21 października 2014 18:13 / 5 osobom podoba się ten post
Gdy przewalało się moje małżeństwo i wszystko wisiało na jednym cienkim włosku to miałam ogromny problem. Oczywiście o "tej drugiej" dowiedziałam się jako jedna z ostatnich (normalka...).
I szczerze powiem że początkowo byłabym w stanie wybaczyć i próbować sklejać wszystko od nowa, gdybym widziała że on też tego chce. Zdawałam sobie rzecz jasna sprawę że będzie to trwało i trwało, że wspólne posiłki i wieczory nie będą od razu takie jakie były, a do łóżka droga daleka. Ale chciałam, miałam jeszcze w sobie nadzieję, chęć i siłę przebaczenia. Nie wiem jak potoczyłoby się to dalej i ile miałabym w sobie tej siły bo nie dane było mi tego sprawdzić. Mój mąż stwierdził że jest za młody na szarpanie się z wiecznym brakiem kasy, czasu itd i zwinął żagle na dobre kierując się ku "gotowym pieniążkom".
Niestety po rozwodzie zaczął stosować politykę swojej drugiej żony w stosunku do wszystkiego, a najwięcej swoich synów; co sprawiło że cała miłość którą do niego miałam zamieniła się najpierw w nienawiść, potem w zniechęcenie a w końcu w całkowitą obojętność. Dodam że przez wszystkie lata "chodzenia", narzeczeństwa i potem małżeństwa pokłóciliśmy się naprawdę tylko dwa razy. Raz o nazwisko, drugi raz o "nią".
Najgorsze w tym jest to że teraz mam uraz jakiś i ciężko jest mi uwierzyć w szczere intencje facetów... choć nie zamykam się na miłość świadomie, robi to chyba moja podświadomość. A jak już się na coś (na kogoś) zdecyduję to trafiam na idiotę, maminsynka, desperata albo uzależnionego od różnych rzeczy tylko nie od szczerości...
A żeby było w temacie - wierzę w tą ślepą miłość i mam nadzieję że kiedyś na mnie wpadnie :)))))))))))