Ja wróciłam że spaceru. Szczęśliwa i bez pieniędzy :kropla potu::czerwieni sie::radosc1:

Słońce wyszło dopiero po mojej pauzie ,to i babcię trzeba bylo na spacerek wprowadzić ,bo już zazdrosna była o te koty. Jak przyszła do niej koleżanka, to ja myk do siebie, żeby te starsze kocurki udobruchać, bo aż na dole słychać było te ich miaaał i mmrrruu...
Udobruchane poszły sobie w końcu, to ja też na dół zeszłam bo to i czas kolacji się zbliżał. Wszystko naszykowałam, już zasiadłyśmy do stołu, a tu dzwonek do drzwi i gość niezapowiedziany ,a właściwie to się zapowiedział, tylko godzinę później. Syn mamę przyjechał odwiedzić i z opiekunką (ze mną, znaczy się) się pożegnać . Do niedzieli już nie wpadnie, bo karnawałuje ,a to sitzungi ,a to cugi ,a to cóś tam jeszcze ,byle okazja była. No to jak już sie zjawił wcześniej, to ja się pytam, czy może herbaty sie napije czy coś, a on że chętnie i zje z nami też chętnie, bo głodny trochę. Miła jestem, to i talerzyk podałam i po dwa plasterki wszystkiego dorzucilam. Opłaciło się-jak już zjadł, pogadał, popytał, to się żegnać zaczął i opiekunce dziękować. Aż mi trochę głupio było, bo za to podziękowanie dla mnie, to mógłby se chyba przez tydzień śniadania i kolacje jeść w lokalu jakim. Żebym wcześniej wiedziała, że będzie dziękował, to przecież parę plasterków sera czy jakiego schinkenwursta więcej bym dołożyła na talerz . Nawet pomidora mogłabym ukroić jeszcze.
A teraz sobie rozmyślam o tym ,że za tydzień o tej porze, to w swoim łóżeczku już będę leżała
