10 czerwca 2015 17:10 / 4 osobom podoba się ten post
BinorBędzie trochę refleksyjnie, bo tak mnie jakoś już od kilku dni nachodzi i chcę się z Wami podzielić, żeby również i mnie było lżej. Opowiem Wam pewną historię.
Na pewno pamiętacie Dziadka, u którego byłam poprzednim razem. Otóż dziewczyny, którą tam zmieniałam, nie dane mi było poznać osobiście, bo to była jedna z wielu zagrywek Dziadka, ale nie wiedział o tym, że mamy kontakt telefoniczny i wirtualny.
Dzięki temu jakoś tak zbliżyłyśmy się do siebie i dosyć często rozmawiałyśmy, kiedy ja byłam tam, a moja wirtualna Koleżanka już w innym miejscu. Obie jechałyśmy do domu prawie w tym samym czasie i Matylda zaraz leciała ze swoim przyjacielem na urlop do Meksyku. Byłyśmy umówione na skype po jej powrocie. Wiadomo, jak to w domu. Czas szybko mija, więc kiedy się nie odzywała, też jej nie chciałam głowy zawracać, ale kiedy tu przyjechałam, trochę mnie to zdziwiło, że nie daje znaku życia, choć widzę często, że jest dostępna. Postanowiłam ją zaczepić i zapytałam, czy jest jeszcze w Pl czy może już w De. Była już w pracy i chyba się ucieszyła, że ją zagadnęłam, ale do dziś nie mogę sobie poradzić z tym, co mi opowiedziała. Otóż 3 dni po przylocie do Meksyku, jej przyjaciel źle się poczuł i...zmarł. Wracała z jego urną.
Czasami wydaje nam się, że jesteśmy wieczni, boczymy się na swoich bliskich, zapominamy im powiedzieć, że ich kochamy i na wszystko mamy czas. Myślimy, że zdążymy, kiedy wrócimy do domu i wiele rzeczy odkładamy na poźniej, "kłócimy" się wirtualnie zapominając powiedzieć "przepraszam", bo wszystko jutro... A jutra może już nie być.
Musiałam to napisać. Przede wszystkim dla siebie, bo boli mnie moja dusza i serce.
Binor, też tak staram się żyć.
Przede wszystkim, nie zabezpieczam się na przyszłość, dziękuję Bogu za każdy przeżyty dzień, mam własne zdanie, ale nie oceniam innych, nie mówie dzieciom jak mają żyć, chyba że sami zapytają. Staram się być wolna od negatywnych uczuć, cieszę się z sukcesów najbliższych i dalszych znajomych.
Życie to wielka niewiadoma, pochowałam już parę moich wydawało się zdrowych koleżanek. Moja koleżanka z czasów szkolnych ostatnio opowiedziała o braciach , jeden z nich był chory na raka i po 5 latach walki z chorobą zmarł, drugi mieszkający w Stanach był na pogrzebie, zdrowy i pełen sił ,po powrocie zmarł w ciągu tygodnia na nie znaną chorobę krwi, jakiś nieznany wirus czy bakteria.