Jak minął dzień..... No minął tak "falowo" raz na górze raz na dole

. Śniadanko, jak zawsze pyszne. Dziadek jak zwykle łasuch i sięga po słodkie, ale to słodkie stoi obok mnie. Nagle więc słyszę jak mówi do mnie: - Pszczółko, podaj mi miód

No jak mogłam odmówić... Babcia nie odpuszcza z zakupami i z pieczeniem ciast. To akurat bywa irytujące. Kto to będzie jadł. Najgorsze jest to, że Ona nie umie posiedzieć, ciągle w ruchu, a każdy ruch ją boli. Dzisiaj ja poszłam na przerwę, ale w czasie przerwy zaglądnęłam do nich, a Babcia piecze kolejne (czwarte) ciasto. Później próbuje je wepchać we mnie, a jak odmawiam, to ma żal i grozi, że więcej nic nie upiecze

. Byłam spotkać się z koleżanką, która pracuje w pobliżu. Wypiłyśmy wspólnie kawę. Wzięłam się za farbowanie jajek. Tam było napisane, że jest to dziecinnie łatwe. No chyba dla dziecka, bo ja poplamiłam wszystko co nadawało się do poplamienia, aż na końcu przyniosłam rękawiczki, szkoda, że dopiero po tym, jak moje paznokcie stały się różnokolorowe

No i na koniec .... Od wczoraj swędzą mnie łydki . Pooglądałam się dokładnie , a tam czerwone placuszki. Pomyślałam, że znowu wróciła jakaś alergia pokarmowa. Już myślałam, że może zjadłam za dużo pomidorów, a te na pewno były czymś kropione, jakimiś chemikaliami. Dzisiaj przy kolacji to samo, znowu zaczęło mnie coś swędzieć, patrzę, a tam skacze pchełka. Zabiłam ją. Tutaj przychodzi kot i ciągle mi się łasi koło nóg, bo wie bestia, że dostanie ode mnie jakąś szyneczkę ze stołu. I tak mi się odwdzięczył. Zostawił mi napiwek, a że mnie takie stwory lubią, (najbardziej komary), to nic dziwnego, że jakaś przelazła na mnie. Jednak po głębszym zastanowieniu się nad całą sytuacją, stwierdziłam, że może kot nie do końca jest winny. Może pchła pomyliła futerko na moich łydkach z kocim futerkiem


. W każdym razie futerka pozbyłam się szybko, jutro biorę się za przegląd kota

