Nawet się nie obejrzałam a tu już dzisiaj mija pierwszy tydzień mojego na wyjeździe. Dni podobne do siebie, cisza i spokój. Wiadomo że nasi podopieczni zdrowia nie będą, że smutkiem jednak patrzę, jak choroba coraz bardziej postępuje. Moja babcia po domu depcze jeszcze samodzielnie, ale spacer nawet z rolatorem to już większe wyzwanie. Mogę zapomnieć choćby o przejściu 200-300 metrów jakie pokonywała jeszcze w sierpniu. Przemierzamy jedynie taras, kilka razy w tę i nazad, a jeśli pogoda nie pozwala wyjść na zewnątrz, to przynajmniej długi na 3 metry stół w wonzimerze staramy się kilka razy okrążyć :-)
Zapominalska też dużo bardziej niż dwa miesiące temu. Dużo więcej cierpliwości potrzeba, żeby spokojnie odpowiadać na ciągle te same pytania czy tłumaczyć proste rzeczy. Chowam pilota od tv, bo myli bo z telefonem i parę razy musiałam już telewizor na nowo programować, czego bardzo nie lubię :nerwowa:
Po południu, po kawie, to chciałaby żebym była gdzieś blisko w zasięgu jej wzroku. Jak znikam na chwilę to zaraz mnie szuka. Ale i tak nie mogę narzekać, bo po śniadaniu to praktycznie mnie nie potrzebuje a po obiedzie nawet 2,5 godziny potrafi spać, zdarza się że muszę ją budzić. Bardzo się broni przed jakąkolwiek aktywnością i naprawdę ciężko jest ja na coś namówić. Najchętniej siedziałaby w fotelu i telefonowala. Tylko że telefon dzwoni coraz rzadziej albo rozmówcy szybko kończą rozmowę. Jak nikt cały dzień nie zadzwoni, to ja dzwonię do niej z drugiego pokoju i tak sobie opowiadamy ci u nas słychać :-). Jedzenie to ulubione zajęcie i temat do rozmów, bo co jak co, ale apetyt jej dopisuje aż miło patrzeć jak znika z talerza wszystko co zrobię.
Na szczęście w toalecie jest jeszcze samoobsługowa i zwraca uwagę na swój wygląd, wszystko musi być wypracowane,musi pasować, nie ma mowy żeby założyła skarpetki różniące się choćby odcieniem. Lubię ją, bo jest pogodna i taka zagubiona jak dziecko. Nigdy nie narzeka i nigdy o nikim źle nie mówi. Tęskni do spotkań i wyjść z koleżankami, niestety że względu na covid wszystko się urwało.
Taka to moja Karinsien :-)
Najważniejsze że o 20:30 już śpi, w nocy wstawać do niej nie trzeba, a rano często muszę ją z łóżka wyganiać :oczko1:
I tak pani perfekcyjna cale przedpołudnie w środę sie pakowała, sprzatała,no nie zdążyła się ze wszystkim na czas wyrobić. Chyba naprawdę wierzyła w to ze nie przyjadę. Coś tam zaczęła do mnie szczebiotać słodko,bo babcia na mój widok bardzo się ucieszyła, że endlich bin ich wieder da,bo B. jej mówiła ,że ich werde wahrscheinlich nicht wiederkomen

Powiedziałam więc tylko do B.,że to że nie pyskuję, to nie znaczy że nie pamiętam o jej zachowaniu, zdanie na jej temat mam wyrobione i nie musi się starać być miła, bo smród został i nie da się go wywietrzyć. I Pani B.zaniemówiła. Wyjeżdżając nawet z pedepcią się nie pożegnała, co ta przeżywała przez pół dnia martwiąc się, że może czymś ją obraziła

Nie wiem, co B.zamierza, bo tak jak poprzednio zostawiała sporo rzeczy w "swoim biurze "jak nazywa jedne z pokoi na naszym piętrze, tak tym razem wszystko zabrała. Nie zdziwiłabym się , gdyby przed świętami oznajmiła że nie przyjedzie i rodzina zmuszona byłaby ją prosić, żeby na święta przyjechała. Podkreślała wielokrotnie że jej przewaga nade mną jest w tym, że ona wszystkie święta może pracować, a ja nie chcę. Może się mylę, może wcale nie ma takich planów, ale gdyby tak miało być, to nikt nie będzie musiał prosić o jej przyjazd. W tym roku dzieci moje nie przylecą, nie będziemy świętować gromadnie z covidowych powodów ,to właściwie mogę zostać i na święta. Może niesłusznie podejrzewam B.o jakieś niecne plany, ale doświadczyłam boleśnie jaka potrafi być perfidna ,więc nie wiem czego mogę się spodziewać.
O,i obgadałam zmienniczkę jak dziewczynki w podstawówce
