Na wyjeździe #26

28 czerwca 2015 09:29 / 8 osobom podoba się ten post
Marta

Czemu mam wrażenie że jakoś często wkrótce po przyjeździe opiekunki okazuje sie że pdp niewiele brakuje do pożegnania się z życiem..np Agata tak krótko tam jest i inni tez pisali że ledwie przyjechali po kilku dniach pdp umierająca...przypadek? Wiem ze jeździmy do starych i schorowanych niemniej przychodzi mi do głowy myśl ze rodzina bierze opiekunkę  wiedząc ze matka/ ojciec wkrótce będą w stanie agonalnym...I opiekunka ma przejąć z ich barków ten ciężar patrzenia na śmierć... Takie są moje refleksje...bo jestem zła że Agata znalazła sie w takiej sytuacji...współczuję jej pdp że samotnie zegna sie ze światem współczuję Agacie skulonej ze strachu w innej części domu No i Amelka pewnie zaraz pojedzie sobie po mnie jaka to ze mnie opiekunka  ale wisi mi to.Nigdy nie zmienię zdania że możemy towarzyszyć w umieraniu ale nie musimy i to nasze prawo powinno być respektowane.

Marta, wyjęłaś mi to z ust. Ja jestem o tym przekonana.
Strach rodziny przed umieraniem kogoś najbliższego jest ogromny, wtedy łatwiej wyręczyć się opiekunką.
I własnie najczęsciej młode, niedoświadczone opiekunki są na takie sztele wciskane - bo stara wyjadaczka wcześniej zwęszy pismo nosem i nie da sie w cos takiego "wrobić".
28 czerwca 2015 09:43 / 5 osobom podoba się ten post
Kiedyś pojechalam do pdp chodzacej, ale po jakims czasie miala atak na fotelu, piana z ust, drgawki, wyproznila sie Boze co ja przeżyłam, ale po 3 dniach wróciła do domiu prawie o własnych siłach, ale juz kazda minuta była dla mnie udręką tak sie bałam, za 4 miesiace gdy pojechałam byla juz leżąca, ale nie bylo tak źle, po kolejnych 4 same kosci i skóra a w gardle zalegajaca flegma, szpital, odsysanie, kroplowki i wtocila, kazdej nocy myslalam, ze to juz koniec, ale tak meczac się byla tak silna, ze przeżyła i kolejne 4, tym razem nie mogłam jechac tak wyszło w ostatniej chwli, pojechał mój mąż, zajechał o 18, o 22 zmarła, ja riwniez przeraźliwie boje sie umierania, czy to można nazwać szczęściem, nie wiem, ale dziękuję Bogu i Jej, że mi to oszczedzili.
28 czerwca 2015 09:47 / 2 osobom podoba się ten post
agama

Kosmetyki dla Pdp kolezanka zakupiła.Fryzjera załatwiaja dzieci.Srodki czyszczace tez sa-dobre i nadmiarze.Nawet kwiaty kupiła:-)

Idzcie  do restauracji,zaszalej .
Jak ci będzie zostawać to odkładaj gdzieś osobno i pózniej zobaczysz jak się sprawy potoczą .Żeby wszyscy mieli takie problemy .
28 czerwca 2015 09:56 / 5 osobom podoba się ten post
Marta

Czemu mam wrażenie że jakoś często wkrótce po przyjeździe opiekunki okazuje sie że pdp niewiele brakuje do pożegnania się z życiem..np Agata tak krótko tam jest i inni tez pisali że ledwie przyjechali po kilku dniach pdp umierająca...przypadek? Wiem ze jeździmy do starych i schorowanych niemniej przychodzi mi do głowy myśl ze rodzina bierze opiekunkę  wiedząc ze matka/ ojciec wkrótce będą w stanie agonalnym...I opiekunka ma przejąć z ich barków ten ciężar patrzenia na śmierć... Takie są moje refleksje...bo jestem zła że Agata znalazła sie w takiej sytuacji...współczuję jej pdp że samotnie zegna sie ze światem współczuję Agacie skulonej ze strachu w innej części domu No i Amelka pewnie zaraz pojedzie sobie po mnie jaka to ze mnie opiekunka  ale wisi mi to.Nigdy nie zmienię zdania że możemy towarzyszyć w umieraniu ale nie musimy i to nasze prawo powinno być respektowane.

Amelka nie pojedzie. Amelce tez to wisi. Powiem wiecej-przyznaje Tobie duzo racji w tym co teraz napisalas.
W tym wypadku tak to dokladnie wyglada jak myslisz.
Amelka ma wolny caly dzien, siedzi z nogami na biurku, popija kawe i mysli ze sa tez miejsca pracy tak zwane miny, na ktora wyslano nasza Kolezanke.
Wspolczuje Kobiecie, sama tez dwukrotnie zostalam przez rozne firmy na takie miejsca wyslana.
Mam odczucie, ze sa firmy, ktore biora zlecenia tzw. "spady", ktorych inne firmy nie przyjmuja.
28 czerwca 2015 09:57 / 1 osobie podoba się ten post
Dagmara

Kiedyś pojechalam do pdp chodzacej, ale po jakims czasie miala atak na fotelu, piana z ust, drgawki, wyproznila sie Boze co ja przeżyłam, ale po 3 dniach wróciła do domiu prawie o własnych siłach, ale juz kazda minuta była dla mnie udręką tak sie bałam, za 4 miesiace gdy pojechałam byla juz leżąca, ale nie bylo tak źle, po kolejnych 4 same kosci i skóra a w gardle zalegajaca flegma, szpital, odsysanie, kroplowki i wtocila, kazdej nocy myslalam, ze to juz koniec, ale tak meczac się byla tak silna, ze przeżyła i kolejne 4, tym razem nie mogłam jechac tak wyszło w ostatniej chwli, pojechał mój mąż, zajechał o 18, o 22 zmarła, ja riwniez przeraźliwie boje sie umierania, czy to można nazwać szczęściem, nie wiem, ale dziękuję Bogu i Jej, że mi to oszczedzili.

Dagmaro - każdy się boi, , każdy.
Nie ma osoby, której nie przysporzyłoby to cięzkiego stresu.
A jeszcze trafiło na młodą, pogodną dziewczynę, która cynicznie została przez agencję wysłana na sztelę terminalną, bo kasa musi być....
Bardzo chętnie poznałabym nazwę tej agencji - wiedziałabym do kogo nigdy nie aplikować.

28 czerwca 2015 10:03 / 12 osobom podoba się ten post
Tu gdzie jestem też oceniałam sytuację jako bardzo trudną. Podopieczny wyszedł z Heimu, tam umarła jego żona, nie chciał tam dłużej być, chciał do domu. Kiepsko widziałam jego stan, rak prostaty, cewnik, po operacji biodra słabo stoi na nogach, wózek inwalidzki ale to wszystko nic. Depresja, w której był pogrążony wydawała mi się nie do ogarnięcia, z taką jeszcze nie miałam do czynienia. Nie wierzyłam, że w domu Pdp tak się rozkręci w tę dobrą stronę. A i córki Pdp rozkładały początkowo ręce i nie wiedziały jak pomóc bo same leki to nie wszystko. Przyjeżdżały, rozmawiały z ojcem, wiele osób pomagało rozmowami. Pogoda w Hamburgu była fatalna przez prawie cały mój pobyt (2 miesiące) deszczowo, pochmurnie, dni ciemne, nie wpływa to dobrze na depresyjnych. Na dzisiaj jego stan jest o wiele lepszy. Dzisiaj jest słonecznie Pdp zapowiedział mi, że jedziemy po obiedzie zdobywać centrum Hamburga. Zwiedzać, pić kawę, jeść ciacha. Patrzę na niego i jestem zadowolona, za tydzień wyjeżdżam ale chętnie tu wrócę i wiem, że zrobiłam kawał dobrej roboty. Była tu Pfusflege, Polka na co dzień pracująca w tym Haimie. Stwierdziła, że to nie ten sam gość co sprzed 2 miesięcy. Stąd mój wniosek, że jesteśmy potrzebne nie tylko do umierania, czasami "stawiamy na nogi". Mój podopieczny dalej siedzi na wózku ale umysł ma czysty i piękny.
28 czerwca 2015 10:07 / 1 osobie podoba się ten post
AgataW

Chcialam Wam jeszcze napisac ze jestem Wam bardzo mocno wdzieczna ze ze mna tu bylyscie.....

Z tego calego zmeczenia...i strachu....same mi lzy z oczu leca....

Panikara jestem....ale ja sie poprostu boje.....

Posluchalabym rady innych i poprosila agencje o zmiane miejsca pracy.
Albo jeszcze lepiej, zmienilabym tez i agencje. Ta, z ktora teraz wyjechalas nie zasluguje na pochwaly.
28 czerwca 2015 10:08 / 3 osobom podoba się ten post
Gosiap

Tu gdzie jestem też oceniałam sytuację jako bardzo trudną. Podopieczny wyszedł z Heimu, tam umarła jego żona, nie chciał tam dłużej być, chciał do domu. Kiepsko widziałam jego stan, rak prostaty, cewnik, po operacji biodra słabo stoi na nogach, wózek inwalidzki ale to wszystko nic. Depresja, w której był pogrążony wydawała mi się nie do ogarnięcia, z taką jeszcze nie miałam do czynienia. Nie wierzyłam, że w domu Pdp tak się rozkręci w tę dobrą stronę. A i córki Pdp rozkładały początkowo ręce i nie wiedziały jak pomóc bo same leki to nie wszystko. Przyjeżdżały, rozmawiały z ojcem, wiele osób pomagało rozmowami. Pogoda w Hamburgu była fatalna przez prawie cały mój pobyt (2 miesiące) deszczowo, pochmurnie, dni ciemne, nie wpływa to dobrze na depresyjnych. Na dzisiaj jego stan jest o wiele lepszy. Dzisiaj jest słonecznie Pdp zapowiedział mi, że jedziemy po obiedzie zdobywać centrum Hamburga. Zwiedzać, pić kawę, jeść ciacha. Patrzę na niego i jestem zadowolona, za tydzień wyjeżdżam ale chętnie tu wrócę i wiem, że zrobiłam kawał dobrej roboty. Była tu Pfusflege, Polka na co dzień pracująca w tym Haimie. Stwierdziła, że to nie ten sam gość co sprzed 2 miesięcy. Stąd mój wniosek, że jesteśmy potrzebne nie tylko do umierania, czasami "stawiamy na nogi". Mój podopieczny dalej siedzi na wózku ale umysł ma czysty i piękny.

"Umysł ma czysty i piękny".....fajnie się czyta coś takiego.
Może dlatego tak się stało,że przyjechała do niego czysta i piękna opiekunka.
Osoby o złych duszach przygniotą podopiecznego jeszcze bardziej, te o dobrych wyprowadzą na prostą ( o ile się da, bo nie zawsze ta sztuka się udaje, różnie to bywa).
28 czerwca 2015 10:15 / 8 osobom podoba się ten post
Agata w DE istnieje cos takiego jak Sterbebegleiter. Jesli nie czujesz sie na silach by byc przy swojej PDP sama powiedz o tym jej synowi. Niech zadzwoni do diakonii tam mu powiedza gdzie ma dalej szukac. Wydaje mi sie, ze to jest darmowa usluga. Ewentualnie pokrywa sie jakas niewielka czesc.
28 czerwca 2015 10:18 / 4 osobom podoba się ten post
Lawenda

"Umysł ma czysty i piękny".....fajnie się czyta coś takiego.
Może dlatego tak się stało,że przyjechała do niego czysta i piękna opiekunka.
Osoby o złych duszach przygniotą podopiecznego jeszcze bardziej, te o dobrych wyprowadzą na prostą ( o ile się da, bo nie zawsze ta sztuka się udaje, różnie to bywa).

Lawendo są deprechy nie do opanowania i ja to wiem. Udało się tym razem ale to nie tylko moja zasługa, pomagali inni a pacjent poddał się wszelkim sugestiom i nie walczyl z nami. Bo jak by walczył to moglibyśmy na głowie stawać i nie wyszedł by z tego stanu.
Miło mi się przeczytało twojego posta i tymi słowami poczęstuję tych innych co współpracowali - córki, wnuk, fizjoterapeutka i lekarze.
28 czerwca 2015 10:25 / 2 osobom podoba się ten post
Ja mam szczęście trafiać na bardzo żywotnych pdp
Np ten tutaj jest bardzo żywotny .Wczoraj jak mu zakładałam skarpety uciskowe wsadzili rękę pod moją bluzkę.Zastanawiam się czy już robić aferę czy jeszcze z tym poczekać...

28 czerwca 2015 10:26 / 4 osobom podoba się ten post
Gosiap

Lawendo są deprechy nie do opanowania i ja to wiem. Udało się tym razem ale to nie tylko moja zasługa, pomagali inni a pacjent poddał się wszelkim sugestiom i nie walczyl z nami. Bo jak by walczył to moglibyśmy na głowie stawać i nie wyszedł by z tego stanu.
Miło mi się przeczytało twojego posta i tymi słowami poczęstuję tych innych co współpracowali - córki, wnuk, fizjoterapeutka i lekarze.

A mnie się wreszcie miło czytało coś pozytywnego, dobrego i ciepłego ( a także skromnego).
Jadę zaraz  do Monachium uśmiechnięta, Anglicy mówią : "you made my day", na polski nieprzetłumaczalne dosłownie . W wolnym tłumaczeniu : uczyniłaś mój dzień dobrym, fajnym.
28 czerwca 2015 10:34 / 1 osobie podoba się ten post
Lawenda

A mnie się wreszcie miło czytało coś pozytywnego, dobrego i ciepłego ( a także skromnego).
Jadę zaraz  do Monachium uśmiechnięta, Anglicy mówią : "you made my day", na polski nieprzetłumaczalne dosłownie . W wolnym tłumaczeniu : uczyniłaś mój dzień dobrym, fajnym.

a ja po obiedzie na Hamburg i chwytajmy ten dzień ..........

28 czerwca 2015 10:35 / 2 osobom podoba się ten post
Marta

Ja mam szczęście trafiać na bardzo żywotnych pdp
Np ten tutaj jest bardzo żywotny .Wczoraj jak mu zakładałam skarpety uciskowe wsadzili rękę pod moją bluzkę.Zastanawiam się czy już robić aferę czy jeszcze z tym poczekać...

niestety, ale ode mnie dostałby przez łeb tą skarpetą..............
28 czerwca 2015 10:38 / 3 osobom podoba się ten post
Ja mu puściłam wiązankę po niemiecku...oj wyszkoliłam się tu w niektórych słowach...:))