Dziennik Zosi #2

03 lipca 2015 15:38 / 5 osobom podoba się ten post
Jeśli o mnie chodzi to czytam z zainteresowaniem.Trochę drażnią mnie wprawdzie religijne wtrącenia w tok wypowiedzi ale rozumiem taki styl pisania osoby wierzącej.Cenne jest doświadczenie którym się dzielisz poza tym masz "lekkie pióro" więc dobrze się czyta.Nie komentuję bo postanowiłam choć w blogi nie "wściubiać nosa" ku zadowoleniu Margolci i innych:)Ale prosisz o ocenę więc ją ode mnie masz.:) Czekam na kolejne wpisy.
03 lipca 2015 16:15 / 14 osobom podoba się ten post
Ok, kawka z PDP zaliczona i wstawiam kolejny odcinek ......  
 
Temat jedzenia jest tu dla mnie naprawdę dużym problemem od samego początku. PDP jest bardzo wybredną osobą. Najpierw nie chciała jeść wielu rzeczy. Ma swoje przyzwyczajenia i fanaberie z przeszłości. Właścicielka dużej firmy rzeźnickiej, której głównym posiłkiem były steki wołowe. Dwoiłam się i troiłam, aby jej dogodzić z obiadkami. Ona jest osobą otyłą i niby ciągle chce się odchudzić, ale to jest raczej utopia, bo lubi dobrze zjeść i jest po prostu łakomczuchem. Jesienią zachorowała na dnę moczanową (Gicht), który został zdiagnozowany dopiero po trzech miesiącach i kilku bolesnych zapaleniach stawów. Oznacza to, że należy stosować jej odpowiednią dietę. Powinna jeść produkty ubogie w pyryny, czyli drastyczne ograniczenie mięsa, dużo warzyw, owoców oraz pić dużo wody. Zastosowanie wszystkich zaleceń zdrowotnych przy jej grymaśnym podniebieniu i upartym charakterze to wyższa szkoła jazdy. Na poprzedniej szychcie udało mi się dość fajnie zapanować nad tym problemem. Chociaż nadal dogadzałam jej z obiadkami, ale z tą różnicą, że były one ubogie w puryny. No i ścigałam ją z piciem wody. Próbowałam też zapanować nad jej łakomstwem na słodycze i ciasta, aby trochę schudła. Rezultaty były jednak niezadowalające. Raz dostała lekkiego ataku Gichtu, bo wymiguje się od picia wody.    
 
Ostatnia moja zmienniczka była osobą hardą (sama wegetarianka) i przycisnęła ją mocniej z dietą. Wprowadziła parę dobrych zwyczajów tj. picie kefiru do śniadania, soków z marchwi i ponoć mniejsze ilości pożywienia. Rzeczywiście poprawiła jej sprawność i może troszeczkę schudła. Ok, super, te dobre zwyczaje żywieniowe postaram się podtrzymać. Wkurza mnie jednak, i PDP, i jej córki. Beti zaczyna znowu fiksować z jedzeniem i przy mnie sięga po to, co jej nie wolno. Córki natomiast wymagają ode mnie, abym dokonała cudu przemiany osobowości matki i trzymała ją na bardzo ścisłej diecie. Dzisiaj byłam z nimi na zakupach i zaczęły mi wydziwiać z produktami, które mogę kupić do naszej lodówki. Wymądrzały się, co ona może jeść, czego jej nie wolno podawać. Żywienie PDP jest tutaj po prostu największym problemem opiekuńczym. Niby córki są w porządku do mnie, ale wymagają ode mnie rzeczy niemożliwych, same zachowując się unikowo - ustępliwie w stosunku do matki. Zaburzyłam się tym wszystkim dodatkowo, kiedy Kala niby żartem bąknęła, że przy tym, ja mogę też schudnąć (moja nadwaga nie jest ich sprawą). Mam tego naprawdę serdecznie dość. Nie zamierzam robić nic więcej ponadto, co do tej pory. Uważam, że to jest maksimum, co mogę. Jeśli im się nie podoba, to mogą sobie wziąć inną opiekunkę. Ja pracę znajdę wszędzie.      
 
Jeszcze dodatkowo wkurzyły mnie tym, że chciały, abym swoją pauzę organizowała przed południem (tak robiła ta moja zmienniczka). Wówczas całe popołudnie mogłabym spędzać z matką i ją aktywować, żeby po południu nie pozwolić jej na żadną drzemkę. Mam to gdzieś i kategorycznie nie zgodziłam się na to. Ja przed południem mam co robić w domu. Nie wyobrażam sobie mojej przerwy przed obiadem, o tej porze nie potrzebuję odpoczynku, bez sensu. Beti jest strasznie leniwa do chodzenia, lubi tylko polegiwać w fotelu i drzemać. Zaktywować ją jest bardzo trudnym zadaniem. Nikt i nic nie zmieni jej skłonności do „nic nierobienia” i drzemek. Ta moja zmienniczka więcej się przechwalała do córek, a PDP olewała i nie przejmowała się specjalnie jej bezsennością. Wiem to, bo rozmawiałam z nią, dziewczyna umie się po prostu sprzedać. Ja nie potrafię być dwulicowa i taka nieuczciwa. Córki natomiast uważają, że ona dokonywała cudów z matką. No nic, olewam to wszystko i będę robić po swojemu. Uważam, że dobrze opiekuję się ich matką
.................................
04 lipca 2015 13:04
Zosia, piszesz tylko o swojej podopiecznej, jak z Twoją rodziną? Jak oni reagują na Twoje wyjazdy, jak Ty to wszytsko znosisz? Mi jest z tym zle i chce zobaczyc jak inni sobie radzą.. Rozwiniesz swoją historię też i o te fakty? :) Pozdrawiam!
04 lipca 2015 16:22 / 11 osobom podoba się ten post
Dorothea

Zosia, piszesz tylko o swojej podopiecznej, jak z Twoją rodziną? Jak oni reagują na Twoje wyjazdy, jak Ty to wszytsko znosisz? Mi jest z tym zle i chce zobaczyc jak inni sobie radzą.. Rozwiniesz swoją historię też i o te fakty? :) Pozdrawiam!

Cóż, nie za bardzo chcę pisać o życiu prywatnym, tylko o pracy. Od roku wyjeżdżam już regularnie do tej pracy w systemie mniej więcej 6 tyg De - 4 tyg. w domu. Muszę i chcę pracować, a że w naszej ojczyźnie jestem już do normalnej biurowej pracy za stara (do innych pewnie też), a na emerytkę o wiele za młoda, więc jak wiele z nas wpadłam na ten genialny pomysł wyjazdowej pracy w De.

Dzieci moje są już stare  i nie muszę im matkować. Mąż tęskni (czasowy celibat nie zbyt mu pasuje), ale musi tak być i jakoś sobie radzi, bo uzgodniliśy to wspólnie. Ja nawet widzę w tych wyjazdach taką szansę rozwojową dla niego. Przed wyjazdami ja wszystko załatwiałam, całe gospodarstwo domowe (żeby nie powiedzieć Haushalt) był na mojej głowie. Tak jakoś rozpuściłam tego mojego chłopa od początku. Najpierw był taki, że nie mogłam na niego liczyć, potem przyzwyczajenie i usprawiedliwianie go, że ciężko pracuje i późno wraca do domu. Teraz widzę, że nieźle sobie radzi i uczy się wielu rzeczy, o których nie miał pojęcia: posprząta, zrobi zakupy, ugotuje i załatwia co potrzeba.

Natomiast ja nie mam problemu z rozłąkami. Deutschland nie jest mi obcy już od wielu lat i nie czuję się tu z wyobcowana. Kontakt z rodziną mam na codzień przez skepa, WhotsAppa i inne media, więc nie ma co narzekać. Jak jestem w De to przestawiam się na te tory, jakbym miała tu normalne życie i nie nakręcam się rozłąką. Jak jestem w domu, to jest luz bluz, bo nie muszę codziennie wyjeżdżać do pracy. Trochę mi brakuje tutaj przyjaciół i znajomych, ale przyjmęłam to do świadomości, że tak musi być, daję sobie na wstrzymanie i nie rozczulam się nad sobą. Ja mam zresztą taką bogatą psychikę i życie duchowe, że naprawdę nie odczuwam tu samotności.
04 lipca 2015 19:40 / 7 osobom podoba się ten post
CD.....


W sobotę miałyśmy jeszcze odwiedziny siostry PDP – Algi. Jest ona czarnym charakterem w tej rodzinie. Zniszczyła swojego męża i małżeństwo swojego kochanka. Ostatnie 5 lat mieszkała z nim w jego luksusowej posiadłości. Przed 2 miesiącami razem z jego córką umieściły chorego dziadka w domu starców i szybko mu się tam zmarło. Nieważne, nie wnikam głęboko w tę historię, ale PDP ciągle mówi o swojej siostrze. Ciągle słyszę, jaka ta Alga jest wyrachowana i perfidna, więc dlatego wtrącam tu ten wątek. Przy okazji tego Besuchu Beti pojechała ze mną do cukierni (normalnie sama załatwiałam takie sprawy) i kupiła dużo ciasta, jakby na zapas na jutro. Rzeczywiście córki mają rację, że ona teraz będzie chciała sobie odrobić zaciskanie pasa z poprzednią opiekunką. Jestem dzisiaj naprawdę wkurzona problemem obżarstwa mojej PDP. W związku z podgrzaniem tematu problemów z PDP Kala napisała mi dzisiaj na WhatsAppie, że one są wykończone psychicznie kłopotami z matką, że mają jej dość itd. One obie są bardzo poranione psychicznie przez matkę i mają w sobie dużo bólu związanego z trudnym dzieciństwem. Szczególnie Kala często narzeka na matkę i jej podły charakter. No cóż, uważam że przydałaby się im terapia uzdrowienia wspomnień i wybaczenie tego, co matka im złego zadała w przeszłości. Traumy z dzieciństwa bardzo je wyniszczają. Matki raczej już nie da się zmienić, uświadomić jej błędów popełnionych w życiu rodzinnym i wymagać zadośćuczynienia. Takie to problemy ma ta moja niemiecka rodzina. Staram się zachować dystans do tego, ale przez ciągłe klepanie PDP o tych sprawach nie da się całkowicie nie słyszeć tego wszystkiego. Jestem jej codzienną towarzyszką i o czymś musimy rozmawiać.
 
Dzisiaj skontaktowałam się z pewną Polką. Jest to koleżanka mojej poprzedniej zmienniczki Ani. Pracuje kilka kilometrów od Xstadt i mogę ją kiedyś odwiedzić w czasie mojej przerwy. Może to zrobię w przyszłym tygodniu.
 
Wieczorem przyszła silna burza. Moja PDP bardzo się bała nawałnicy, chociaż była już w łóżku. Uspokoiłam ją, zapewniając że nic nie może się nam stać i że ja jestem w pobliżu. Sama oglądałam długo w TV galę piosenek niemieckiej Volksmusik, które bardzo lubię.

......................
05 lipca 2015 14:01 / 9 osobom podoba się ten post
CD....
 
W niedzielę jest dla mnie najważniejsze uczestnictwo we Mszy św. Na szczęście nie mam tutaj z tym problemu, bo po pierwsze kościołów katolickich jest tu wystarczająco. Najbliższy kościół pod wezwaniem Św. Ducha to w ogóle traktuję, jak mój kościół parafialny. Po drugie PDP nie robi mi w tym względzie trudności. Wczoraj wieczorem wyraziła nawet ochotę pojechania do swojego kościoła ewangelickiego. Tam jest nabożeństwo o tej samej godzinie, co w moim. Możemy to tak skoordynować, że ją zwiozę i zostawię w jej kościele,a sama pojadę do mojego ( jest w pobliżu). Już tak raz zrobiłyśmy. Jednak rano już jej się to odwidziało.    
 
Wybrałam się więc sama. Niestety wcześniej nie sprawdziłam o której odprawia się i na miejscu okazało się, że Msza zaczyna się pół godziny później. Nie wracałam już jednak do domu. Ta zmiana związana była z uroczystością 40-lecia parafialnego przedszkola. Kościół wypełniony był nadzwyczaj do ostatniego miejsca, gdyż przyszło wielu rodziców z małymi dziećmi. Msza św. była uroczysta, ale nie bardzo mi się podobało to wszystko. Niemcy zachowują się w kościele, jakby byli w restauracji, rozmawiają, kręcą się i w ogóle żadnego skupienia modlitewnego. Dodatkowo dzieci były głośne, ale to jest zrozumiałe. Natomiast całe przedstawienie w czasie Mszy św. zorganizowane przez przedszkole było już lekkim przegięciem. Ewangelia była o arce Noego i do tej historii było przygotowane przedstawienie teatralne dzieciaków przed ołtarzem zamiast kazania. Niby ok, dzieci, jak dzieci. Natomiast rodzice zachowywali się, jakby byli na jakimś biesiadnej imprezie - bieganie po kościele, głośne rozmowy, klaskania i w ogóle kompletne zamieszanie. Żadnego zwracania na sacrum ołtarza. Wielu z dorosłych to w ogóle trafiło tu chyba przypadkowo, kompletni poganie. Tak przyglądałam się tym ludziom i ogarnął mnie smutek. Żenujące jest ich zachowanie w kościele, a właściwie ich ignoranctwo. Gdybym wiedziała, że to będzie taka impreza, to poszłabym do innego kościoła na Mszę niedzielną. Wszystko to trwało dość długo. Nie było mnie w domu 2 godziny i bałam się o PDP, bo zostawiłam ją na górze. Jeśli sama schodziłaby po schodach na dół, byłoby to niebezpieczne. Mimo, że jest jeszcze na tyle rozsądna, że można z nią różne sprawy uzgodnić, ale nigdy nie wiadomo, czy nie zrobi czegoś wbrew ustaleniom. Na szczęście po powrocie do domu zastałam ją tam, gdzie ją zostawiłam, czyli na balkonie. Tym wyjazdem w zasadzie wyczerpałam już limit wolnego czasu na dzisiaj.  
 
Przy obiedzie zaproponowałam wyjazd do Ydorf – rodzinnej wioski PDP. Od kilku dni mówiła o tym, że musimy pojechać na grób jej rodziców, aby sprawdzić, czy jest na nim porządek. Pojechałyśmy zaraz po obiedzie. W drodze do tej miejscowości zatrzymałyśmy się przy polu truskawkowym, gdzie można było samemu narwać truskawek i zakupić je korzystniej niż w sklepie. Babkę posadziłam na ławce w cieniu, a sama narwałam dużą łubiankę truskawek. Za 3 kilo zapłaciliśmy prawie 9 euro. Natomiast na cmentarzu zastaliśmy strasznie zarośnięty grób. Niewiele pozostało po ubiegłorocznych zabiegach pielęgnacyjnych. Wyrwałam to zielsko, sięgające mi po brodę i wywiozłam taczką na śmietnik. Beti bardzo mi za to dziękowała. Zajechałyśmy jeszcze do ich opuszczonego rodzinnego domu. PDP ma tam mały apartament. Weszłyśmy do niego na kilka minut odpoczynku. Beti narzeka bardzo na niegospodarność Hali, której odpisała tę nieruchomość. Ten dom jest ładny i nie jest jeszcze w złym stanie. Jedyny mankament, że ta miejscowość jest trochę na uboczu. Jest tu w sumie trzy mieszkania do wynajęcia, a tylko jedno jest zamieszkałe.  
 
Do domu wróciłyśmy o 16.30. Zrobiłam kawę i zjadłyśmy ciasto. Było już za późno, aby jechać na przerwę. Nie mam też sprawnego roweru, więc dzisiaj odpuściłam sobie wyrwanie się na swoją właściwą przerwę. Posiedziałam z PDP w ogrodzie, trochę drzemałam, trochę rozmawiałam z nią, trochę przez Skype i tak minęła mi niedziela.  
 
 Menu obiadowe w pierwszym tygodniu:
poniedziałek – zupa z łososiem (Agnes)
wtorek kapusta kwaszona, duszona z udkami drobiowymi, ziemniaki
środa zapiekanka z bakłażana, cukinii i pomidorów, ryż
czwartek zupa krupnik
piątek marchewka z groszkiem, ziemniaki i jajka sadzone
sobota kapuśniak z kwaszonej kapusty
niedziela łosoś smażony, buraczki na ciepło, ziemniaki  
05 lipca 2015 14:09 / 1 osobie podoba się ten post
Marchewka z groszkiem i jajko sadzone-ten obiad Zosiu na jutro zrobie.
Kefir do popicia jutro zakupie do tego.
Pozdrawiam.
05 lipca 2015 14:12 / 2 osobom podoba się ten post
Dorothea

Zosia, piszesz tylko o swojej podopiecznej, jak z Twoją rodziną? Jak oni reagują na Twoje wyjazdy, jak Ty to wszytsko znosisz? Mi jest z tym zle i chce zobaczyc jak inni sobie radzą.. Rozwiniesz swoją historię też i o te fakty? :) Pozdrawiam!

Napisz takze cos o tym, jak Tobie jest zle.
Chce zobaczyc, jak Ty sobie z tym zle radzisz?
05 lipca 2015 20:20 / 1 osobie podoba się ten post
Zofija

Zaraz zamieszczę kolejny urywek z mojej codzienności opiekuńczej. Jednak dzisiaj nachodzą mnie takie myśli, czy powinnam dalej publikować swoje zapiski, czy ma to jakiś sens. W przypływie chwilowej słabości wynurzyłam się znowu z moim dziennikiem, a teraz nachodzą mnie takie sceptyczne reflekcje. Z drugiej strony szkoda mi tego mojego gryzmolenia, aby pozostało tylko w moim komputerze.

Na aktywne uczestnictwo w forumowej dyskusji w ciągu dnia nie zawsze mam czas i ostatnio było mnie mało. Natomiast jest mi łatwiej wrzucić na bloga to, co  robię konsekwentnie dzień po dniu - zapiski z mojego życia opiekunkowego w DE .

Mam pytanie.Może dość zaskakujace,ale co zrobić?
Rozumiem,że posługujesz się niemieckim swobodnie.Uczyłaś się w Polsce,czy w Niemczech?
Mam mały-duży problem.Niby w Polsce język wchodził mi do głowy,a przyjechałam do Niemiec i katastrofa.Mam duży problem ze zrozumieniem wielu zdań.Stres.Rozumiem,że trzeba się osłuchać z językiem,ale boję się,że to będzie trwało wieczność.
05 lipca 2015 20:24 / 3 osobom podoba się ten post
terka8

Mam pytanie.Może dość zaskakujace,ale co zrobić?
Rozumiem,że posługujesz się niemieckim swobodnie.Uczyłaś się w Polsce,czy w Niemczech?
Mam mały-duży problem.Niby w Polsce język wchodził mi do głowy,a przyjechałam do Niemiec i katastrofa.Mam duży problem ze zrozumieniem wielu zdań.Stres.Rozumiem,że trzeba się osłuchać z językiem,ale boję się,że to będzie trwało wieczność.

czy sie bedziesz bala , czy nie tej wiecznosci, to Ci nie pomoze w nauce jezyka. powiem Ci jak ja sie uczylam. Latalam po czatach niemieckich i pisalam z bledami, ktore mi poprawiali, ale pisalam , nie balam sie !!!!! Z osluchaniem masz racje. Mam tez czesto ten problem , ze czegos nie rozumiem z powodu dialektow i odmiennej wymowy roznych ludzi. Jesli czegos nie zrozumiesz, nie boj sie poprosic o powtorzenie. Wszystko przyjdzie w swoim czasie, nie poddawaj sie , ucz sie slowek, liznij gramatyki i staraj sie jak najwiecej rozmawiac z ludzmi. Te szufladki w glowie kiedys zapelnia sie i poukladaja:)
05 lipca 2015 21:15 / 6 osobom podoba się ten post
terka8

Mam pytanie.Może dość zaskakujace,ale co zrobić?
Rozumiem,że posługujesz się niemieckim swobodnie.Uczyłaś się w Polsce,czy w Niemczech?
Mam mały-duży problem.Niby w Polsce język wchodził mi do głowy,a przyjechałam do Niemiec i katastrofa.Mam duży problem ze zrozumieniem wielu zdań.Stres.Rozumiem,że trzeba się osłuchać z językiem,ale boję się,że to będzie trwało wieczność.

Tak szybko i łatwo mnie tak germańska mowa też nie weszła do głowy. Przygodę z Niemczami zaczęłam na początku lat 90-tych, kiedy to pojechałam do innej pracy kompletnie bez znajomości języka. Miałam tam jednak rodowitych pomagaczy i dałam radę. Wówczas uczyłam się na żywca, ale że ja wzrokowiec, to dopiero zaczęłam kumać, gdy podjęłam rycie w książkach. Najpierw był samouczek i słowniki, potem proste książki, które próbowałam czytać ze słwonika i 5 przez 10 rozumiałam. Kiedy po 2 latach skończyły mi się wyjazdy, niemiecki nie poszedł całkiem w kąt. Zgłosiłąm się do Geothe Institut w W-wie, napisałam testy kwalifikacujne i podjęłąm naukę na poziomie średnio-zaawanowanym. Po trzech semstrach zdałam egzamin ZMP (Zentrale Mittelstuffe Puefung). Nasłabiej wypadłam na częsci gramatycznej, bo miałam jeszcze duże praki, a najlepiej na części rozumienia tekstu i mowy. No i po tej przygodzie prawie (bo sporadycznie miałam kontakt z moją niemiecką rodziną), zawiesiłąm niemczyznę.
W 2013 roku wymyśliłam sobie taki sposób zarobkowania i wróciłam do kszgtałcenia językowego. Włączałam TV z programami niemieckimi. Po krótkim czasie stwierdziłam, żę ja wszystko rozumię. No i super, ale nadal muszę się uczyć, bo błędy językowe z braków wiedzy gramatycznej nadal robię., chociaż w miarę dobrze rozmawiam z niemcami. Jestem jakaś leniwa do przyłożenia się do książek, aby opanować ważne zasady gramatyczne, no i te ich przedrostki przed rzeczownikami. Dużo jeszcze muszę się uczyć
05 lipca 2015 21:20 / 4 osobom podoba się ten post
Zofija

Tak szybko i łatwo mnie tak germańska mowa też nie weszła do głowy. Przygodę z Niemczami zaczęłam na początku lat 90-tych, kiedy to pojechałam do innej pracy kompletnie bez znajomości języka. Miałam tam jednak rodowitych pomagaczy i dałam radę. Wówczas uczyłam się na żywca, ale że ja wzrokowiec, to dopiero zaczęłam kumać, gdy podjęłam rycie w książkach. Najpierw był samouczek i słowniki, potem proste książki, które próbowałam czytać ze słwonika i 5 przez 10 rozumiałam. Kiedy po 2 latach skończyły mi się wyjazdy, niemiecki nie poszedł całkiem w kąt. Zgłosiłąm się do Geothe Institut w W-wie, napisałam testy kwalifikacujne i podjęłąm naukę na poziomie średnio-zaawanowanym. Po trzech semstrach zdałam egzamin ZMP (Zentrale Mittelstuffe Puefung). Nasłabiej wypadłam na częsci gramatycznej, bo miałam jeszcze duże praki, a najlepiej na części rozumienia tekstu i mowy. No i po tej przygodzie prawie (bo sporadycznie miałam kontakt z moją niemiecką rodziną), zawiesiłąm niemczyznę.
W 2013 roku wymyśliłam sobie taki sposób zarobkowania i wróciłam do kszgtałcenia językowego. Włączałam TV z programami niemieckimi. Po krótkim czasie stwierdziłam, żę ja wszystko rozumię. No i super, ale nadal muszę się uczyć, bo błędy językowe z braków wiedzy gramatycznej nadal robię., chociaż w miarę dobrze rozmawiam z niemcami. Jestem jakaś leniwa do przyłożenia się do książek, aby opanować ważne zasady gramatyczne, no i te ich przedrostki przed rzeczownikami. Dużo jeszcze muszę się uczyć:palka:

Rany,Zofijka,ja to się uczę tak niesystematycznie,w jeden dzień po 2,3 godziny a potem i tydzień nie zaglądam,o gramatyce to już lepiej nie wspomnę i spuszcze zasłonę milczenia
05 lipca 2015 22:09
kruszynka1964

Rany,Zofijka,ja to się uczę tak niesystematycznie,w jeden dzień po 2,3 godziny a potem i tydzień nie zaglądam,o gramatyce to już lepiej nie wspomnę i spuszcze zasłonę milczenia :wiking:

kruszynko, polecam Ci - quizlet- do nauki slowek
05 lipca 2015 22:36
leni

kruszynko, polecam Ci - quizlet- do nauki slowek

Leni,co to quizlet i z czym to sie je,mozesz dokładniej-ja jak tonacy,już brzytew sie chwytam,bo po ostatnim demancyjnym pacjencie,uwstecznilam sie w nauce
05 lipca 2015 22:42
kruszynka1964

Leni,co to quizlet i z czym to sie je,mozesz dokładniej-ja jak tonacy,już brzytew sie chwytam,bo po ostatnim demancyjnym pacjencie,uwstecznilam sie w nauce:spacer z psem:

wpisujesz w googl- quizlet- rejestrujesz sie( strona angielska ale dasz rade) wprowadzasz tam swoje fiszki( slowka), ktorych chcesz sie uczyc. Jest tam kilka sposobow nauki, berdzo fajne i skuteczne w zapamietywaniu. Jestes szefem dla siebie. Mozesz korzystac z fiszek innych osob. Ja jestem tam- kadero22- mozesz cwiczyc na moich slowkach :))