Na wyjeździe

05 sierpnia 2012 19:37
znowu pobiegłam na jagódki,w lesie jest super,ale zapomniałam,że nie mam już20 lat,plecki bolą,oj bolą,pozdrawiam
05 sierpnia 2012 19:59
a ja znalazłam fajne dwa teksty z życia niemieckich Romów. Jeden o tym, jak przez kilka lat prowadzili taki otwarty warsztat rękodzielniczy ze sklepem, by każdy kto chciał, mógł sobie popatrzeć, że potrafią pracować i to nie tylko jako muzycy czy chłopaki od szemranych interesów. Przez wieki pracowali tu w D.jako stolarze, kamieniarze, lutnicy i wikliniarze. A drugi tekst to list proboszcza do sąsiadów, który prosi, by pozwolili romskiej rodzinie spać w takim domu na kółkach na placu przed kościołem, bo ich krewny jest na intensywnej terapii, a u Romów rodzina wtedy cała gromadzi się przy chorym, bo mają o wiele silniejsze więzy rodzinne.Bardzo wzruszająca niedziela, nawet Herr dał się wykąpać z własnej inicjatywy.
05 sierpnia 2012 22:16
Romana dawaj te teksty o Romach. Wieczorem lubię Cię poczytać. A ostatnia opowieść była super.
05 sierpnia 2012 23:57
Do Andrei.....super że zostałaś doceniona przez rodzinę ,ja cały czas będę powtarzać że taka opiekunka jak ty to skarb.Swoją drogą to wyobrażam sobie jak się musiałaś wzruszyć czytając ten list.
06 sierpnia 2012 00:46
Wrocilam! Jestem przyjemnie wymeczona ;) Wiecej jutro, bo dzis ledwo zyje. Milo tu znowu zawitac po malej przerwie. Na dniach postaram sie troche ponadrabiac zaleglosci (na tyle, na ile bedzie to mozliwe). Pozdrawiam wszystkich i zycze milej nocy!
06 sierpnia 2012 06:41
Ja wstałam, ale widze Andrea że spóźniłam się o 3 godzinki.
06 sierpnia 2012 08:01
A u mnie leje od rana. Może ktoś spragniony czystego, ekologicznego deszczu? Andrea, w jakim wieku te dzieci brata? Da się je pogonić do roboty? Okna by cioci umyły lub tp?

Miałyby zajęcie, a Ty chwilę oddechu. Janusz, specjalnie dla Ciebie będzie dziś wieczorem tekst o kradzieży konia przez Romów i uniewinnieniu złodziei. Mnie rozbawił, mam nadzieję, że Ciebie i wszystkich zainteresowanych też.
06 sierpnia 2012 09:16
Wesołego dnia, Andrea, od dzieci naucz się radości życia i zachwytu nad chwilą. Powodzenia.
06 sierpnia 2012 10:06
Nie wiem. Ja nigdy nie miałam dobrego kontaktu z małymi dziećmi. Swoje, to co innego, a na wnuki pewnie jeszcze przyjdzie mi poczekać.
06 sierpnia 2012 13:36
Andrea a Wiktor z Wiktorią Ci się nie mylą?
06 sierpnia 2012 16:13
Witam wszystkich serdecznie , ja już w domku - jest wspaniale - ale już za 2 tygodnie wracam , więc musze się nacieszyć !!! Życzę wszystkim miłego dnia !!!!
06 sierpnia 2012 20:54
Janusz, dla Ciebie i wszystkich zainteresowanych

Przed sądem



Chociaż mizernej postury tak jeden, jak i drugi, usiedli za stołem szeroko oparci na łokciach, jakby w obawie, że będzie im za ciasno. Młodszy, z opadłymi w dół cienkimi końcami wąsów oraz starszy tak chudy, że gdyby mu uszyć spodnie z jednej nogawki, musiał by założyć szelki.



Jak na komendę jednocześnie odwracali głowy w kierunku stających na moment w drzwiach i prowadzili wzrokiem do zajęcia miejsca przy stole. Czynili tak wielokrotnie.



Ktoś wygłosił toast dziękczynny za szczęśliwy powrót naszych bohaterów. Inny dorzucił do toastu życzenia zdrowia. A oni, zdawało się, że w oczach rosną, tak wzdłuż jak i wszerz.



Wstał starszy, wypił parę kropel trunku, wierzchem dłoni wytarł usta, nabrał powietrza jakby miał zamiar nurkować i przeplatając wyrazy polskie i romskie wygłosił mowę tak piękną, ozdobną metaforami, niczym olbrzymi bukiet posypany brokatem. Rozpoczął od tego, że oni dwaj nieszczęśliwym losu kaprysem trafili na długie trzy miesiące do aresztu. A zaznaczył przy tym, że byli prawie bez winy.



Szczeźli by jak nic w tych murach, a kraty wyjadłyby im oczy. Lecz dzięki pomocy tu siedzących, przy tym stole, a przede wszystkim paczkom i ukradkiem podawanym banknotom (tu spojrzenie pełne nagany w kierunku szwagra, podał tylko raz i zaledwie sto złotych) mogli doczekać tej szczęśliwej chwili i powrócić do zacnego grona.



A wszystko przez tą babę, Annę sąsiadkę, to ona doniosła komendantowi, że w nocy przyprowadzili konia.

Niby taka miła, a ormówa.



Jak przyjechali z PGR-u, rozpoznali konia i zabrali.

Konia do stajni, a ich do aresztu.



Co prawda ślady tam przy stajni wskazywały, że konia wyniosło dwóch mężczyzn, w śniegu pozostawili głębokie ślady butów, wskazujące na znaczne obciążenie. Komendant unosił czapkę i usiłował wydrapać z łysiejącej rudej szczeciny informację, myśl kto wyniósł ze stajni tego konia?



Oni tłumaczyli bez przerwy to samo - najpierw za nimi, nie wiadomo skąd, przylazł ten koń, a za nim po chwili zjawił się komendant. Zupełnie jak to bydle, też nie proszony.



Jak już byli w areszcie, wielokrotnie mierzyli im stopy, obmacywali mięśnie i zgodnie swierdzali, że przeniesienie wiadra stanowiłoby dla nich nie lada wysiłek, a co tu mówić o koniu?



Sprawa trwała trzy dni. Stukilowy adwokat stanowił jakby soczewkę pomniejszającą posturę obwinionych. Wyglądali przy nim niczym dwa wróble przy utuczonej gęsi.



Trzeciego dnia szczęśliwym trafem kobiety spotkały w mieście Annę, tą ormówę, która teraz była głównym świadkiem oskarżenia. Sobie tylko znanymi sposobami zaprosiły ją na herbatę. Potem do herbaty, "bo tak zimno", wypiła jedną setkę wódki, potem drugą i kolejne. Chwiejnym krokiem wkroczyła na salę, ucałowała z dubeltówki komendanta, ale kiedy puściła pawia na środku sali, sędzia kazał ją wyrzucić i ogłosił wyrok: NIEWINNI!



No ale jak wynieśliście tego konia? - spytał któryś z biesiadników.



Młodszy podniósł się wolno, pogładził opadające wąsy, sprawdził czy aby wszyscy uważnie słuchają.



- Nikt go nie wyniósł, założyliśmy koniowi gumiaki i sam wylazł...

07 sierpnia 2012 07:55
Romana, dzięki za pogodny poranek po Twojej historii. Dziś na Mazurach mokro i chłodno. Nareszcie. Wreszcie pogoda dla mnie - jest czym oddychać.
07 sierpnia 2012 07:57
Romana - super. Dobry klimat o tych Romach. Fajnie napisane.
07 sierpnia 2012 08:55
Się okazało, że stęskniona rodzinka potrzebuje mnie natychmiast.