Wiecie co, to i napisze o naszym bylym piesku. To byl owczarek niemiecki, od malenstwa byl z nami. Mial 2 lata i z naszej glupoty polamal tylna lape. Mieszkalismy na przedmiesciach wielkiego miasta, w domu 1-pietrowym, na pietrze, byl tam taras. Zapomielismy zamknac drzwi na taras, a to psisko mialo zostac w domu ... Nie wzielismy pod uwage, ze bedzie chcial isc z nami, wyskoczyl ...
Z trudem uratowalismy mu zycie. Wczesne lata 80-te, dla ludzi nie bylo lekow, psa chciano uspic. Udalo sie wykorzystac prywatne kanaly celem zdobycia gwozdzia i specjalnych antybiotykow. Mial dwie operacje, jedna - zespolenie na gwozdz kosci udowaj, druga - wyjmowanie tegoz. Zyl dlugie lata, ale lapa nie wrocila juz do pelnej sprawnosci. Kiedy przyszedl jego kres - nie, tego nie da sie napisac.
W kazdym razie, wydawalo sie, ze juz nastepnego psa u nas nie bedzie, ze on byl ten jedyny, najwierniejszy. Ale, zycie toczy sie dalej. Dwa lata temu przy okazji weszlam z moja starsza (byla w odwiedzinach w PL) do schroniska w Olsztynie, ot, tak, popatrzec.
Jak sie domyslacie - wrocilysmy do domu z psiakiem ! Nie sposob bylo go pominac, malutki, nieudana krzyzowka sky teriera z czyms nieokreslonym (ma wlos, nie siersc), krotkie lapki, usmiech w oczach i duma. On jeden nie skakal na siatke i nie mowil "wez mnie, mnie!"
Panie ze schroniska mowily, ze on jest taki brzydki, ze az ladny. Mial wtedy ok. roku, w schronisku byl krotko, nie nabawil sie jeszcze choroby sierocej. Jest teraz u nas na salonach, swietnie dogaduje sie z kotami i tanczy, jak przyjezdzam na urlop, jest po prostu wspanialy.