Piknie było, ale dobrze że się skończyło i mamy już wolny wieczór. Pogoda iście wiosenna. Dzisiaj prawie godzinkę sama pomaszerowałam sobie szybkim tempem w świat, a później, wspólną godzinę pauzy, już trochę wolniej, ze znajomą opiekunką. Ona dopiero w piątek przyjechała. Jest już dwa lata u tej samej seniorki, niestety stałej zmienniczki nie ma, ciągle ktoś nowy przyjeżdża. Trochę posiedziałyśmy w parku na ławce, bo sie zgrzałam okropnie,chociaż lekką kurciałkę w pasie sobie rozwiązałam i paradowałam w lekkiej bluzce koszulowej.
Babcię też już drugi dzień z rzędu udało mi się namówić do wyjścia na taras. Biedulka, chociaż z rolatorem ,to trzy razy w te i nazad ,te może 10 metrów długi taras, ledwo co przemierzy

. A dumna z siebie, jakby z pół kilometra przeszła. Ale zawsze trochę świeżego powietrza łyknęła. Po długim zasiedzeniu się w domu, te kilka minut chyba wystarczy, bo i wczoraj i dzisiaj już parę minut przed dwudziestą była w łóżku. Kilka dni co najmniej ma być jeszcze tak ładnie, to postaramy się ten dystans stopniowo wydłużać. Mam nadzieję, że da radę. Rozmawiałam z synem, żeby załatwił Rollstuhl, jutro ma się rozejrzeć. Ostatnio, kiedy tutaj byłam, napomknęłam już o tym, ale...mama nie chce. Trudno dociera do niego to, że mama już nie bardzo wie, czego chce.
Zawsze to jakieś urozmaicenie, mogłaby sobie na ludzi popatrzeć, zagadać z napotkanym znajomym, czy nawet tylko zobaczyć co się w przyrodzie dzieje, poza własnym podwórkiem. Zobaczymy, jak długo będzie to rozglądanie się trwało. A tak,to dzionek spokojny,bez bezuchów, telefonów do mamy i wyjazdów do domu.