Dzisiaj pojechałem autem na Marktplatz po świeżą rybę. Kupiłem pstrąga, bo innych już nie było. Wykupili. Dalej poszedłem do rzeżnika, wracam, a koło mojego auta siadło. Powietrza brak.
No jasna, ciasna. Zapasowe koło też do reparacji.
No jasna, ciasna.
Przyszedłem na pieszo. Cały zmachany.
A tu żadnych kumpli, jak u siebie. No jasna ciasna. Czekam teraz, aż kto przyjazny się zjawi. I koło zabeirze, gdzie trzeba.
Ale żeby auto na parkingu stało. Nie!
Na dziwnym poboczu, bo postawić nie ma gdzie. Parkingi inne przeznaczenie tutaj mają. Wszędzie pełno jakichś straganów, namiotów, piór i innych dupereli.
No i jak tu zrozumieć Niemców??
Parking kurna, to jest parking. A nie jakiś cyrk!