Gusia29No i jestem na starym miejscu. Byłam już krótko przed 16-tą. Podróż minęła przyjemnie. Pani narzekająca na agencje, na podopiecznych a głównie na ich rodziny, wykrzyczała co miała wykrzyczeć i zasnęła. W ciszy dojechaliśmy do Berlina,tam dwie osoby zmieniły busy a do nas dosiadły się trzy panie. Wszystkie większą część trasy przespały a ja czytałam sobie książkę.
Na miejscu atmosfera bez zmian i wszystko ma zostać tak, jak było w czasie mojego ostatniego tutaj pobytu. Komitet powitalny-jedna z córek i syn, razem z podopieczną już na mnie czekał?. Ze zmienniczką nie spotkałyśmy się, wyjechała ok 10 rano. Od razu mnie poinformowano o czymś, co już wiedziałam-A.nie wraca. Nie pytałam dlaczego i co się stało, bo po co, tej pani już nie będzie i temat zamknięty. Znam wersję zmienniczki, ale też nie jest mi ona do szczęścia potrzebna. Niestety ,wtargałam swoje klamoty na górę, chciałam skorzystać z toalety, a tu... . No właśnie , kibelek rozwalony,musiała muszla ze śrub wyskoczyć i pewnie całkiem się przewrócić. Postawiona, "uszczelniona "przy podłodze i rura doprowadzająca wodę taśmą klejącą, a dookoła porozkładane ręczniki, oczywiście mokre. Pod umywalką wielka plastikowa micha, w połowie napełniona brudną wodą. Odkreęcam kran, a woda leje się z tego kolanka pod umywalką prosto do miski. Nożeszszsz,ale się wkurzyłam. Co prawda kilka dni temu A.pisala do mnie że muszla "się przesunęła "i umywalka popsuła, ale myślałam, że już wszystko naprawione. Schodzę na dół i pytam syna, kiedy przyjdzie fachman od napraw. A tu wszyscy zdziwieni, nie wiedzą o co mi chodzi, więc zapraszam "do siebie " i pokazuję. Okazuje się, że A.nikogo o awarii nie poinformowała. Syn zaraz zadzwonil do majstra,ale ten na pstryknięcie palcami przecież nie przyleci.Dobrze że w sobotę zgodził się przyjść, póki co,muszę biegać na dół do kibelka.Ja rozumiem,ze rzeczy się psują, szczególnie stare i w starych domach,ale chyba trzeba to zgłosić. Skoro nie wracam, zaraz wyjeżdżam, kibelki w domu są jeszcze dwa, to po co? Jeszcze się ktoś na mnie wkurzy i może nawet opierdzieli.
A.uprzedziła mnie, że będę musiała zrobić zakupy, bo prawie wszystko się skończyło. Skoro prawie, to myślałam, że coś tam na kolację dla mnie i seniorki się znajdzie. No i znalazłam-masło, 4 kromki chleba i 3 plasterki salami. A,jeszcze pół jajka na twardo, w jakimś dziwnym kolorze. To wszystko. W lodówce jeszcze kilka cytryn i parę ziemniaków. Po za tym NIC. Ani w zamrażarce, ani w lodówce, ani w Abstellraumie . Żadnej chemi, żadnych środków piorących (jak wyjeżdżałam bylo pół 5 kg opakowania proszku do prania i 3 rodzaje płynów do prania +do płukania ),no dosłownie NIC. A ja głupia dzień przed wyjazdem wydałam połowę tygodniówki na zakupy, żeby zmienniczka nie musiała pierwszego dnia po sklepach biegać. I, niestety, kolejna zmienniczka na tym ucierpi, bo nie mam zamiaru więcej tego robić.
Dzisiaj już się A.nie odezwała. I niech się lepiej nie odzywa, bo coś przykrego mogłabym jej powiedzieć, a później bym żałowała.
No to se pogadałam. Ale już nie marudzę, jutro zakupy i będzie dobrze. Amen.
Przyjemnego jeszcze wieczoru Wam życzę ?
jakas masakra - myślę, że to nie ona zmieniłą firme, tylko firma jej podziękowała
