ciekawa jestem kto się tu prędzej wykończy, ona czy ja? byłabym skłonna postawić pieniądze na to że jednak ja. dziś miał ( ma ) przyjechać gość z ziemniakami, umówiliśmy się na 15.00 - 16.00. gość zadzwonił o 12.30 ale oczywiście odebrała babcia ( ja nie jestem godna wygłaszać słów: tu rezydencja lady D. czym mogę służyć? ) pogadała, pogadała i mówi,że zaraz będą kartofle. z kontekstu rozmowy wynikało dla mnie, że wręcz przeciwnie, facet się spóźni, ale myślę sobie: cóż, twój niemiecki, moja droga, taki super, że może coś popierdzieliłaś. więc babcia kurtkę wdziewa i biegiem na podjazd. nieśmiało zauważyłam, że mamy dzwonek przy drzwiach i można czekać w domu, ale nie przypadło to mojej lady do gustu. nie wiem, co ona mi odpowiedziała, bo było szybko niewyraźnie i niezrozumiale. zrozumiałam jednak, że jest również bardzo niepochlebnie. wzięła się za odśnieżanie odśnieżonego już przez sąsiada podjazdu. jak widać kolano nie jest w tak złym stanie jak narzekała przez pół nocy. po 45 minutach udało nam się z sąsiadem zabrać ją do domu. kartoflarza nadal nie ma, więc ten mój niemiecki, widać, nie jest taki najgorszy. czemu potrafię dogadać się z sąsiadem, w aptece, w piekarni i wszędzie indziej a z nią jakoś nie mogę?? czyżby jedna ze stron nie wykazywała dobrej woli? ;) chwilami budzi się we mnie zwierzę... i nie jest to na pewno skowronek ani wiewióreczka ani nic z tych rzeczy....