Jak to możliwe?
Doktor Dąbrowska wytłumaczyła nam, że gdy decydujemy się na mądre, świadome odżywianie, włącza się w nas mechanizm odżywiania wewnętrznego. Jak pisze w swojej książce: „polega ono na zużywaniu tkanek według hierarchii ważności, tzn. organizm najpierw wydala zbędną wodę (ustępują obrzęki), zużywa jako pokarm niepotrzebne zapasy, złogi, m.in. tłuszczu, zwyrodniałych komórek i ogniska zapalne)”. A więc w moim przypadku zostało zjedzone ognisko zapalne umiejscowione w zatokach! Teraz, nawet kiedy przydarzy mi się wirusowa infekcja, mój organizm szybko ją zwalcza. Wtedy też stosuję przez kilka dni dietę warzywno-owocową. Takie delikatne żywienie w czasie trwania infekcji powoduje, że organizm mobilizuje siły i lepiej sobie z nią radzi.
Jedz inaczej i zdrowiej
Bardzo dobrze pamiętam ten moment w moim życiu, w którym diametralnie zmieniło się moje spojrzenie na to, jak powinnam leczyć swoje pacjentki.
Wszystko zaczęło się od tego, że moja osiemdziesięcioletnia wówczas mama chorowała na niegojące się owrzodzenie podudzi powodowane żylakami. Żylaki to poważny i trudny problem medyczny - wiele z nas o tym wie. Leczyłam mamę, angażując w to całą swoją wiedzę medyczną i lekarskie doświadczenie. Konsultowałam się z chirurgami i dermatologami. Bez efektu. Zagojone już rany się odnawiały, mama kilka razy trafiała do szpitala. Niewiele dał także przeszczep skóry. Niewielki uraz wystarczył, aby powstawały kolejne rany.
Zapytałam panią doktor, czy jest szansa, że jeśli zastosuję tę dietę u mojej mamy, to rany
się zagoją i owrzodzenia ustąpią. Zapewniła mnie, że tak. Dlatego zaraz po powrocie do domu zaproponowałam mamie nowy sposób odżywiania, na który się zgodziła. W tym miejscu trzeba zwrócić uwagę, że sceptycyzm odnośnie do zdrowego odżywiania podpierany jest często argumentem braku czasu. Uważamy, że jesteśmy zbyt zabiegani, zapracowani, by pozwolić sobie na to, by myśleć o tym, co jemy, a tym bardziej by stosować się do diety.
Pozwolę sobie stwierdzić, że to bardzo asekuracyjne myślenie.
Usprawiedliwiamy swój brak woli, poszukiwanie łatwiejszych rozwiązań, wiarę, że one są lepsze.
Prościej jest zjeść gotowe danie niż samemu je przygotować. Ponadto tak bardzo już przyzwyczailiśmy nasze organizmy do trucizny, że on się o nią domaga. A my nie umiemy odmówić. Do prostych rozwiązań człowiek szybko się przyzwyczaja i równie prędko umie dostosować do tego potrzebną filozofię. To klasyczny mechanizm pogrążania się w grzechu - w tym przypadku w grzechu przeciwko własnemu ciału.
Ja też mogłam wtedy usprawiedliwić się brakiem czasu i możliwości pomocy mamie. Nie mieszkałyśmy razem. Miałam do niej 38 kilometrów, pracowałam i nie mogłam wziąć urlopu, by być przy niej cały czas. Postanowiłam, że będę jeździć do mamy co drugi dzień. Woziłam jej gotowane warzywa, a siostra, która mieszkała bliżej, przygotowywała mamie surówki. Opróżniłyśmy lodówkę, by nie czyhały w niej żadne pokusy. Na stole zawsze stały przygotowane surówki, w garnku zawsze mama miała zupę. Gdy po dwóch tygodniach zmieniałam jej opatrunki, zauważyłam, że rany się zaczerwieniły, powoli się zaczynały goić, wróciło krążenie. Kiedy opowiadałam o tym moim kolegom chirurgom, nie chcieli uwierzyć, że można wyleczyć owrzodzenie podudzi u 86-letniej kobiety. Mama żyła jeszcze trzy lata i przez ten czas każdego lata przechodziłyśmy na warzywną dietę we trzy - ona, moja siostra i ja. Razem z nami kurowała się i uodparniała sąsiadka. Było mi obojętne, czy gotuję dla dwóch, czy dla czterech osób. Mama nie cierpiała już z powodu wrzodów.
Cdn.
Autor: lek. med Teresa Żychoń Jezior.