Moja przerwa została po staremu, czyli po obiedzie. Zależało mi właśnie na tym, bo najbardziej dokucza mi w de odseparowanie od ludzi i świata.Kiedy jest piękna pogoda bywa to szczególnie bolesne. Wychodzę więc z Alicją, obie wykorzystujemy naszą pauzę dla nas, bo...każda chwila jest cenna.Alicja jest tutaj do konca miesiąca, a to już w przyszłym tygodniu. Nie wiadomo kto przyjedzie, czy znajdziemy wspólny język. Dziadziuś nie kombinuje, przyniósł mi do pokoju czekoladki Lindt(extra dunkel), więc sukcesywnie podjadam, a córce zależy, żeby z nim wychodzić , no to wyciągam go ile się da. Raz idziemy przed południem, raz po mojej pauzie a raz wieczorkiem. Dziadzio wypytuje gdzie chodzimy z Alicją, jak mu opowiedziałam , że prawie byłyśmy w lesie, to on tez chciał iść. I wyszło na to, ze rano spacerowałam pół godziny, w południe prawie trzy a jak wieczorem zaliczyliśmy grosse Kurve to padłam na dziób jak zdechła ptica.
Bo obowiązki domowe swoją drogą, pranie, gotowanie, zakupy... i przebieranie jako dodatkowa gimnastyka...Hm...Trzeba się trochę oszczędzać, bo tak za bardzo to ja wylaszczyc sie nie chce.