Jula,bardzo Cię rozumiem....u mojego Manfreda pracuję 3,5 roku...i owszem podupadł na zdrowiu ze względu na postępującą demencję,za każdym powrotem powrotem było inaczej,ale ostatnim razem przyjechałam do agonalnego stanu ze względu na zdiagnozowanego raka..miał żyć kilka dni...minęło 4 i pół tygodnia a mój kochany Mandziuś jeszcze żyje...ale każdego dnia i każdej nocy myślę czy to ten ostatni oddech? chwilami jestem strzępkiem nerwów i myślę ,że już nie dam rady wyczekiwać tej nieuchronnej śmierci....jest ciężko,ale wiem po co tutaj jestem i to dodaje mi sił

Jula,zawsze jestem pewna,że nasza prace nie jest tylko pracą,ale jesteśmy na polu misyjnym...jeśli kochamy ludzi ludzi ,to możemy z nimi po prostu być w ostatnich ich chwilach,nie umrą w samotności, jak porzucone zwierzęta.Pozdrawiam serdecznie wszystkich,pa
