Normalnie szał ciał i uprzęży....

Normalnie szał ciał i uprzęży....
Usiłowałam koło 11 dowiedzieć się, co podopieczna raczy zjeść na obiad. Nie bardzo chciała na ten temat tak wcześnie rozmawiać (jedzenie przed pierwszą, a wszystko w zamrażarce). Moje propozycje zostały skrytykowane. W końcu postawiła na stole słoik z zupą, i to ma być na nas dwie. Z roztrzepanym jajeczkiem...
Werska mnie już nic nie zdziwi:-)Teraz tu gdzie jestem jest full wypas, na prawdę, ale pamiętasz jak pisałam w październiku o grysiku z kompotem na obiad ?Albo tosty hawajskie w niedzielę? :nerwowa kucharka:Tylko wziąść i przywalić taką nudelkulą w stół:hihi:O pasztetowej z gara na gorącą nie wspomnę ale to z innego miejsca .Ile tam jeszcze będziesz ? Szykuj wiązankę na odchodne :yahoo: żeby Ci ulżyło a co:radosc1:
Usiłowałam koło 11 dowiedzieć się, co podopieczna raczy zjeść na obiad. Nie bardzo chciała na ten temat tak wcześnie rozmawiać (jedzenie przed pierwszą, a wszystko w zamrażarce). Moje propozycje zostały skrytykowane. W końcu postawiła na stole słoik z zupą, i to ma być na nas dwie. Z roztrzepanym jajeczkiem...
Aż trudno w to uwierzyć, żeby taki zestaw zaproponowała osoba o zdrowych zmysłach.
Gotuj po swojemu- podejdź ją , że obiad niespodzianka będzie czy co. Może ona niechętnie odpowiada na pytania, czy ustala obiadowe menu, bo to jej sprawa trudność z powodu np. jakiej demencji, a burza mózgów mogłaby ją zdemaskować.
Nie, ona je mało, mięsa nie lubi, nie lubi słodkiego też, i uważa, że ja powinnam jeść podobnie jak ona. To, co robię jej nie pasuje- ryba była za sucha, sałata niedobra, ziemniaki chyba były ok.- to wcoraszy obiad. I cały czas mnie poucza. Tak niezdrowo, za szybko jem, za mało z nią siedzę (w sumie najwięcej w ciągu tych lat w porównaniu z innymi pdp., bo wszystko robi tak wolno, i tak długo się zastanawia, że zejście na dół zajmuje od godizny do półtorej, a przejście ze śniadaniem z kuchni do pokoju przez jedne drzwi od 20 minut, do pół godziny).
Może demencja u niej rusza, ale tu jej charakter się odzywa. Zięć stwierdził, że zawsze musi być tak, jak ona chce. Córka mogłaby przyjść do ogrodu- do wczoraj była piekna pogoda i z mamą posiedzieć choć chwilę w sporej odległości. Jakoś się nie pali. A ja u niej podpadłam od pierwszych godzin, bo nie ruszyłam ostro do pucowania domu po przyjeździe- i nastąpiła równia pochyła- wszystko robię źle. Nie sądzę, żeby cokolwiek się zmieniło. Próbowałam na spokojnie do niej podejść, z uśmiechem. Ale niestety, ogrodu nie kopię, żywopłotów nie przycinam i nie domyślam się, co jakieś mruknięcie czy mrugnięcie znaczy.