Gusia29Helloł helloł, radio Luxemburg nie nadaje to wszyscy sobie gdzieś poooszli :-). Tinę rower chyba przyprowadził do domu ,czy jeszcze gdzieś z Jolą pedałują ? Ciekawe czy Konwalia już w drodze ,czy jeszcze nową, wielką walichę dopycha ?
Cicho tu i pusto, to ja babcię przetrzymałam trochę dłużej, żeby mieć towarzystwo :-)
Pierwszą połowę meczu między FC Bayern Műnchen a Bayer 04 Leverkusen obejrzałyśmy wspólnie, nawet po małym piwku wypiłyśmy :-). Babcia mówi że jak Fußbal to Bier muß mann trinken :lol3:
Zażyczyła sobie "ein schuss",pół na pół ,jasne z ciemnym . Dobre to :piwosze2:
Pdp demencyjna a tu proszę, niektórych piłkarzy zna po nazwisku i palcem na ekranie potrafi wskazać który to Lewandowski czy Műller :-).
Cała rodzina tutaj to fani piłki nożnej i oczywiście Borussii Mőnschengladbach.
Mogłam się o tym przekonać, kiedy byłam tutaj pierwszy raz . Przy każdym spotkaniu rodzinnym to był temat nr 1.
W przerwie meczu babcia wyszykowała się do łóżeczka, a ja drugą połowę oglądam już u siebie. Właśnie na 3:0 strzelił Lewandowski.
Spokojnego jeszcze wieczoru i dobrej nocy :gwiazdki_niebo:
Mało brakowało, a rowery by nas do domu przyprowadziły

Do pobliskiego miasteczka jechałyśmy jak statecznym kobietom przystało - ścieżką rowerową prowadzącą wzdłuż głównej trasy. 10 km przejechałyśmy bez problemu. Po drodze jednak skusiła nas leśna ścieżka - przejechałyśmy nią może kilometr , zachwycając się widokami. Nic trudnego, bylo lekko pod górkę, ale trekkingi z tym sobie poradziły . Pochodziłyśmy po mieście, poodwiedzalyśmy sklepy.Mnóstwo wyprzedaży. Kupilyśmy trochę ciuszków i kosmetyków.Ja dodatkowo jeszcze kask na rower dla siebie już prywatny. Przeceniony z 49 CHF na 29. Porządny dobrej jakości kask. Następnie trzeba bylo coś wrzucić na ruszt. Zatrzymałyśmy się w malej restauracyjce . Usiadłyśmy na zewnątrz. Jola zamówiła lody sorbetowe.Ja jako, że po diecie jogurtowej mam dość słodyczy na najbliższy rok- zamówiłam sałatkę z kurczakiem.
Drogę powrotną wybrałyśmy przez las. Aż do naszej miejscowości. Jezuniu. Górki tak strome, że niestety, trzeba było prowadzić rowery. Za to korzystałyśmy skwapliwie,jak było z górki, ale tak, aby z rowerów nie pozlatywać, bo scieżki w wielu miejscach byly uslane sporym , polodowcowym żwirem. Jeden falszywy ruch i gleba. Ale trasa naprawdę piękna. 12 km takich niespodzianek . Po drodze zobaczyłyśmy drogowskaz do Teufelskeller. No a jak-zlazlyśmy z rowerów, bo było bardzo stromo i dalej w ostępy. To był park krajobrazowy, pełny jakichś głazów narzutowych i bardzo starych drzew. Krajobraz jak z Tolkiena.Tylko Hobbita wypatrywać. Wracając usiadłyśmy na przydrożnej laweczce i zapytałyśmy przejeżdzajacego rowerzystę, jak tu dojechać najmniej uciążliwą drogą. Człowiek litościwie nas pokierowal i dojechałyśmy do drogi głównej.Stamtąd 3 km i byłyśmy już na miejscu. Jola mieszka bliżej, to wstąpiłam sie napić wody, bo swój zapas wypiłam. Dziadek Joli jak usłyszał ,którędy jechałyśmy to wyjęczał "hilfe" . Mój zareagował podobnie. Tyłek mnie boli, bo wzielam trekking szefa. Męskie siodełko, twarde .
Jola,mimo że w tej miejscowości pracuje dlużej,bo jej pdp od zawsze tu mieszka- tą drogą jeszcze nie jechala. Wykonczona jak i ja . Kilkukilometrowa przebieżka w porównaniu do tej trasy to pryszcz. Dojechałyśny siłą woli. Ale wrócimy tam. Jutro jak sie podniesiemy z łóżek ,jedziemy kilka km dalej do restauracji widokowej , obfotografować panoramę.
Zdjecia wrzucę jutro- dziś siły ni mom

. Ale słynnych endorfin mi przybyło, opalenizny przybyło i mięsnie na nogach jak ze stali