Środa była długa i pod koniec dnia obie z Pedepcią byłyśmy zmęczone. Ale obie zadowolone,każda z innego powodu

. Pojechałyśmy taksówką do sklepu medycznego,wykupić seniorce przepisaną opaskę kompresacyjną na łokieć. Wysiadamy,idziemy do sklepu a tu zamknięte.Pauza do 14-tej,zostało jeszcze pół godziny. Na przeciwko jest kawiarenka,Café Richtig,to poszłyśmy na herbatę i latte. Jako jedyne zajęłyśmy miejsca na tarasie,obsługa wymościła nam krzesełka futrzakami,słonko świeciło,pół godziny szybko minęło. Wizyta w sklepie trochę nam zajęła . Rozbieranie,dobieranie rozmiaru i naciąganie tej "pończochy" na rękę. Seniorka już była zmęczona trochę ale bohatersko postanowiła wrócić do domu na pieszo. Dreptałyśmy deptakiem,odpoczywały przy wystawach,zaszłyśmy do sklepu z bielizną. Niestety nie było możliwości żeby pdp przycupnęła na jakimś krzesełku,bo takiego podobno w sklepie nie ma. Posapała trochę,odsapnęła przytrzymując się regału i...wybrała dla siebie kilka sztuk. Nawet sobie nie wyobrażacie jak się cieszyła,a ja razem z nią. Daaawno nie była w sklepach,co potrzebne kupuję ja albo córka. A wczoraj sama mogła pogrzebać wśród szmatek. Ja też trochę pogrzebałam,wspomniałam o czymś że fajne i za chwilę było to doliczone do rachunku

. Nie wzbraniałam się i nie krygowałam fałszywie,pdp cieszyła się że może zrobić mi przyjemność,a ja że mam to,co mi się spodobało

.
Po zakupach ruszyłyśmy dalej,przystanek REWE. Tam już moja pdp przysiadła na ławeczce przed kasami,a ja szybko zrobiłam zakupy. Jeszcze krótka wizyta w cukierni,znów radość że sama może sobie wybrać kawałek ciasta,musiałam ją trochę hamować,żeby nie nakupiła za dużo. I powrót do domu. Tym razem z górki. Nogi już jej trochę drżały,ale powiedziała że chce iść. Moje dłonie i nogi robiły za hamulce,bo górka stroma. Po powrocie do domu dłonie miałam ścierpnięte,tak kurczowo się mnie trzymała. Została nam godzina do przyjścia fizjoterapeuty,akurat tyle czasu,żeby babcia zdążyła odsapnąć. A po gimnastyce nie miała już ochoty ani na ciacho,ani na lody które może jeść trzy razy dziennie. Była naprawdę zmęczona

. Dawno nie przeszła takiego odcinka . Usadowiła się w fotelu,nogi na podnóżek,otuliłam je kocykiem ,sprawdziłam czy w zasięgu ręki ma wszystko czego potrzebuje i wzięłam się za robotę. Wymyśliłam rozmrażanie lodówki. W kuchni jest stara,taka z zamrażalnikiem u góry. Część chłodziarki nie oszrania się więc sprzątana na bieżąco ale zamrażalnik !?. Więcej lodu niż towaru

. Tak,fleja ze mnie,ale "tam jest tyle dobrych rzeczy" i "musimy je wykorzystać",że nikt nie miał pozwoleństwa na odmrożenie. No to wczoraj wzięłam się za to bez pozwolenia. Te dobre rzeczy okazały się zupami i innymi produktami,gotowanymi czy kupionymi jeszcze przez seniorkę

. Wszystko wylądowało w koszu. Dopiero po kolacji umyłam lodówkę ,poukładałam wszystko ,w zamrażalniku lody i inne produkty po które biegałam do innych lodówek czy zamrażarek ( są w sumie cztery !) i nie mogłam się nacieszyć . Seniorka też

. Sama sobie nie mogła się nadziwić,czemu była taka uparta i nie pozwalała wcześniej tego zrobić ." Może ja mam demencję,zapytała