Pakuję już laptopa, walizki zamykam i tyle tutaj. Patrzę na czterolistną koniczynę (jedną z dwóch, które tutaj znalazłam), którą położyłam na stole zmienniczce- na szczęście. Dom poczuję, jak wsiądę do busa-zawsze tak mam, że w tym momencie oddycham z ulgą i zostawiam to miejsce za sobą. Było całkiem miło, czas wony spędzałam aktywnie i z przyjemnością. Teraz mogłoby być trudniej (zmienniczka da mi znać, jak jest), bo po szpitalu jest z Maliną coraz gorzej, a nie lepiej. Robi się coraz słabsza.
Pozdrawiam wszystkich i odezwę się z domu. Cierpliwości i dobrego humoru życzę.