06 marca 2018 21:48 / 4 osobom podoba się ten post
Załącze opowieść o tym jak mi minął dzień wczorajszy. Trochę jest ta historia dramatyczna, ale my opiekunki/owie jesteśmy zaprawieni w boju.
Po wczorajszym przemarznięciu wahałam się czy dzisiaj wychylać się z domu na sportowe rekreacje. Przez okno wydała się wszystko pięknie, temperatura około 5 stopni, ale nie chciałam znowu zmarznąć. Jednak o 12.00 przełamałam opory i wybrałam się na rower. Pojechałam na leśne dróżki i w ciągu 1,5 godziny przemierzyłam 12 km. Nawet nie było tak zimno, chyba ten lodowaty wiatr ustał. Po powrocie bardzo się cieszyłam moją niezłomnością, bo poczułam przypływ nowej energii.
Po wolnym Wocheende pora do pracy, dyżur popołudniowy. Cały tydzień tak będę pracowała. Dzisiaj przydzielono mnie na odcinek DG, który najbardziej mi odpowiada. Piszę o tym, bo pod koniec dyżuru okazało się to dla mnie bardzo korzystne. Przy wieczornym układaniu pensjonariuszy do łóżek wydarzyło się coś tragicznego na odcinku OG, gdzie też często pracowałam. Dzisiaj ten odcinek obsługiwała inna koleżanka....ufff, przynajmniej mnie ta sytuacja psychicznie nie obciąża.
Mamy tam jedną demencyjną staruszkę, która jest transferowana wózkiem, ale jako tako utrzymuje się na nogach, często wstaje sama i próbuje chodzić. Była też dla nas bardzo uciążliwa, bo po ułożeniu do łóżka sama wstawała w ciągu wieczoru kilka razy, chodziła do łazienki, zrzucała pieluchy i moczyła wszystko, co było na jej drodze. Wręcz nie było możliwości upilnowania jej, bo trzeba by była siedzieć przy niej non stop. Dzisiaj ta jej aktywność zakończyła się tragicznie. Koleżanka ułożyła ją do spania, tak jak zawsze i dalej pracowała z innymi Bewohner. Na koniec, po ogarnięciu odcinka zajrzała do naszej Anity i znalazła ją martwą. Kobieta leżała, a w zasadzie wisiała na poręczy łóżka, głową do dołu. Wokół było pełno krwi i wymiocin. Miała małe rozcięcie skóry na głowie i z uszu wyciekła jej krew. Nasza Leiterin pielęgniarka próbowała ją jeszcze reanimować, oczywiście bezskutecznie. Wezwaliśmy Notarzt i lekarz mógł tylko stwierdzić zgon. We świadectwie zgonu napisał śmierć z przyczyn naturalnych, ale dla nas i tak jest to tragiczny wypadek. Anita była przeziębiona, miała kaszel i zapewne na skutek kaszlu zebrało jej się na wymioty. Pewnie zerwała się i próbowała wyjść z łóżka, jakoś się zaplątała w betach i ugrzęzła na poręczy łóżka. Jednak jak to się stało dokładnie, pozostanie już na zawsze tajemnicą. Niemniej miałyśmy mocnego stressa z powodu tego zdarzenia. Po odjechaniu lekarza musiałyśmy doprowadzić zmarłą, łóżko i jego otoczenie do czystości. Nawet włosy musiałyśmy umyć, bo były zabrudzone krwią i wymiocinami. Pomogłam koleżance w tych czynnościach. Nie powiem, działałam na zwiększonej dawce adrenaliny. No znowu zebrałam nowe doświadczenie.