Miałam napisać tylko dobranoc, ale coś tam jeszcze wystukam :)
Gusiu, dziś nie dam rady już czymkolwiek przebierać, bo przed 22 wróciłam z rajzów ze spotkania z Jolantą , moją kuliżanką.
Kampera musimy nadwerężyc choć trochę-inaczej to tak jak na tarczy wrócić , stąd ten doping w postaci krewetek

A z Lojantą, to dziś byłyśmy statkiem w kantonie Uri, a konkretnie parowiec dopływa do Flüelen-miejscowość alpejska gdzie już są sielskie widoczki z ukwieconymi łąkami i pasącymi się krowami. Tam też są alpejscy gospodarze, u których można kupić miejscowe produkty w tym ser bardzo podobny do naszego polskiego twarogu, co też zrobiłam.Jutro będę jeść :)
Pogoda była dziś cudna i pięknie się szczyty gór odbijały w tafli jeziora. Wysiadłyśmy we Flüelen, widziałysmy kaplicę Wilhelma Tella polożonej nad brzegiem jeziora na Tellsplate, gdzie jak legenda głosi Tell wyskoczył z łodzi komornika. Potem spacer własnie po tych sielankowych , łagodnych górskich terenach. W ogólnym skrócie . W międzyczasie posiłek w małej restauracyjce, która oferowała pyszną, domową kuchnię . Posiłek popiłysmy robioną na miejscu Rivellą, która przypominała w smaku kwas chlebowy. Z powrotem tą samą drogą, jaka przybyłysmy-czyli statkiem do Luzerny. Tam się rozstałysmy, a ja po powrocie do pedepciów , jeszcze poszłam na jakąś muzyczną imprezkę, która się tu własnie odbywa. Jeszcze grają.
Zdymotka

jutro , bo chciałabym pokazać tą kaplicę-to taki zabytkowy rarytasik. Oczy mi się już zamykają .Własciwy poziom ultenowania krwi robi swoje :)
To już dobranoc wszystkim, buziaczki, uściski :) Drapać za uszkiem nie będę bo ni mom siły
