za wcześnie. Jestem sową, czyli późno chodzę do łóżka i najlepiej, kiedy mogę spać do 8.00, a tu muszę wstawać 5.15.
 
Robota przy PDP taka, jak co dzień, ale co dzień idzie mi to lepiej. Teraz dopiero czuję się opiekunką pielęgnacyjną. Uczę się tutaj bardzo dużo nowego i jestem z tego bardzo zadowolona. To takie nowe wyzwanie dla mnie, a coś takiego nakręca mnie i mobilizuje do działania. Dzisiaj jest sobota i w Heimie jest ogólnie mniej ruchu. Ogarnęłyśmy na spokojnie wszystkich Bewohner, a nawet po porannej akcji był jeszcze luz-bluz.
 
Po pracy położyłam się do łóżka, ale drzemałam raptem 15 minut i wyskoczyłam z łóżka, bo nie dla mnie takie leniuchowanie. O 15.00 zebrałam się i pojechałam do DD. Zatrzymałam się 3 km od starówki, aby resztę drogi przejść pieszo. Te moje wycieczki robię w celu poznania miasta i okolic, a że nie mam roweru, to muszę wędrować. DD jest dużym miastem. Z tego, co na razie zwiedzałam, to widzę prześliczną starówkę. Jednak te dzielnice miasta w których dotychczas uprawiałam długie spacery są typowo postkomunistyczne. Na dzisiejszym odcinku trafiłam właśnie na taką typową komunistyczną (jakby znajomą) urbanizację. Dopiero kilometr przed starówką po przekroczeniu centralnej linii kolejowej widoki zmieniły się na wielkomiejskie i nowoczesne budowle. Po dojściu do starówki poszłam do Hofkirche. Tam zatrzymałam się przy ołtarzu Matki Bożej i odmówiłam swoje codzienne modlitwy. Tak się dobrze czułam w tym kościele, że spędziłam w nim całą godzinę. Po drugiej stronie świątyni przygotowywano jakieś instrumenty do koncertu. W informatorze przeczytałam, że dzisiaj wieczorem odbędzie się 2,5 godzinne spotkanie muzyczno-medytacjne. Gdybym wcześniej wiedziała, to zorganizowałabym się tak, aby uczestniczyć w tym. Za długo na pozostanie tutaj, a drugi raz nie chce mi się jechać do miasta.
Do domu wróciłam przed 19.00 i zajmowałam się już tylko swoimi prywatnymi sprawami.
 
25 kwietnia 2018 19:26 / 3 osobom podoba się ten post
Zosia czytam i myslę, że mimo ciężkiej pracy jesteś zadowolona. To widać po Twoich wpisach . Każda z nas powinna szukac miejsca dla siebie . Takiego miejsca, żeby mieć głowę wolną , czas wolny , i wolny wybór .
25 kwietnia 2018 20:19 / 6 osobom podoba się ten post
Mleczko

Zosia czytam i myslę, że mimo ciężkiej pracy jesteś zadowolona. To widać po Twoich wpisach . Każda z nas powinna szukac miejsca dla siebie . Takiego miejsca, żeby mieć głowę wolną , czas wolny , i wolny wybór .:kwiatek dla ciebie:

Dokładnie tak jest Aniu i po pół roku takiej pracy moje pozytywne nastawienie wręcz się umocniło.
26 kwietnia 2018 09:48 / 1 osobie podoba się ten post
Z czasem każdy nabiera wprawy, ale uważam, że to ciężka praca.
Masz pod sobą więcej osób, musisz się śpieszyć. Nie wiem czy bym dała radę.
26 kwietnia 2018 10:09 / 2 osobom podoba się ten post
ela.p

Z czasem każdy nabiera wprawy, ale uważam, że to ciężka praca.
Masz pod sobą więcej osób, musisz się śpieszyć. Nie wiem czy bym dała radę.

Nie jest się samym na dyżurze, a po nim zamyka się drzwi i idzie do siebie. To duży plus.
26 kwietnia 2018 16:21 / 2 osobom podoba się ten post
ela.p

Z czasem każdy nabiera wprawy, ale uważam, że to ciężka praca.
Masz pod sobą więcej osób, musisz się śpieszyć. Nie wiem czy bym dała radę.

To jest innego rodzaju praca niż w opiece domowej 24, ale prcujesz parę godzin i jesteś wolna. Może pod względem fizycznym jest trochę ciężej, ale pod względem psychicznym totalnie łatwiejsza. Ja w każdym razie dobrze się czuję w tym charakterze opiekunkowa i na razie chcę tak pracować.
26 kwietnia 2018 16:29 / 5 osobom podoba się ten post
Niedziela
 
Pogoda do 14.00 była paskudna, padało i nie wyglądało na to, że się przejaśni. Jednak po moim dyżurze poprawiło się i mogłam spokojnie pojechać do kościoła. Nawet zrobiło się ciepło.
 
Dyżur poranny przebiegł rutynowo i spokojnie....hmmm, co ja piszę, rutynowo.....hihihi, ale faktycznie wdrożyłam się już nieźle w tę pracę. Fakt, że jestem zawsze na tym samym odcinku. Znam już pacjentów i ich możliwości, a to bardzo ułatwia pracę. Super, może będzie ze mnie normalna Pflegerin (opiekunka pielęgnacyjna) …..hihihi.
 
Do DD pojechałam godzinkę przed rozpoczęcie mszy. Tym razem podjechałam bliżej starówki i znalazłam odpowiedni parking. W niedzielę parkowanie jest bezpłatne, więc szczególnie mi to pasi. Cieszę się, że mogę przyjeżdżać tu na niedzielną i to naszą, polską mszę. Tutejszy ksiądz wydaje mi się w porządku...... super. Na stronie Polskiej Misji Katolickiej doczytałam, że istnieje tu grupa Odnowy w Duchu Świętym. Spotykają się w poniedziałek o 19.00 pod innym adresem (zapewne plebanii), ale też w obrębie śródmieścia. Jeśli tylko będę mogła, to dotrę do tej wspólnoty, bo nie jest mi ona obca i chętnie podejmę z nimi modlitwę. Po nabożeństwie zostałam jeszcze trochę w kościele na odmówienie swoich codziennych modlitw. Kiedy wyszłam z kościoła zmierzchało się już. Nie spacerowałam długo, tylko szybko pomaszerowałam do auta i wróciłam do domu.
26 kwietnia 2018 16:50 / 1 osobie podoba się ten post
Zofija

To jest innego rodzaju praca niż w opiece domowej 24, ale prcujesz parę godzin i jesteś wolna. Może pod względem fizycznym jest trochę ciężej, ale pod względem psychicznym totalnie łatwiejsza. Ja w każdym razie dobrze się czuję w tym charakterze opiekunkowa i na razie chcę tak pracować.

Widzę plusy w odciążeniu psychicznym, a fizycznie pewnie można się przyzwyczaić. Lubię czytać twoje opowieści.
26 kwietnia 2018 16:50 / 3 osobom podoba się ten post
Zofija

To jest innego rodzaju praca niż w opiece domowej 24, ale prcujesz parę godzin i jesteś wolna. Może pod względem fizycznym jest trochę ciężej, ale pod względem psychicznym totalnie łatwiejsza. Ja w każdym razie dobrze się czuję w tym charakterze opiekunkowa i na razie chcę tak pracować.

Kiedyś byłam na zastępstwie, dzięki Bogu dość krótkim. Moja rola to była bardziej osoba do towarzystwa niż opiekunka dla pewnej śpiewaczki. Żadnej fizycznej pracy, żadnych pampersów. Przychodziła sprzątaczka , Hausmeister . Ja służyłam do towarzyszenia tej pani po restauracjach , wycieczkach itp. i wysłuchiwałam osoby no niestety pretensjonalnej i zmanierowanej.
Wyjechałam wypompowana psychicznie. Jednak nie moge powiedzieć , że osoba, którą zastępowałam czuła się tam źle.
 
 
26 kwietnia 2018 17:13 / 1 osobie podoba się ten post
tina 100%

Kiedyś byłam na zastępstwie, dzięki Bogu dość krótkim. Moja rola to była bardziej osoba do towarzystwa niż opiekunka dla pewnej śpiewaczki. Żadnej fizycznej pracy, żadnych pampersów. Przychodziła sprzątaczka , Hausmeister . Ja służyłam do towarzyszenia tej pani po restauracjach , wycieczkach itp. i wysłuchiwałam osoby no niestety pretensjonalnej i zmanierowanej.
Wyjechałam wypompowana psychicznie. Jednak nie moge powiedzieć , że osoba, którą zastępowałam czuła się tam źle.
 
 

Tak, każdy musi znaleść odpowiedni kawałek świata dla siebie. To co jednemu odpowiada, dla drugiego może być nie do zaakceptowania.
26 kwietnia 2018 21:13 / 5 osobom podoba się ten post
3. tydzień (16.-22.10.2017)
 
Poniedziałek
 
Nowy tydzień i taki trochę niezwyczajny, ponieważ dostałam 4 dni wolnego i dzisiaj po dyżurze śmigam do domu. Na dodatek zaczęłam pracę godzinę wcześniej i godzinę wcześniej byłam wolna. Wielkiego pakowania nie miałam, ale zanim się ogarnęłam do podróży to była 14.00 godzina.
 
Pogoda fantastyczna, ciepło i słonecznie, prawie lato, więc podróż też była łatwiejsza. Z DD zabrałam jedną pasażerkę. Jechała do Wrocławia. Z Wrocławia miałam kolejnego pasażera. Musiałam wjechać do centrum miasta, a była 17.00, czyli szczyt ruchu samochodowego. Niby nie było większych korków, ale od zjazdu z trasy do ponownego wyjazdu zeszło mi się prawie 1,5 godziny. No cóż, jak chce się zabierać pasażerów, to takie koszty z mojej strony są nieuniknione. Zabieranie pasażerów przez BBC ma takie plusy, że w towarzystwie podróż mija szybciej i nie jest się takim znudzonym, czyli przymulonym długą podróżą, a drugi bonus to mniejsze koszty przejazdu, bo pasażerowie dorzucają się do paliwa. Moja podróż z DD do domu to 700 km, a koszt paliwa wynosi około 250 zł. W drodze powrotnej miałam jedną pasażerkę z W-wy do Drezna. Do domu dojechałam o 23.30.
 
27 kwietnia 2018 14:59 / 5 osobom podoba się ten post
Wypad do domu (wtorek – piątek)
 
Ten czas spędziłam wspaniale na łonie rodziny. To  fantastyczny bonus dla nas wszystkich, taka  niespodziewana możliwość odwiedzin rodzinki. Do tego pogoda była wyśmienita, więc tym bardziej mogłam buszować po moim miasteczku i W-wie.
 
Pierwszego dnia trochę odpoczywałam, zrobiłam zakupy i miałam odwiedziny koleżanki. W środę posprzątałam, ugotowałam obiad i po południu pojechałam docórki, wróciłam późno. W czwartek musiałam pojechać do W-wy, aby załatwić sprawę niemieckiej kuzynki, która zaniedbała swoje sprawy formalne i ja teraz pomagam jej wszystko odkręcić. Właśnie przyszły dokumenty z sądu. Dobrze, że to przyszło teraz, kiedy jestem w domu, no i termin na załatwienie sprawy kończył się 24.10. Udało mi się całkowicie załatwić tę sprawę i wreszcie uzyskałam potrzebny dokument. Super, ciągnęło się to ponad rok, miałam z tym bardzo dużo zachodu, musiałam kilka razy jeździć do W-wy w tej sprawie, pisać kilkanaście różnych pism do Sądu i USC, bo ciągle wymagano czegoś nowego. Cieszę się, że udało mi się doprowadzić to do końca. Wysłałam  kuzynce wszystkie dokumenty pocztą.....ufff. Po południu załatwiałam jeszcze ostatnie ważne, domowe sprawy, a w piątek w południe już wyjazd.
 
Czas pobytu w domu śmignął mi niezwykle szybko, ale jestem bardzo zadowolona, że dostałam taki nieplanowany urlop. Krzysio codziennie jeździł do pracy, więc widywaliśmy się tylko wieczorami. Niemniej on był również bardzo zadowolony z moich odwiedzin. Nie powiedziałam mu o szkodzie na samochodzie, bo po prostu nie chciałam go denerwować, a że do domu wracał wieczorami, to nie zauważył tego..... hihhi. Tym samym, odwlekłam tę nieprzyjemną konfrontację na później.
 
Droga powrotna do DD przebiegła bez żadnych problemów i szybciej, niż w stronę domu. Ze wszystkim zajęło mi to 7,5 godziny, ale pogoda była również bardzo dobra. Jak pisałam, miałam jedną pasażerkę. Mogłam wziąć jeszcze jednego faceta, ale odmówiłam, ponieważ miał arabsko brzmiące nazwisko, nieuzupełniony profil na BBC i żadnych opinii. We wszystkim trzeba zachować rozsądek, nie chciałam ryzykować. Być może byłoby wszystko ok, ale lepiej uważać kogo się zabiera w drogę. Na miejsce dotarłam o 20.00.