Dzisiaj jak wyjechałam z Babcią po 8 rano, to wróciłyśmy po 11. Potem szybko obiadek. Jako, że wstałam godzinę wcześniej niż zwykle, to uznałam, że jestem zwolniona z codziennej jazdy na rowerku stacjonarnym (każdego dnia robię sobie 10 km), gdyż muszę odespać tą godzinę w czasie przerwy. A oprócz tego popołudniu miałam jeszcze iść wysłać Dziadkowi lotka. On ma ciągle te same liczby na sobotę i zawsze robimy zakład od razu na 3 tygodnie, aby nie latać każdego tygodnia. Więc tym bardziej z czystym sumieniem poszłam spać. Po południu wybrałam się do "lotka". Wzięłam ze sobą, jak zawsze, stary kupon, aby sprawdzić ewentualną wygraną z 3 wcześniejszych tygodni i aby móc powtórzyć te same cyferki. Lotek mieści się od w piekarni, jakiś kilometr dalej. Idę sobie spacerkiem, aby się nie przemęczyć i rozmawiam przez telefon. Doszłam na miejsce. Okazało się, ze dzisiaj ma "dyżur", moja znajoma więc porozmawiałyśmy chwilę i udałam się znowu spacerkiem w drogę powrotna, podziwiając porozwieszane po krzakach kolorowe jajka.
Przyszłam do domku, chcę wyciągnąć lotka a tam nie ma nic

. Torebkę mam niewielkich rozmiarów i nie zapięłam jej, aby nie pognieść kuponu. Ciepło mi się zrobiło, gdyż nie problem byłoby wysłać tego lotka jeszcze raz, ale ja przecież nie znałam tych szczęśliwych liczb Dziadka, bo one zawsze były zapisywane na poprzednim kuponie i podawałam go jako wzór. Bez słowa tylko powiedziałam Babci, ze zaraz wrócę i puściłam się biegiem w drogę powrotna

. Rozglądając się po okolicy, czy kupon nie leży gdzieś na trawie. Cały czas biłam się z myślami, skąd ja wytrzasnę te liczby. Miałam jeszcze nadzieję, że może one kodują się niejako w pamięci automatu i ta znajoma będzie w stanie to jakoś odtworzyć. Dopadłam zziajana piekarnię i ..... na blacie leżał mój kupon... Uffff ,ale ulga

. Ledwo oddech łapałam, oj nie ma się kondycji. Tym sposobem, przez własne lenistwo chcąc sobie zaoszczędzić 10 km na stacjonarnym rowerku , w spokojnym tempie, to zaserwowałam sobie galop . Kalorii to na pewno więcej spaliłam, bo jak już zadyszka minęła i purpurowy rumieniec zbladł, to wszystkie mięśnie mnie bolały i ledwo nogami przebierałam . Jutro już wskakuję na rowerek