I znów piszesz rzeczy, które wydawałoby się, że są oczywistością. Ale w kontaktach z "ławeczkowymi" koleżankami przekonałam się, że nie są. Narzekanie jest powszechne, wola zmiany czegoś- już mniejsza. Ale tu chyba trzeba być w zgodzie ze sobą, żeby być usłyszanym. Mam przykład parę domów dalej- trudne miejsce. Sporo problemów. Opiekunki zgłaszają rodzinie (są na czarno) i się ich nie słucha. Słaby język, brak pewności siebie, chęć powrotu (tego akurat nie rozumiem, ale po dwóch razach jedna stwierdziła, ze nie wraca; obecna na pytanie rodziny już odpowiedziała, że nie wróci- a jest w połowie zlecenia)- rodzina NIE CHCE ICH USŁYSZEĆ. Obecna- zupełnie inne nastawienie- już parę rzeczy na lepsze- dla opiekunek i podopiecznego- zmieniła. Bo jest stanowcza, umie argumentować i nie można jej zbyć.
Od samego początku nie czułam się służącą. I nie wszystkim mówię z uśmiechem, jak pracuję. Jeśli ktoś zainteresowany wymieniam wady i zalety. Moje kuzynki, jak opowiadam o długich spacerach, pięknych widokach, spokoju, powolnym rytmie dnia żartują; 'na urlop pojechałaś?"- akurat mają małe dzieci, pracę i na nic siły. Ja mam. I tu i w domu. Ale pewne rzeczy nie są "z nadania'. Np. trudne dwie godziny nasiadówki przy kawie przed telewizorem przestały takie być, jak wzięłam szydełko i uczę się robić gwiazdki,idp. Przestałam to traktować jak najgorszy moment dnia. Jedna z tutejszy opiekunek jest tu 3 lata. Codziennie biega rano, robi ćwiczenia, dużo spaceruje (do kilkunastu km). Figurę i formę ma rewelacyjną, jest sporo ode mnie starsza. Śmieje się, że w domu nie ma na te aktywności zapału ani czasu.
Wyjeżdżając postanowiłam, że to nie będzie czas wyjęty z życia, ale czas na to, co lubię a w domu nie mam jak robić. Porządkuję genealogię, zdjęcia, rysuję, itp.
Dużo zależy od nastawienia- dokładnie tak, jak piszesz. Trudności są, ale nie mogą być dominującym elementem tej pracy- przecież można zmienić podopiecznego, firmę.
No, ale język przydatny i uczyć się trzeba. Też korzyść, nawet jak słabo idzie- mózg zmusza się do pracy
