26 maja 2017 11:02 / 4 osobom podoba się ten post
To i ja może szepnę słówko , co u mnie na wyjeździe.Dla tych, co nie wiedzą, to jestem teraz ze swoją Pdp w Palmie. Dwa dni po przylocie Pdp zaczęła kichać i pokaszlywać. Taka poszła spać . Spała niespokojnie, kaszlała, ale rano już zobaczyłam, że jest coś nie tak i nie jest to zwykłe przeziębienie.Było coraz gorzej. Jestem tutaj z nią sama i tylko kontakt tel. z jej córką, która do tej pory zaciera w świadomości fakt o chorobie matki. Po jej słowach, żeby włączyć muzykęi poczekać do 12- ej na masażystkę, witki mi opadły,ale nie panikowałam.powiedziałam iu napisałam, że mama potrzebuje natychmiast pomocy medycznej.Ona przysłała jeszcze do mnie swoją przyjaciółkę stąd, na potwierdzenie, chyba, faktu. Ta koleżanka przywiozła nas do szpitala, w marszu i tak sobie jestem do tej godziny w szpitalu, na okrągło, razem z babcią.Dzisiaj jest już spokojnie, ale wczoraj to mój mózg miał pożądny trening. Oby bez uszczerbku.Fakt, że ten szpital, tutaj, to zaliczyłabym do idealnych(dosłownie), ale język zero.To też nie było jakimś wielkim problemem, bo przywoływali niemieckojęzycznych.Najbardziej wymęczyła mnie , zdalnie, moja szefin. Reasumując:babcia miała atak epilepsji połączony i infekcją.To nie był jej pierwszy atak i o tym dowiedziałam się tutaj, bo córka musiała powiedzieć to neurologowi.Nie podchodzę do tego zbyt emocjonalnie, bo nie nie mam zamiaru tracić resztek swoich wyeksplonowanych"przeciwciał".Robię co mogę, co powinnam, zabezpieczam się, "psy szczekają, a karawana jedzie dalej". Dzisiaj będzie jeszcze EEG głowy i jak wszystko ok., to do domu. Jutro przylatuje córka Pdp, bo i tak miała przylecieć. My tu jeszcze 2 tygodnie. Ja już obyta ze służbami medycznymi w Palmie, więc do roboty.Jedno, co wiem, to już na Majorkę z babcią nie pojadę. Na ten wyjazd zdecydowałam się ostatecznie, bo nic tej córce nie docierało, no i było to o wiele wcześniej.Może to i dla nich dobra ta Majorka, ale ja nie potrzebuję dodatkowych emocji, oprócz tych, co i tak ta praca dostarcza.