Jak minęły, bo od wtorku nic tutaj nie napisałam. No dzieje się, dni szybko uciekają, za tydzień o tej porze będę juz w domu

We wtorek uczestniczyłam w rodzinnym spotkaniu mojej pedepci. Brat, który kilka dni wcześniej mial urodziny,przyjechał do nas ze swoją żoną i zaprosił swoje 3 siostry ,jedną z mężem, a drugą, czyli moją pdp ze mną

na obiad do włoskiej restauracji. To u nich tradycja, że w każde urodziny spotyka się od lat tylko rodzeństwo z partnerami. Tym bardziej doceniam, że zostałam zaproszona .
Restauracja już mi znana, jedzenie wyśmienite, ale nie to najważniejsze.
Uczestniczyłam oczywiście w rozmowach, ale uważnie też przysłuchiwałam sie ich rozmowom i zachowaniu.
Ci z Was, którzy "znacie "już moją sztelę z pierwszego tutaj mojego pobytu, pamiętacie może, z jaką sympatią pisałam o tej rodzinie. Zdania nie zmieniam a nawet powiem, że coraz bardziej oni wszyscy mi się podobają i naprawdę ich lubię. To jest "normalna "rodzina. Widać, że się kochają, troszczą o starszych, cieszą się sukcesami innych, wspólnie zastanawiają, jak można najlepiej pomóc tym,którzy tej pomocy potrzebują. Weseli, radośni, potrafią z siebie samych i z siebie nawzajem żartować. Kupa uśmiechu podczas wspomnień z dzieciństwa, lat szkolnych, no...tak jak u nas przy okazji takich spotkań . Skoro zawsze spotykali się tylko w rodzinnym gronie, to aha, myślę sobie, pewnie zaproszenie mnie ma na celu to, że będą mieli najstarszą siostrę z głowy, Gusia się nią zajmie.
Nic podobnego, "Ty jesteś dzisiaj moim gościem ",od razu na początku zaznaczył jubilat. Całą gromadką wyruszyliśmy pieszo,ok 300m,ale moja babcia potrzebuje na taki dystans ok 15-20 minut. Pomagali "kierować "rolatorkiem

,nikt się nie irytował ,ze za wolno,ze za często postoje, że się pocą bo gorąco, a tu wszystko na zwolnionych obrotach. Usadzali przy stole, nakładali, dolewali, z taką bratersko-siostrzaną miłością się o nią troszczyli. Moja babcia najstarsza-84 skończy we wrześniu, siostry kolejno 82 ,69 i brat 77. To ze względu na nią nie pojechano do Műnster,tylko przyjechano do niej. A później jeszcze kawa u siostry też tutaj mieszkającej i dalsze śmiechy, wspomnienia, wzajemne się przekrzykiwania . I dużo opowieści ze względu...na mnie. Bo oni wszyscy już je dobrze znali,ale zależało im na tym, abym ja jak najlepiej mogła ich poznać.
Miałam nawet okazję zobaczyć świadectwa szkolne ich mamy (teraz miałaby 112lat) z podstawówki i szkoły uczącej zawodu gospodyni domowej. Nie uwierzycie, ale obok nauki wyszywania,szycia czy robienia na drutach, była nauka patroszenia drobiu i przetwarzania mięsa

.
Tak więc to był nie tylko miły, ale i pouczający dla mnie dzień .
A na koniec zostałam zaproszona, przy następnym moim tutaj przyjeździe, do Műnster. Na 2-3 dni. Bez babci. Mają to jakoś zorganizować, a mnie ma tam zabrać jej siostra z mężem, mieszkający w Dűsseldorfie. W opinii mieszkającego w Műnster brata pedepci, to jedno z piękniejszych miast w DE ,więc koniecznie chcą mi je pokazać.
Nawet nie żałowałam,a właściwe to zapomniałam, że we wtorek pauza mi przepadła

Jak widać, tak jak wszędzie, są ludzie i ludziska. O Niemcu można też powiedzieć-Człowiek.