Na wyjeździe #31

17 stycznia 2016 16:56 / 1 osobie podoba się ten post
Benita

Mój Młodszy leci jutro do Mediolanu. Też niecierpliwie będe czekała na znak.
To nie wieszanie się na szyję, to normalne w RODZINIE.
Jest nam potrzebne jak powietrze - wieści, że wszyscy zdrowi i na swoim miejscu - gdziekolwiek to jest.

Też tak uważam.
17 stycznia 2016 16:57 / 5 osobom podoba się ten post
Ja osobiście czasem za dużo tych smsów do mojego syna wysyłam.......albo lepiej......wysyłałam:)
Za każdym razem,kiedy wyjeżdżał na obóz czy gdziekolwiek,wymagałam od niego,żeby zaraz po tym jak dojedzie napisał że już jest na miejscu:)
A dzieci jak to dzieci,tzn. mam na myśli nastolatków,czasem zapominają pod wpływemm emocji i przypomina im się wieczorem,że trza napisać do rodziców:)
Teraz coraz więcej z nim na ten temat rozmawiam,a i on bardziej rozumny z roku na rok,i wszystko idzie w domrym kierunku,bo dostaję moje wyczekiwane wiadomości:)
Znam jednak ekstremalne przypadki,gdzie rodzice przesadzają z tą nadopiekuńczością i chyba trochę się w nie zapatrzyłam,ale już się z tego otrząsnęłam:)
17 stycznia 2016 17:14 / 3 osobom podoba się ten post
Wiesz! Może jest to nadopiekuńczość, a może po prostu silna więź rodzinna.Nie wiem jakie relacje masz dokładnie na myśli. Mój młodszy w tym roku skończy 30 lat, jest żonaty, a w lipcu jego rodzina (a przy okazji moja) się powiększy. Pracuje zawodowo i to często do godziny 20:00, a mimo to mamy ze sobą codzienny kontakt telefoniczny za wyjątkiem sobót i niedziel. Są to krótkie paro lub paronasto minutowe rozmowy prowadzone w drodze z pracy do domu. On się śmieje i nazywa je raportami. Czy taka więź jest przesadzona? Nie wiem ale cieszę się, że jest.
17 stycznia 2016 17:21
Pozdrawiam 60-ciokrotnie!
17 stycznia 2016 17:26 / 2 osobom podoba się ten post
Zgadza się,różnie można  to nazywać bo i różnie można to widzieć.
Nie mam na myśli telefonów czy wiadomości od i do dzieci,bo to normalne,i o tym nie wspominam.
Ale na litość Boską nie 15 razy w ciągu godziny,i za każdym razem z pretensją,że "miałaś zadzwonić 10 min temu a nie zadzwoniłaś" itp.
Przede wszystkim trzeba poznać swoje dziecko,-bo dzieci są różne i jedno lubi co godzinę zdawać relację rodzicom a drugie wychodzi z założenia,że raz na dzień wystarczy,jedno uwielbia kiedy mama skacze nad nim jak nad swoim cielątkiem a inne woli bardziej spokojne obchodzenie się z nim......przykładów można podawać setki.
Więzi są różne,od tych normalnych po te przesadzone,bo nie zaprzeczycie,że i takie zdażają się w rodzinach,co wcale nie pomaga dzieciom w dorosłym życiu.
A poza tym mam wrażenie,że Wasze wypowiedzi są jakieś nadmuchane pretensją............czy mi się wydaje?:)
Ja nikomu tu niczego nie zarzucam,podaje moje przykłady i mam prawo nazywać to o czym piszę po imieniu:)
Bez urazy proszę:)
17 stycznia 2016 17:40 / 3 osobom podoba się ten post
Ewelina1

Zgadza się,różnie można  to nazywać bo i różnie można to widzieć.
Nie mam na myśli telefonów czy wiadomości od i do dzieci,bo to normalne,i o tym nie wspominam.
Ale na litość Boską nie 15 razy w ciągu godziny,i za każdym razem z pretensją,że "miałaś zadzwonić 10 min temu a nie zadzwoniłaś" itp.
Przede wszystkim trzeba poznać swoje dziecko,-bo dzieci są różne i jedno lubi co godzinę zdawać relację rodzicom a drugie wychodzi z założenia,że raz na dzień wystarczy,jedno uwielbia kiedy mama skacze nad nim jak nad swoim cielątkiem a inne woli bardziej spokojne obchodzenie się z nim......przykładów można podawać setki.
Więzi są różne,od tych normalnych po te przesadzone,bo nie zaprzeczycie,że i takie zdażają się w rodzinach,co wcale nie pomaga dzieciom w dorosłym życiu.
A poza tym mam wrażenie,że Wasze wypowiedzi są jakieś nadmuchane pretensją............czy mi się wydaje?:)
Ja nikomu tu niczego nie zarzucam,podaje moje przykłady i mam prawo nazywać to o czym piszę po imieniu:)
Bez urazy proszę:)

Nie, nie o pretensję mi chodziło tylko o doprecyzowanie pojęcia nadopiekuńczości w Twoim odczuciu. Wydaje mi się, że pomiędzy więzią rodzinną, a nadopiekuńczością może być czasem cienka granica. Przesadzone relacje na pewno nie pomagają dzieciom w dorosłym życiu tylko jak określić, w którym momencie i na jakim etapie życia relacje stają się przesadzone. Powiem Ci szczerze, że nie wiem. Wydaje mi się jednak, że chba gorsze od nadopiekuńczości jest pozbawianie dzieci możliwości decydowania o czymkolwiek. Począwszy od wyboru znajomych po hobby. 
17 stycznia 2016 17:47 / 1 osobie podoba się ten post
Alina

Nie, nie o pretensję mi chodziło tylko o doprecyzowanie pojęcia nadopiekuńczości w Twoim odczuciu. Wydaje mi się, że pomiędzy więzią rodzinną, a nadopiekuńczością może być czasem cienka granica. Przesadzone relacje na pewno nie pomagają dzieciom w dorosłym życiu tylko jak określić, w którym momencie i na jakim etapie życia relacje stają się przesadzone. Powiem Ci szczerze, że nie wiem. Wydaje mi się jednak, że chba gorsze od nadopiekuńczości jest pozbawianie dzieci możliwości decydowania o czymkolwiek. Począwszy od wyboru znajomych po hobby. 

To właśnie często wynika z nadopiekuńczości Alina,te pozbawianie dziecka decydowania o czymkolwiek.
Często rodzicom wydaje się,że oni zadecydują lepiej niż ich pociechy,i dlatego nie pozwalają im na to........bo przecież "jesteśmy starsi i mądrzejsi".
To,że starsi nie zawsze znaczy mądrzejsi,nie raz to w życiu widziałam........a dzieci niech sobie podejmują swoje decyzje jak im się podoba(oczywiście adekwatne do swojego wieku),bo to ich życie i ich błędy,inaczej niczego się nie nauczą:)
17 stycznia 2016 17:48 / 5 osobom podoba się ten post
Ewelina1

Zgadza się,różnie można  to nazywać bo i różnie można to widzieć.
Nie mam na myśli telefonów czy wiadomości od i do dzieci,bo to normalne,i o tym nie wspominam.
Ale na litość Boską nie 15 razy w ciągu godziny,i za każdym razem z pretensją,że "miałaś zadzwonić 10 min temu a nie zadzwoniłaś" itp.
Przede wszystkim trzeba poznać swoje dziecko,-bo dzieci są różne i jedno lubi co godzinę zdawać relację rodzicom a drugie wychodzi z założenia,że raz na dzień wystarczy,jedno uwielbia kiedy mama skacze nad nim jak nad swoim cielątkiem a inne woli bardziej spokojne obchodzenie się z nim......przykładów można podawać setki.
Więzi są różne,od tych normalnych po te przesadzone,bo nie zaprzeczycie,że i takie zdażają się w rodzinach,co wcale nie pomaga dzieciom w dorosłym życiu.
A poza tym mam wrażenie,że Wasze wypowiedzi są jakieś nadmuchane pretensją............czy mi się wydaje?:)
Ja nikomu tu niczego nie zarzucam,podaje moje przykłady i mam prawo nazywać to o czym piszę po imieniu:)
Bez urazy proszę:)

Ewelina, chciałaś usłyszec,że jesteś nadopiekuńczą mamą?:) Jak sama napisałaś nie ma na to ogólnej recepty, czy to już jest nad., czy tylko zwyczajna troska. Ja ze swoim starszym jestem w kontakcie telefonicznym( ewentualnie SMS, FB) raz na 1,5- 2 tygodnie i uważam,że to wystarczy:) Nie wyobrażam,żebym miała do niego dzwonic codziennie, on ma swoje życie, ja swoje( wiadomo, są sytuacje ekstremalne, wyjazd, choroba, czy inne kłopoty).  Kiedyś mi kuzynka powiedziała ( z dziwną pretensją, zazdrością?)- tak sobie dobrze radzi, a taki był mamisynek:), jest czas na "pieszczenie" i czas na odciecie pepowiny:)
17 stycznia 2016 17:58 / 2 osobom podoba się ten post
ryba

Ewelina, chciałaś usłyszec,że jesteś nadopiekuńczą mamą?:) Jak sama napisałaś nie ma na to ogólnej recepty, czy to już jest nad., czy tylko zwyczajna troska. Ja ze swoim starszym jestem w kontakcie telefonicznym( ewentualnie SMS, FB) raz na 1,5- 2 tygodnie i uważam,że to wystarczy:) Nie wyobrażam,żebym miała do niego dzwonic codziennie, on ma swoje życie, ja swoje( wiadomo, są sytuacje ekstremalne, wyjazd, choroba, czy inne kłopoty).  Kiedyś mi kuzynka powiedziała ( z dziwną pretensją, zazdrością?)- tak sobie dobrze radzi, a taki był mamisynek:), jest czas na "pieszczenie" i czas na odciecie pepowiny:)

Nie ja nie jestem nadopiekuńcza,myślę,że na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć że jestem normalną mamą.
Za bardzo jednak się martwię i przejmuje,kiedy młody wyjeżdża z domu na dłużej,i nie potrafie nad tym zapanować.......ale pracuję pracuję.......i mam nadzieje,że coś wypracuje:)
I popieram ostatnie zdanie.....tylko mi właśnie tą pępowinę ciężko było odciąć.......oj bardzo ciężko:)
17 stycznia 2016 18:12 / 2 osobom podoba się ten post
Benita

Mój Młodszy leci jutro do Mediolanu. Też niecierpliwie będe czekała na znak.
To nie wieszanie się na szyję, to normalne w RODZINIE.
Jest nam potrzebne jak powietrze - wieści, że wszyscy zdrowi i na swoim miejscu - gdziekolwiek to jest.

To bardzo ładnie napisane i to jest ideał ale myślę że takie podejście mają dzieci juz dorosłe,zwłaszcza te już posiadające własne dzieci.Wtedy zaczynają dopiero rozumieć tę troskę  którą wcześniej odbierali jako właśnie - nadopiekuńczość kontrolę mieszanie się do ich spraw.Nastolatek tak właśnie to widzi i często z przekory na złość nie reaguje na smsy a nawet specjalnie rozładowuje telefon Cóż,do wszystkiego trzeba dorosnąć?
17 stycznia 2016 18:25 / 2 osobom podoba się ten post
Marta

To bardzo ładnie napisane i to jest ideał ale myślę że takie podejście mają dzieci juz dorosłe,zwłaszcza te już posiadające własne dzieci.Wtedy zaczynają dopiero rozumieć tę troskę  którą wcześniej odbierali jako właśnie - nadopiekuńczość kontrolę mieszanie się do ich spraw.Nastolatek tak właśnie to widzi i często z przekory na złość nie reaguje na smsy a nawet specjalnie rozładowuje telefon:-) Cóż,do wszystkiego trzeba dorosnąć?

Masz rację. Do wszystkiego trzeba dorosnąć. Jedni dorastają szybciej, inni dłużej. Mój  starszy dopiero niedawno potrafi ze mną normalnie rozmawiać, wcześniej zwsze był na kontrze. Ostatnio sam przyznał, że dorósł. No cóż ma 34 lata, czas najwyższy.
17 stycznia 2016 18:28 / 3 osobom podoba się ten post
Pocieszające co napisałaś Alino.Bo mój młodszy jest na etapie " kontry".Ma 17 ale kurde mam nadzieję że nie będę musiała czekać do 34
Starszy już dorósł.Ma 21.
17 stycznia 2016 18:28
Ewelina1

Ja osobiście czasem za dużo tych smsów do mojego syna wysyłam.......albo lepiej......wysyłałam:)
Za każdym razem,kiedy wyjeżdżał na obóz czy gdziekolwiek,wymagałam od niego,żeby zaraz po tym jak dojedzie napisał że już jest na miejscu:)
A dzieci jak to dzieci,tzn. mam na myśli nastolatków,czasem zapominają pod wpływemm emocji i przypomina im się wieczorem,że trza napisać do rodziców:)
Teraz coraz więcej z nim na ten temat rozmawiam,a i on bardziej rozumny z roku na rok,i wszystko idzie w domrym kierunku,bo dostaję moje wyczekiwane wiadomości:)
Znam jednak ekstremalne przypadki,gdzie rodzice przesadzają z tą nadopiekuńczością i chyba trochę się w nie zapatrzyłam,ale już się z tego otrząsnęłam:)

Ewelinko ile lat ma Twoj syn?Bo moj 27:)
17 stycznia 2016 18:35 / 4 osobom podoba się ten post
Mój syn ma 25 lat i nie lubi, jak to któraś określiła, zdawać raportów. Ale czasami sobie przypomina, że ja tam biedna myślę i martwię się jak on się długo nie odzywa. Wtedy szuka kontaktu ze mną. Nie jest to dla mnie komfortowe, bo normalnie chce tylko wiedzieć, że wszystko jest w porządku. Uczy się zauważać moje troski ale często zapomina i tyle. Ale skoro Aliny syn się naumiał w wieku 34 lat to ja mam jeszcze sporo czasu Dzieci nie rozumieją tych naszych obaw i leków. Dopiero jak sami będą rodzicem to otworzą się im oczy.
17 stycznia 2016 18:36 / 2 osobom podoba się ten post
Marta

To bardzo ładnie napisane i to jest ideał ale myślę że takie podejście mają dzieci juz dorosłe,zwłaszcza te już posiadające własne dzieci.Wtedy zaczynają dopiero rozumieć tę troskę  którą wcześniej odbierali jako właśnie - nadopiekuńczość kontrolę mieszanie się do ich spraw.Nastolatek tak właśnie to widzi i często z przekory na złość nie reaguje na smsy a nawet specjalnie rozładowuje telefon:-) Cóż,do wszystkiego trzeba dorosnąć?

Jak dziecko po raz pierwszy samo z domu wyszło - choćby na podwórko, zasadą było, że mówi gdzie i kiedy wróci. Ale to działało w drugą stronę też: jak wychodziłam bez dziecka, to mówiłam gdzie i o której wrócę. Zasady obowiązywały wszystkich jednakowo. Opierali się ? No jasne ! Ale wszyscy w moim domu są dobrzy z matematyki i wiedzą, co to aksjomat :):):)
Jak są już dorośli - też się o mnie martwią i wymagają.