Dziś zostało wyciągnięte z zamrażarki coś, co zostało przywiezione ze stołówki szkolnej- wcześniej jeszcze. W pierwszej wersji mówił, że gulasz, a teraz, że może spagetti. To czekamy aż się rozmrozi... Taką porcją spagetti we trójkę się nie najemy. Gulaszem z ziemniakami- tak. To zobaczymy. Za rozmrażany makaron podziękuję...
Poza tym powiedziałam dziś do młodego, że to ja powinnam chodzić na zakupy, nie on. Bo skoro mówimy o unikaniu spotkań, to bardziej sensowne. Bliskie spotkania z podopiecznym ma on, nie ja. U nas dystans, i fizyczny i psychiczny, to chyba bezpieczniej? Jutro się okaże, na ile przyjął moje argumenty. Mogę po powrocie kurtkę trzymać w łazience przy drzwiach, buty już i tak tam stoją- bo jak zostawię dalej, to pies ma zabawę- potem są na środku salonu. Jego butów nie rusza...
Pytam, co ugotować jutro, to on, że robi omlety. Ok., jak nic się zmieni...
W sumie jednak wolę jak jest jakiś stały rytm, ustalenia, których się trzymamy. Teraz, to taki chaos trochę. I niby mam zostać, ale jestem przygotowana na różne scenariusze. To może i dobrze, że nie byłam na tych starociach różnych, bo co potem z tym zrobić... Lepiej, jak walizka lżejsza
