Wychodzi na to, że jak jakikolwiek pdp "zejdzie" to biegiem do walizki. Najpierw spakować a potem wzywać kogo tam trzeba :lol1: Sorrki za te chichy śmichy ale ......
Wychodzi na to, że jak jakikolwiek pdp "zejdzie" to biegiem do walizki. Najpierw spakować a potem wzywać kogo tam trzeba :lol1: Sorrki za te chichy śmichy ale ......
To raczej sytuacja skrajnie ekstremalna, 1 na 100000:niebo pieklo:
Skarbie ja wiem dla kogo mam zostawiać moje serce...potrafię to podzielić,moja rodzina jest na miejscu pierwszym...mój Syn ponad tym,-co nie znaczy,że nie mogę mieć serca dla podopiecznego.
11 lat pracuję w tym 'temacie'...
Ja nie miałam nic wspólnego ze spadkiem PDPnego...lekarz domowy był nieosiągalny a z pogotowiem przyjechała młoda i niedoświadczona lekarka,-i jej zdaniem dziadek nie umarł sam.
Przyjechało krimi polizei i oni zadecydowali o dalszych losach Dziadka....wpakowali go do czarnego worka i zabrali....do momentu gdy lekarz domowy nie zadzwonił i nie potwierdził zgonu.
W chwili gdy sytuacja spadkoa nie jest wyjaśniona opiekunka ląduje pod mostem...to ma dużo wspólnego z procedurą dzwonienia po karedkę!!
Nawet nie można zabrać swoich prywatnych rzeczy jak się tego od razu nie zrobi....
Wieżcie mi...
I bardzo dziwna dla mnie. Może opiekun prawny zrobil inwentaryzacje dóbr podopiecznego ? . Przezylam juz zgony podopiecznych w dzień wolny czy świąteczny, ale takiej scenerii to nie miałam. Wszystko jest możliwe, bo w każdym landzie i w każdej rodzinie są inne prawa i zwyczaje .A nawet są różne formy spisywania testamentu . taki np"testament berliński" .
Pierwszy raz czytam o podobnym postępowaniu po śmierci podopiecznego.
Mój stary piernik jest w formie, mam tu dobrą sąsiadkę ale nie wyobrażam sobie takiego potraktowania mnie jako pracownika.
Gdzie jest w tym wszystkim firma? :-(