Talente i petente

13 lipca 2013 21:31 / 9 osobom podoba się ten post
Wedla zyczenia przyszedl mi do głowy temat...Od razu mówie ze nie przeze mnie wymyslony tytuł. To nazwa jednego z rozdziałow fantastycznej ksiazki Jolanty Wiecha "Przebierz sie za Niemkę". Własnie o nas opiekunkach ale tak naprawde o podopiecznej autorki . Polecam. 
Ale wracając do tego tematu. Moze w tym dziale powiemy co takiego przydalo sie w naszej pracy. Cechy charakteru? Zdolnosci kulinarne? Moze cos co na pierwszy rzut oka nie ma zadnego powiazania z tym zawodem a na co zwrocili uwage nasi pracodawcy? 
Powiem pierwsza co mi sie przydało :) Banalne...moja kuchnia. Zeby bylo śmieszniej do przyjazdu do Niemiec sama nie wierzylam ze umiem dobrze gotowac. Za gotowanie na kazdej szteli dostaje duze plusy. I jeszcze jedna rzecz. Długo czekalam na pierwsza sztele. Wreszcie wyjechalam. Po jakims czasie córka pani Danke (tak ja nazywalam bo ciagle dziekowala) powiedziala ze wybrala moja kandydature bo...gram na pianinie. Nie "petente" ale moje "talente" okazaly sie moim asem :) Mialam tam organy. Pani Danke lubila jak gralam i śpiewalam. Potem jakos dziwnie trafialam ze zawsze bylo pianino. Tu nie mam ale za to pani Skarb lubi śpiewac i moze dobrze ze nie gram i nie spiewam bo nie robie konkurencji(?) :)) 
13 lipca 2013 22:04 / 3 osobom podoba się ten post
andrea-piękne to co napisałaś ;)
13 lipca 2013 22:13 / 5 osobom podoba się ten post
Mnie-oprocz języka-co oczywiste-przydało się poczucie humoru-tak myślę.trafilam na babcie ktora lubi sie posmiać,zażartowac,podobno cale zycie taka była.Ona,co niewiarygodne,potrafi sie smiac ze swojej demencji.tak wiec 'pasujemy do siebie z babcią',choc bywa czasem trudno,to smiechem zwalczamy złe dni.
13 lipca 2013 22:19 / 1 osobie podoba się ten post
Marta

Mnie-oprocz języka-co oczywiste-przydało się poczucie humoru-tak myślę.trafilam na babcie ktora lubi sie posmiać,zażartowac,podobno cale zycie taka była.Ona,co niewiarygodne,potrafi sie smiac ze swojej demencji.tak wiec 'pasujemy do siebie z babcią',choc bywa czasem trudno,to smiechem zwalczamy złe dni.

Oj,
moi też mają poczucie humoru,
szkoda tylko, że mój jezyk mi nie pozwala na wiele,
choć z każdym jest lepiej.
13 lipca 2013 22:27 / 5 osobom podoba się ten post
Scarlet,mnie tez ucieknie czasem potrzebne słowo.wtedy 'całą sobą'pokazuję o co mi chodziło.śmiechu jest jeszcze więcej.dzis chcialam przekonac babcie zeby dała sobie zasznurowac buty bo o rozwiazana sznurowke łatwo sie przewrocic.no ale zapomnialam jak po niem.sznurowka itd,wiec zademonstrowalam jak to sie mozna o sznurowke przewrocić...wiem ze moze czasem glupka z siebie robie ale smiech babci jest dla mnie bezcenny...
13 lipca 2013 22:32 / 1 osobie podoba się ten post
Marta,
jesteś super babka.

Ale my 40 ++ już takie jesteśmy hi...hi..
13 lipca 2013 22:37
Tak...młodzi jeszcze się wstydzą,my już nie...dobrej nocy scarlet,i wszystkim, co jeszcze ślęczą nad lapkami i tabletami...
13 lipca 2013 22:46 / 2 osobom podoba się ten post
Fakt - poczucie humoru i roześmiana gęba potrafia moja babuszkę rozruszać nawet jak ma bardzo zły dzień:) Oraz to,że ja kiedy trzeba -umiem słuchać.W naszej pracy trzeba byc też dobrym psychologiem więc moje poprzednie doświadczenia zawodowe już nieraz sie przydały/kiedy miałam agresywnego pana z AL to nawet bardzo bardzo/A przede wszystkim to ,ze nigdy i niczym sie nie denerwuję w pracy- mam nerwy ze stali i najbardziej irracjonalne zachowania nie są w stanie mnie wkurzyć-zdarzały sie sytuacje kiedy mój spokój uspokajał podopiecznego.
13 lipca 2013 22:47 / 1 osobie podoba się ten post
Wiem cos o tym, ze odpowiednia opieka..niekoniecznie profesjonalna daje niesamowite efekty. Mój tata po operacji żoładka mial wyrok - 6-10 miesiecy zycia. Moja mama z heroiczna wrecz siła gotowala, wykopywala z niewiadomo skad odzywki, dodawala otuchy...i tata zyl 3,5 roku. Kiedy umieral; w innym szpitalu niz bym operowany, przyjechal lekarz który operowal zeby na wlasne oczy zobaczyc czy to jest TEN pacjent. Ni mógl uwierzyc. Kiedy odbieralismy teściowa ze szpitala po wylewie, lekarka powiedziala ze to roslinka juz, ze zadna rehabilitacja nie pomoze, ze dlugo nie pozyje. Nigdzie nie chcieli jej przyjac na rehabilitacje bo lezaca. Nie poddalam sie. Znalazlam lekarza który przyjal mame i posadzil....ba nawet chodzila z asekuracja :) I zyla 7 lat. 
Wiecie, ta szkola tez mi sie przydala w naszej pracy. Tak jak ty Andrea mysle ze zadne szkoly, kursy nie daly nam tego co wlasne doswiadczenie, chociaz czesto gorzkie. To nasze "petenta" cos co jest wiecej warte niz papierek z pieczatka sanepidu..nawet.
Co do języka Skarlet...wiesz kiedy wiedzialam ze moj jezyk jest "komunikatywny"? Kiedy powiedzialam jakies smieszne zdarzenie i wszyscy sie smieli. 
P>S> Andrea...prosze napisz te ksiazke. Daje slowo ze pomoge w wydaniu...naprawde :) Mówie zupełnie serio.
 
16 sierpnia 2013 20:47 / 1 osobie podoba się ten post
tak sobie siedze i mysle. Prosze sie nie smiac...czasem zdarza mi sie pomyslec. I podsumowujac tydzien (dzis piatek) doszlam do wniosku ze przydala mi sie w tym tygodniu cecha dotychczas uśpiona a mianowicie...UWAGA...stanowczosc. Bywa tak ze posiadamy jakies cechy charakteru ale albo ich nie zauwazamy albo skryly sie pod wplywem przytlaczajacego zycia. Zapomnialam ze potrafie stanowczym głosem cos powiedziec i ze to w ogóle dziala :). No nie powiem sama mnie to zadziwiło :)
Przypominam sobie ze nie wiedzialam(!?) ze potrafie krzyczec :) Nawet w pracy jako nauczycielka nigdy nie krzyczalam...no po prawdzie nie musialam...mialam kochane dziecka :) A czasem trzeba krzyknąc zeby osiagnac skutek. tej cechy "nauczyla" mnie tesciowa :)
I jeszce jedno :)) Zawsze mialam problemy z jezykami obcymi...poza rosyjskim :) i nagle, starajac sie o prace opiekunki odkrylam w sobie talente...jezykowe talente :) I powiem szczerze ze to mi bardzo pomaga w tej pracy...chyba najbardzie, I zawsze zdumiewam sie ze ja mowie a mnie rozumieja :))
Zaczynam powaznie myslec nad nauka angielskiego...chociaz nie cierpialam tego jezyka w szkole :))
16 sierpnia 2013 22:03 / 3 osobom podoba się ten post
Moja pierwsza podopieczna tak mnie przestraszyła, że w następne miejsce jechałam z duszą na ramieniu. Dobrze trafiłam, babcia 90 lat, leżąca i z taką demencją, że nie pamietała jak się nazywa. Nie lubiła być sama, niczym nie mogłam jej zainteresować, nie miała rodziny, wszyscy znajomi poumierali. Była cudowna, zawsze uśmiechnięta, wszystko jej smakowało, ale miałam problem co z nią robić, jak zająć jej czas. Kiedyś usiadłam przy niej z szydełkiem w ręku, robiłam obrus, a Ona patrzyła na mnie jak zauroczona, ja dziergałam a Frania tylko patrzyła i była szczęśliwa. Później sąsiadka mi powiedziała, że moja Frania przez wiele lat uczyła w szkole robótek ręcznych i pięknie robiła na szydełku. Myślałam, że może coś sobie przypomni, ale jej głowa już była mocno chora. Najważniejsze, że podopieczna była zadowolona i do dzisiaj pamiętam jej uśmiech, zaraz po mim wyjeździe zmarła we śnie.Szydełkowanie i robienie na drutach to nie talent, ale prosta umiejętność, grunt, że przydatna.
16 sierpnia 2013 22:26
barbarella

Moja pierwsza podopieczna tak mnie przestraszyła, że w następne miejsce jechałam z duszą na ramieniu. Dobrze trafiłam, babcia 90 lat, leżąca i z taką demencją, że nie pamietała jak się nazywa. Nie lubiła być sama, niczym nie mogłam jej zainteresować, nie miała rodziny, wszyscy znajomi poumierali. Była cudowna, zawsze uśmiechnięta, wszystko jej smakowało, ale miałam problem co z nią robić, jak zająć jej czas. Kiedyś usiadłam przy niej z szydełkiem w ręku, robiłam obrus, a Ona patrzyła na mnie jak zauroczona, ja dziergałam a Frania tylko patrzyła i była szczęśliwa. Później sąsiadka mi powiedziała, że moja Frania przez wiele lat uczyła w szkole robótek ręcznych i pięknie robiła na szydełku. Myślałam, że może coś sobie przypomni, ale jej głowa już była mocno chora. Najważniejsze, że podopieczna była zadowolona i do dzisiaj pamiętam jej uśmiech, zaraz po mim wyjeździe zmarła we śnie.Szydełkowanie i robienie na drutach to nie talent, ale prosta umiejętność, grunt, że przydatna.

A widzisz moja droga...to jest talent nie tam prosta czynnosc ale nie w tym sęk...wlasnie o to chodzi ze cos na pozór niby zwyczajne a (tak jak w twoim wypadku) przydalo sie :)) 
16 sierpnia 2013 22:27 / 1 osobie podoba się ten post
Będę zarozumiała, ale co tam ;-) Raz można,moim niewątpliwym talentem jest łatwość nauki języków obcych, choć moje wrodzone lenistwo skutecznie ten talent zagłusza. Dzięki znajomości tychże trafiłam do Lux, gdzie rozmawiam po francusku, sama z niewielką pomocą babci nauczyłam się niemieckiego, a z nią samą na co dzień gadamy po włosku, bo z pochodzenia jest Włoszką, choć urodzoną już w Lux. Najfajniej jest, gdy nie pamiętam słówka w danym języku, babcia szybko mówi jak to jest w innym i na koniec tłumaczymy na ten, w którym akurat rozmawiamy ;-)
Życzyłabym sobie tylko więcej konsekwencji w nauce...;-)
16 sierpnia 2013 22:53
Esserga

Będę zarozumiała, ale co tam ;-) Raz można,moim niewątpliwym talentem jest łatwość nauki języków obcych, choć moje wrodzone lenistwo skutecznie ten talent zagłusza. Dzięki znajomości tychże trafiłam do Lux, gdzie rozmawiam po francusku, sama z niewielką pomocą babci nauczyłam się niemieckiego, a z nią samą na co dzień gadamy po włosku, bo z pochodzenia jest Włoszką, choć urodzoną już w Lux. Najfajniej jest, gdy nie pamiętam słówka w danym języku, babcia szybko mówi jak to jest w innym i na koniec tłumaczymy na ten, w którym akurat rozmawiamy ;-)
Życzyłabym sobie tylko więcej konsekwencji w nauce...;-)

Dlaczego zarozumiala? Kochana trzeba sie chwalic :) czesto dla siebie samej. Ja w ten sam sposob co ty wiecej sie nauczylam niz na kursie :) Słowo. Ale trafilam na Skarbow, którzy chetnie mnie ucza a ja mam dla nich zajecie :)
17 sierpnia 2013 09:28
Esserga, jestem pod wrażeniem - niewiele znam osób mówiących 3 językami - to mój przyjaciel (niemiecki, angielski, francuski), szwagier (około 7 języków, co ma ścisły związek z jego pracą) i koleżanka (też 7, to pasjonatka wiedzy). Smuci mnie, że Polacy niechętnie uczą się języków porządnie i kiedy mieliśmy raz w pracy Francuzkę mówiącą po angielsku tylko ja i dwie koleżanki rozmawiałyśmy z nią, bo pozostałe 30 osób albo nie umiało, albo się wstydziło, a przeważali ludzie młodzi, w okolicy 30tki.
 
W pracy tutaj przydaje mi się panowanie nad sobą. Staram się aby zarówno pacjent, jak i zdarzające się doły, nie utrudniały nam życia. Na razie się to udaje.