Jestem na bawarskiej wsi,na króciutkim zastępstwie.Wczoraj minął tydzień od mojego przyjazdu i hm..A więc jest to z pewnością moja ( jak dotychczas) najcięższa sztela.Pdp z zaawansowanym Parkinsonem i demencyjna ( demencji nie odczuwam,ponieważ Pdp nie mówi).Pdp potrzebuje pomocy w każdym aspekcie, nie chodzi samodzielnie,tylko z wysokim rolator,do którego jest przypięta pasami(podłokietniki) i oczywiście,sama go również nie pcha.Wymaga transferu z łóżka, bądź na wózek lub do ww rolatora.. Wiadomo,że mycie i ubieranie to też obowiązek opiekunki,w tym momencie mój,o podaniu leków i karmieniu nie wspomnę.
Poranna toaleta wraz z codziennym myciem głowy (strasznie się poci,głowa właśnie,jest to ponoć efekt przyjmowanych leków,tak przekazała mi córka Pdp) i ubieraniem zajmuje mi ok.pół godziny , najgorsze z tego jest to ubieranie,bo ma bardzo duże przykurcze i założyć jej sweterek czy podkoszulek to wyczyn , nie łamiąc jej rąk przy okazji :-). Niestety po nocy,tak to wygląda.Następnie udajemy się do kuchni, gdzie " konsumuje" śniadanie i leki,i tu jest następny problem,bo krztusi się okropnie,co jest wynikiem spastycznego przełyku,ten cholerny Parkinson,po raz pierwszy jak to zobaczyłam,to myślałam,że mi kobicina na tym krzesełku w kuchni zejdzie.Kafmienie to następne trzydzieści minut ,o dziwo babcinka ma apetyt.Po śniadaniu Pdp " zatapia" się w lekturze codziennej gazety,zaczynając od... nekrologów ( to też mi przekazała córka,od której strony mam zacząć przewracanie stron).Jak się już zaznajomi z " nowinami" ze świata i podwórka,robimy inhalacje.Pdp cały czas przebywa ze mną w kuchni, bardziej ciałem niż duchem.W czasie który pozostał do obiadu,raz idziemy do toalety,acha muszę tu zaznaczyć,że pomaga na tyle ile może," przebiera" nogami,podnosi je,transfer odbywa się z jej pomocą , nie dźwigam jej,ale jeden mój moment nieuwagi i mogłoby się źle skończyć...tfu,tfu .
Potem " pochłania" obiadek i po posiłku ląduje ( ok.12-14) w łóżku na drzemkę.Wstaje " piję " kawkę ,zagryzając dwoma ciasteczkami i jakimś owocem i to już odbywa się w pokoju,przed telewizorem.O piętnastej przychodzi przyjaciel domu i zasiada z nią w " salonie", wtedy jest moja właściwa pauza ,która trwa do 17.30 ,i teraz znowu ja wkraczam do " akcji" robię Pdp kolację i...przyjaciel ją karmi.Pan wychodzi ok.19 ,a my czyli ja i Pdp " zasuwamy" do sypialni,wymieniam wkładkę dzienną na wkładę nocną,rozbieram i Pdp,do łóżka .Jest godzina 19.:-) I tak jest codziennie, oprócz dni w których przychodzi logopeda i krankengimnastyk ( kurza stopa,ale brzydki Miemaszek ,szczupły,wręcz żylasty i na moje oko dość leciwy, chyba,że sterany życiem) ,ale te wizyty tak naprawdę niewiele zmieniają w moim grafiku...cdn.może jutro,może pojutrze,ten przydługawy wstęp był potrzebny do historii jaka tu miała miejsce :-)
Poranna toaleta wraz z codziennym myciem głowy (strasznie się poci,głowa właśnie,jest to ponoć efekt przyjmowanych leków,tak przekazała mi córka Pdp) i ubieraniem zajmuje mi ok.pół godziny , najgorsze z tego jest to ubieranie,bo ma bardzo duże przykurcze i założyć jej sweterek czy podkoszulek to wyczyn , nie łamiąc jej rąk przy okazji

Potem " pochłania" obiadek i po posiłku ląduje ( ok.12-14) w łóżku na drzemkę.Wstaje " piję " kawkę ,zagryzając dwoma ciasteczkami i jakimś owocem i to już odbywa się w pokoju,przed telewizorem.O piętnastej przychodzi przyjaciel domu i zasiada z nią w " salonie", wtedy jest moja właściwa pauza ,która trwa do 17.30 ,i teraz znowu ja wkraczam do " akcji" robię Pdp kolację i...przyjaciel ją karmi.Pan wychodzi ok.19 ,a my czyli ja i Pdp " zasuwamy" do sypialni,wymieniam wkładkę dzienną na wkładę nocną,rozbieram i Pdp,do łóżka .Jest godzina 19.

