Kończy mi się pobyt u Babci z demencją. Firma wspominała, że jest to przypadek lekkiej demencji

. Przyznam się, że jak dla mnie było to jednak całkiem inaczej. Jak może być lekka demencja w przypadku osoby, która nie poznaje swojej rodziny, swojego domu, której bardzo smakują puzzle, która z pomocą potrafi policzyć do 10 i wreszcie, która oprócz tego, że porusza się, to nic więcej nie umie koło siebie zrobić. W sumie cieszę się, że tutaj byłam, wiele się nauczyłam, chociaż na początku moje oczy były szeroko otwarte z zaskoczenia i z obawy, czy sobie dam radę. Wcześniej współpracowałam z inną firmą i oni wiedzieli, że wolę osoby, z którymi mogę sobie porozmawiać, pograć w karty, poczytać coś wspólnie. Ja to ogólnie gaduła jestem

. Tutaj nic z tych rzeczy.
Wypracowałam sobie kilka rzeczy, które ułatwiły mi kontakt z Babcią i radzenie sobie z problemami, może komuś one pomogą.
Jak wspomniałam, Babcia nie poznawała swojego domu, gdy wracałyśmy ze spacerku, nie chciała wejść do bramki, w tym przypadku miałam przy sobie kopertę z jej nazwiskiem i udawałam, że wyciągam ją ze skrzynki na listy i dawałam jej do przeczytania nazwisko, a później mówiłam : Widzisz Marianne? To do Ciebie, to jest Twój dom

Bała się schodzić po schodach. Aby ją umyć wieczorem i rano musiałyśmy zaliczyć pięterko, bo tam była łazienka. Prowadziło do niej kilkanaście schodów. Wchodząc po tych schodach zaczęłam je liczyć, a ona mi pomagała, to odwracało jej uwagę i dalej już nie było przeszkód

.
Często nie chciała mi zejść z kibelka. Zmienniczka opowiadała, że nieraz to brała ze sobą na ten czas książkę i uczyła się słówek, bo trwało to tak długo. Zauważyłam, że jak Babcia siedzi na kibelku, to wystarczy jej wysoko na kolana podciągnąć pielucho-majtki i dla Niej był to sygnał, że jest to już koniec posiedzenia i grzecznie wstawała

.
Kolejna rzecz. Wczoraj i wcześniej też miałam taki przypadek, że Babcia jak była w Caritasie nie chciała wstać od stołu, zapierała się nogami i koniec, a że jest słusznych rozmiarów, było ciężko. Wtedy dobrym sposobem było przekupstwo

- typu np. czekoladowy budyń. Później zżyłyśmy się już na tyle ze sobą, ze czasami wystarczało, że powiedziałam, że jak czegoś nie zrobi, to będzie mi smutno i z reguły skutkowało.
Dużo było różnych sytuacji. Mnóstwo czasu spędzałyśmy ze sobą, wiele Jej czytałam. Były to bajki, różne historyjki dla dzieci, jeszcze raz w swoim życiu przeczytałam Dzieci z Bulerbyn

.
Rodzina miała dylemat czy zatrudnić brunetkę, bo poprzednia opiekunka była jasnowłosa i była dla Babci aniołkiem. Okazało się, że moje włosy w niektórych sytuacjach odgrywają kluczową rolę

. Babcia nie chciała wychodzić na spacery. Buty ubierałam jej jak była jeszcze na kibelku, później ja wskakiwałam szybko w ubrania i jak Babcia widziała, ze wybieram się między ludzi, to widocznie abym nie narobiła sobie wstydu, zaczynała mi poprawiać włosy. Nigdy nie wyglądają jakby były uczesane

. Trwało to na tyle długo i robiła to z takim namaszczeniem, że nawet nie zauważała, że zdążyłam jej ubrać kurtkę i wyjść z Nią

.
Jest tutaj na Forum taki temat :"Ciepłe czy profesjonalne podejście". W sumie wydaje mi się, że w niektórych przypadkach one muszą być ze sobą połączone. W sumie jestem osobą, która nie specjalnie lubi być dotykana przez obce osoby. Na poprzednich zleceniach zawsze była jakaś granica. Tutaj jej nie mogło być, bo bym nie dała sobie rady. Babcia się tuliła, całowała mnie, po każdej dobrze zrobionej rzeczy musiałam ją pochwalić i przytulić, pogłaskać, objąć i tak pokołysać się z Nią, jakbyśmy tańczyły. To naprawdę pomagało nam , no i mój pobyt stał się całkiem znośny

. Co nie zmienia faktu, że niesamowicie się cieszę, że wracam jutro do domku