11 grudnia 2011 16:04 / 4 osobom podoba się ten post
Wlasnie umarla moja Pacjentka...Staruszka,90 letnia.
Opiekowalam sie Nia przez 13 m.cy.Byla bardzo chora,lezaca(po polamaniu miednicy i spojenia lonowego,Przewlekla Schylkowa niewydolnosc nerek,miazdzyca,demencja,stan po nowotworze j.grubego,po usunieciu plata watroby,nietrzymaniu moczu,odlezyny...)Mysle ze pozwolilam Jej godnie i bez cierpienia dozyc kresu swoich dni...I Pokochalam JA...
Dlaczego o tym pisze?
Przez 23 lata pracowalam w Szpitalu, ostatnie kilka lat na Oddziale opiekunczym,wiec wsrod bardzo chorych,czesto terminalnie, Starych Ludzi.
Profesjonalnie byloby nie angazowac sie emocjonalnie w nasze stosunki z Pacjentem,to jednak niewykonalne gdy przez kilka lat(a tyle przebywaja Ludzie na ZOL)codziennie jestesmy tak blisko naszych Podopiecznych...Wiec kochamy Ich,martwimy sie gdy gorzej sie czuja,cierpimy gdy Odchodza...
Zaprzyjaznilam sie z Rodzina Mojej Anielki...Pokochalam Ja...Wiem ze Odeszla do Lepszego Swiata,ze juz nie cierpi.Ze wreszcie polaczyla sie z Mezem ,ze Umarla tak jak Sobie to wymodlila,we snie,,,
Ale tesknie za Nia straszliwie...boli bardzo...trudno sie z Tym pogodzic.
Dlatego mysle,ze czasem lepiej zachowac jakis dystans emocjonalny,czego Wam zycze,poniewaz Ja nadal tego nie umiem,mimo 25 lat pracy w zawodzie,blisko Czlowieka,blisko Cierpienia i umierania...