Dzień był ciekawy. Zaczęłam od sprzątania, i ledwo się wyrobiłam, kiedy zięć pdp. przyszedł, bo mieliśmy na zakupy jechać. Myślałam, że przed 9 się nie zjawią.. Jakiś czas temu nowa koleżanka- opiekunka zaproponowała, że spyta, czy córka jej pdp. zawiezie nas na flohmarkt, bo ta, która bardzo chciała tam jechać ma za mało czasu, by pociągiem jechać (ja swojej mogę powiedzieć, że przyjdę później, ona ma demencyjną i nie może przedłużyć). Od tygodnia wszystko ustalone, my zadowolone... Wczoraj na spacerze temat wyszedł i jej zdziwienie- to nie w niedzielę? Aż potem spytałam dziewczyn, jak ja do niej mówiłam- ale one pamiętają- SOBOTA. Ale nic, umawiamy się na dziś, na 12.30. Rano mam telefon- ona przeprasza, ale córka jej podopiecznej rozmawiała z koleżanką o tym, że wiezie Polki na flohmarkt. I ta do niej, że chyba zgłupiała, bo w razie, gdyby coś się stało, to się do końca życia nie wypłaci. No i nas nie zawiezie.
Pociągiem- ta, która tak bardzo chciała tam jechać- nie może- za mało czasu. To spytałam zięcia mojej podopiecznej, czy nas zawiezie, a wrócimy pociągiem- to godzinę będziemy miały na oglądanie. A po przyjeździe lipa- przed 13 to już wszyscy się zwijają i niedobitki zostały. To Bruno te 20 minut na nas poczekał i odwiózł z powrotem... Ona coś tam kupiła, ja ze 2 drobiazgi, trzecia nic, bo tylko ciuchy ją interesują, a te już znikły. Pocieszyłyśmy się potem u niej ciastem marchewkowym- bardzo dobre było.
W międzyczasie dowiedziałam się, że w innej miejscowości odległej o 15 km będzie w przyszłą niedzielę pchli targ. No i znów kombinujemy, tylko nam się możliwości kończą

Tzn. ja pojadę- rano, z Weroniką da się dogadać, jeśli nie znajdziemy innej możliwości. Jeszcze bym chciała, bo jak wrócę do domu, to nie mam gdzie hobby uskuteczniać. A tu mogę hulać- w promieniu 15 km
