21 kwietnia 2022 13:30 / 2 osobom podoba się ten post
Nie będę nikogo cytowała,bo byloby długo. Napiszę tylko we własnym imieniu,a tego że sie z kimś zgodzę lub nie,nie traktujcie, proszę, jako chęć przypodobania się lub wytykania czegokolwiek. Nie chcę się wypowiadać na temat różnych otępien czy innych schorzeń, bo zwyczajnie nie mam do tego, w przeciwieństwie do Tiny, fachowego przygotowania czy doświadczenia, np w pracy w szpitalu.
Zdarzyło mi się jednak kilka razy pracować z "demencjami ",mniej lub bardziej zaawansowanymi, obserwować ich pogłębianie się. Chcę powiedzieć, że bardzo dobrze mi się z takimi osobami pracowało. Na podstawie obserwacji,własnych doświadczeń,zgadzam się całkowicie z tym, że demencyjni czy dementywni (jak jest poprawnie, bo nigdy nie wiem?),bardzo dobrze wyczuwają nasze nastroje. Podobnie jak niemowlęta czy malutkie dzieci. Jeśli nie okazuję zniecierpliwienia, daję czas na samodzielne wykonanie jakichś czynności, chociaż wiem, że przy mojej pomocy "załatwiłybyśmy "to czy tamto kilka razy szybciej ,mówię spokojnie i wyraźnie, nie podnoszę głosu, często "wchodzę "wraz z nimi do ich świata,to dobrze pracuje nam się razem ,bez problemów.
Nie wiem czy jest jakieś naukowe uzasadnienie że się mylę, czy potwierdzenie moich obserwacji, że demencyjni podopieczni, mają swoje sympatie czy antypatie. Czasami pozwalają się wykąpać tylko jednej, wybranej caritasówce, innej nie dopuszczają do siebie bliżej niż na wyciągnięcie ręki, żeby ta mogła na dłoń wysypać leki. Wymagają naszej uwagi, obecności, ale potrzebują też swojej przestrzeni i czasu dla siebie, nie zakłócanego przez nadgorliwą opiekunkę czy opiekuna. Kiedy podopieczny zaczyna mnie drażnić, irytować, zaczynam podnosić głos czy brakuje mi cierpliwości, to znak, że czas wracać do domu. Każdy sam wie najlepiej, jak długo może pracować tak, żeby sam z siebie, tak uczciwie, był zadowolony. W moim przypadku to 6,max 8 tygodni. Przy dedemencji oczywiście.
Podoba mi się to,co napisała Tina, że dom podopiecznych, nie jest naszym domem. Ja jestem w pracy. Zawsze dostosowuję się, a przynajmniej staram, do tego co zastaję, do stylu życia, nawyków żywieniowych, gospodarowania budżetem. Nie robię uwag, nie opowiadam o tym jakie to cuda wianki mam w domu, co kupuję i jem. Proponuję małe zmiany, proponuję spróbowanie czegoś innego. Ale proponuję, nie narzucam, nie wprowadzam nowości bez wczesniejszej rozmowy na ten temat. Nie mam "roszczeń ",nie muszę mieć tego, co mam w domu. Piszę o takich prostych i,może dla kogoś mało istotnych rzeczach, ale wiem od podopiecznych, że różni opiekunowie się trafiają. A nawet seniorzy z lekką demencją, długo pamiętają tych "roszczeniowych " i boją się każdej nowej opiekunki czy opiekuna.
Trafiamy do różnych domów. Czasem jest na bardzo bogato, czasami skromnie. Dzięki temu sami też się czegoś uczymy, sprawdzamy siebie w różnych sytuacjach. Pamiętamy jednak, że jesteśmy w pracy. A w pracy wiadomo, kasa musi się zgadzać, jak mówi Tina. W końcu ze względu na nią tak pracujemy. Tu jednak zgodzę się z Dorotee, chemia musi być. Potrafię dobrze pracować tylko w dobrej atmosferze. Nie ma takiej kasy, dla której wróciłabym do miejsca, gdzie czułabym się źle, gdzie by mnie nie szanowano czy wykorzystywano.