Dzis podczas mittagpausy mojej Damy a mojego czasu wolnego rozdzwonil sie telefon, wiec szybciutko odebralam u siebie w pokoju wiekowego staruszka na kabelku ( starenki ten aparat, oj starenki - jeden z pierwszych, pamietam taki u moich dziadkow dawno, dawno temu) , zapomnialam jednakze o najnowszym nabytku cor z przedswiatecznego tygodnia, ta cholera mimo, ze odebralam polaczenie nadal dzwonila... ciul z tym... Swe pogaduchy z przemila koordynatorka odbylam. Kiedy przybylam do pokoju mej Damy by zaprosic ja na ukochana kawe i ciastko, zastalam ja prawie we lzach, podenerowana i mocno nieswoja, pytam wiec co sie stalo??? skad ta niewyrazna mina, czy cos boli, czy cos strzyka? Nie odpowiedz brzmiala, telefon dzwonil. Wiec tlumacze, ze wiem, ze odebralam i rozmawialam... A z kim pada pytanie, odpowiadam zatem ze ze swoja firma. Lzy juz w oczach swieca, a co chcieli. Tlumacze spokojnie, ze rozmawialismy o moim wyjezdzie na koniec miesiaca, a Dama pelna rozpaczy za rece mnie chwyta i szepcze z bolem: "nie zostawiaj mnie prosze, bede taka nieszczesliwa".... Az mi sie przykro zrobilo... odparlam nie martw sie ma droga damo, jeszcze caly miesiac jestesmy razem, a potem musze pojechac do domu, do mych dzieci... Dama z wysilkiem maszerujac juz do toalety rzecze: " no tak Ty masz dzieci i one Cie potrzebuja, tak jak ja."
Po kawusi i ciasteczku Dama posiedziala otulona w gruba derke przy otwartych drzwiach na taras, a teraz dziarsko juz tym razem spaceruje ze swym mercedesem.