Ola55Jeżdżę do DE od 5 lat. Pracuję w swoim zawodzie, lubię to co robię. A przy okazji "urosłam" w oczach mojego męża! Kiedyś on sam pracował na całą rodzinę. Teraz, gdy córki skończyły studia i są już samodzielne, a on po podwójnym złamaniu kręgosłupa jest na rencie - ja przejęłam jego rolę. Jestem przez niego bardzo doceniana i szanowana! Nie lubi jak wyjeżdżam ale za to ten czas spędzony po powrocie rekompensuje wszystko i ... miłość kwitnie:)
Dziś właśnie mijają 34 lata od chwili kiedy ślubowaliśmy sobie "że Cię nie opuszczę aż do śmierci"...a my dalej.. jak nastolatki...Cudnie jest!
Podpisuje sie pod tym, u mnie jest tak samo. Moj maz jest starszy ode mnie o 6 lat i ma kiepski stan serca, mowy nie ma, zeby gdzies na saksy jechal. A w domu mlodsza corka, ktora wlasnie do liceum od wrzesnia idzie, dom, ktory wymaga jeszcze sporo nakladow, wiec ja jezdze, ale jestem doceniana i kochana.
Wracajac do tematu, moim zdaniem nasze wyjazdy w pozniejszym wieku (+50 ), w sytuacji, kiedy mamy rodzine - moga czasami poprawic sytuacje uczuciowa. Nie mowie o przypadkach takich, ze jest mus i nie ma innego wyjscia, tylko tak w miare normalnie, zeby jakos lepiej troche zyc. Natomiast dla mlodych malzenstw - uwazam, ze jednak jest bardzo duze zagrozenie, ze rodzina nie przetrzyma i male dzieci ... Jesli jest tak, ze sa dziadkowie do dyspozycji, to ok, ale jak ich nie ma ... Ale to tylko moje zdanie, ktore pozwalam sobie wyrazic.