Dzięki Tina, jajkowego koniaku se chlapnęłam, a na poważnie to miałam dzisiaj niezły trening. Białego nawaliło i ciągle nowe z nieba leci, wykopałam tunele na około domu i z jęzorem do pasa po południu od nowa. Lepsze to niż siedzenie cały dzień na tyłku, widać Senior tak samo pomyślał, bo już się szykowałam do domu, a tu dziadzia się wybiera na spacer. W półbucikach, bez szalika i w beretce, ze 3 razy oczy przetarłam, bo myślałam że to fatamorgana. Na nic perswazje, fuknął na mnie i rwie do przodu, daleko nie zaszedł bo fiknął kozła, grunt że w zaspę. Cały Nachbarschaft zamarł z łopatami w rękach i przyglądali się jak ciągnę krasnala za pasek od spodni w górę, sama zarechotałam nerwowo bo wyglądało jakbym chciała mu wleźć na plecy. Udało się choć nie na długo, zaraz obalił się na drugą stronę, zawyłam bo mnie pociągnął i łapka w łapkę sobie oba zalegliśmy, sąsiadek podskoczył ale tylko po to, żeby mnie poinformować że nie może dźwigać bo ma chory kręgosłup. Nie wiem co wyczytał z mojej twarzy ale szpagatami zwiewał. Kazałam dziadkowi uklęknąć potem jedna nóżka na stopę i jakoś go podźwignęłam. Jakby tego było mało, już w domu Senior zapytał komu i ile zapłaciłam za odśnieżanie, bo bardzo ładnie jest odgarnięte i czy mam zapisany telefon, bo jutro też musi przyjść. Nawet nie próbowałam mu wyjaśniać i tak by mi nie uwierzył, że to ja zrobiłam. No cóż, grunt że wszyscy cali