A ja mam ubaw dzisiaj
W soboty zakupy robię, a do sklepu...5 km.Zwykle synowa mnie zawozi, ale dzisiaj nie dotarła. Przynajmniej pora zakupowa minęła a nastała pora obiadowa. Zaglądnął synek, a mąż wspomnianej, burknął do mamusi:"Jesz? To jedz".
I wycofał się nie rzekłszy do mnie ani słowa. Stoi na dworze, z sąsiadem gada, a ja nakarmiwszy pdp do stołu siadam, zajadam i obserwuję
Nie wytrzymał, poszedł do swojej chałupy.No to spoko, ogarnęłam kuchnię, pdp do beta, na boczek i nyny, a sama odpindrowana do koleżanki na wizytację kibelka się udałam. Zamierzałam jej trochę smrodku zostawić, bo przecież za dobrze ma, pucefrałki jej sprzątają, to niech chociaż wietrzyć musi
Ale po drodze domek ""burakowy" mam, więc żeby nie było zamiarowałam wstąpić. Tak się jednak złożyło, że kręcił się tam drugi synuś, przyjezdny, mniej "burakowaty". Przywitawszy się serdecznie(bez "aronii"), poprosiłam, żeby zapytał brata czy na zakupy ze mną pojedzie.Zadowolony, że może coś dla mnie zrobić szybko podjął się misji. Wrócił i mówi:"Niestety, bratowej nie ma".No to ja poszłam po bandzie:" Nie ma sprawy, potrzebuję pieniądze, kluczyki i auto, zrobię sama". Wrócił na naradę z bratem, a potem oznajmił:"Bratowa pojedzie jak wróci". "A o której?".Nie wiedział, ale nieważne, bo ja przecież udawałam się na zasłużoną przerwę do koleżanki i przewidziałam , że plastikowych pieniędzy to mi do łapki nie dadzą
I wcale nie chciałam, moim celem była przerwa i pogaduszki
A zakupy wieczorkiem, synek dotrzyma towarzystwa pdp