Wychowanie dzieci, a wyjazd do pracy za granicę

02 sierpnia 2013 11:17
Dziewczyny, podaję Wam link do świetnego felietonu Sylwi Chutnik, który ukazał się w Pani, w numerze sierpniowym. Trochę popłakałam nad nim w drodze do pracy, ale jakoś trzymałam fason, dopiero tutaj jednak przeczytawszy go kolejne kilka razy rozkleiłam się na dobre. Mój szesnastoletni syn, przebojowy i otwarty na ludzi idzie do szkoły średniej, będzie poza domem, około 50 km, ale poza...Mój siedmiolatek, wrażliwiec, delikatny "facet", introwertyk- rozpoczyna we wrześniu nowy rozdział... Boję się jak cholera, boję się rozłąki, tęsknoty, jak sobie poradzą, czy my z mężem damy radę, po prostu się boję...   Chciałabym krzyczeć za autorką " Mieściłś się synku na moim ramieniu i myślałam, że zawsze będziesz taki mały, że do końca życia będziemy siedzieć w nocy i się na siebie patrzeć. Tak mi się zdawało..."   Jak sobie radzicie, biorąc pod uwagę system naszej pracy, z dziećmi? Jak przechodzicie przez kolejne progi ich dorastnia? Ja nie radzę sobie zupełnie.
02 sierpnia 2013 11:25
Spójrz na to też od pozytywnej strony - Twoje dzieci stają się dzięki Twej nieobecności bardziej samodzielne i widzą, że matka nie jest ciepłą kluchą, która siedzi w kraju często za marne pieniądze i tylko narzeka albo cierpi na dołki psychiczne, bo forsy stale brakuje. W angielskiej kulturze i nie tylko tam, przez całe wieki klasa średnia oddawała już małe dzieci do szkół z internatem i widywała je w święta oraz w wakacje. Uważam, że sporo Polek jest nadopiekuńczych i trzyma nad dziećmi zbyt duży parasol ochronny. Byłam ostatnio u mojej kuzynki - kazała posprzątać pokój swojemu 30letniemu synowi. To dla mnie rzecz nie do pojęcia - mówić dorosłemu mężczyźnie co ma robić i ciągle go kontrolować! Jednak jej przykład nie jest wyjątkiem, gdy patrzę na swoje kumpele.
02 sierpnia 2013 11:34
Romana, widzę te pozytywy, jednak za cholerę nie potrafię wyzbyć się myśli, że gdybym była na miejscu pomogłabym bardziej, więcej, ciepłym słowem, dotykiem, rozmową. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego tak mi to leży na sercu, niby pogoda, niby lato, niby wszystko ok, a jednak gdzieś w środku wszystko wyje.
Nie jestem nadopiekuńczą matką, starszy jest samodzielnym facetem odkąd pamiętam, młodszy może mniej w związku z tym, że ma zupełnie inny charakter, ale też nie trzymamy go pod kloszem.
Po prostu jakoś mi źle, a felieton poruszył jakąś strunę, która rozedrgana spokoju nie daje.
Wiem, że patentu nie ma, że każda sytuacja jest inna, ale może dzięki Wam dowiem się czegoś więcej.
02 sierpnia 2013 11:55
Esserga

Romana, widzę te pozytywy, jednak za cholerę nie potrafię wyzbyć się myśli, że gdybym była na miejscu pomogłabym bardziej, więcej, ciepłym słowem, dotykiem, rozmową. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego tak mi to leży na sercu, niby pogoda, niby lato, niby wszystko ok, a jednak gdzieś w środku wszystko wyje.
Nie jestem nadopiekuńczą matką, starszy jest samodzielnym facetem odkąd pamiętam, młodszy może mniej w związku z tym, że ma zupełnie inny charakter, ale też nie trzymamy go pod kloszem.
Po prostu jakoś mi źle, a felieton poruszył jakąś strunę, która rozedrgana spokoju nie daje.
Wiem, że patentu nie ma, że każda sytuacja jest inna, ale może dzięki Wam dowiem się czegoś więcej.

Wiem co czujesz kochana:(Ja mam syna 20 lat i synka 10 lat,jak zaczelam wyjezdzac,byli w podobnym wieku jak Twoi synowie.Minelo juz troche czasu,a ja dalej przezywam kazdy wyjazd.Placze,wyje itd.Nie jestem osoba ,ktora sie uskarza,ale mnie czasem tez sie zdazylo plakac dziewczynom na forum.Romana,Andrea,Kasia63,Tina40 i wiele innych,pomagaly mi jak mogly.Wiele z nas zostawia w domu dzieci,te mniejsze i wieksze i kazdej jest zle,jestesmy matkami.Popatrz staramy sie zeby bylo lepiej w domu,zeby nic naszym dzieciom nie brakowalo,zebysmy nie musialy czekac na pomoc finansowa od naszych dzieci(czesto i tak bywa)my wzielysmy sie w garsc i dzialamy:)Fakt,czesto tracimy te wspaniale chwile z dziecmi,ale masz wybor.Siedzisz w PL i narzekasz,ze nie masz,co doprowadza do rozdraznienia i frustracji,albo jezdzisz do DE i jakos to wszystko calkiem dobrze dziala:)
Pomoglo?:):):)
02 sierpnia 2013 11:57 / 1 osobie podoba się ten post
Ano nie ma patentu i nigdy nie będzie.Wczoraj rozmawiałam z pewną pania dziennikarką z Neewseka nt. naszej pracy i ona mi powiedziała ,że kiedy miała 8 lat ,jej mama na pół roku wyjechała do pracy w Anglii a jej samej,małej dziewczynce świat sie wtedy zawalił....Mnie osobiscie problem rozłąki z malymi czy nastoletnimi dziecmi nie dotyczy,ale wyjeżdżając słucham opowieści,obserwuję młode mamy - to jest naprawde bardzo ciężki wybór,nie byc na co dzień z dzieciakami.Niby jest telefon,skyp itp ale to nie to samo....Matki robią to dla nich,żeby miały lepsze życie ale ile tracą obie strony tego nikt nie policzy...Bywa też tak,że dzieci mają żal ,nie rozumieją potrzeby wyjazdu,czują się zdradzone i opuszczone i żadne zabawki czy markowe ciuchy tego nie zrekompensują.Bo mamy nie ma-na szkolnej uroczystości,kiedy trzeba zdarte kolano opatrzeć ,kiedy zły sen w nocy obudzi.....nie ma....Gdzies czytałam,na forum którymś ,albo mi któraś z dziewczyn opowiadała jak córka uklękła pod drzwiami i prosiła -mamo nie jedź!!!!I co?Zostać i biedę klepać czy jechać,zarobić na życie?I czyja to wina,ze matki musza stawać przed takimi wyborami?????To ,że staną się bardziej samodzielne to dobrze ale to mało za mało - lat rozłąki nic nie wróci.Jeśli jest w domu przy dzieciach tato przez duże T czy choćby dziadkowie ,którzy są na siłach sprostać wychowaniu te straty sa mninimalnie mniejsze ale wciąż są,zostaną w dzieciach i będa rzutować w taki czy inny sposób na ich dorosłe życie...
Esserga - doskonale rozumiem Twoje wewnętrzne rozedrganie...mimo ,że mnie ono nie dotyka.
02 sierpnia 2013 12:04
No Kasia63 nie ma ,niestety nie ma:(
Ja to wiem,ale coz jest jak jest.Swiata nie zmienie w pojedynke.Jest cholernie ciezko,rodzina i dzieci tam.Tak jak napisalas,duzo sytuacji mi umyka:(Wlasnie te obdarte kolano,koszmary nocne....Ehhhh teraz ,to i ja sie rozwylam:(:(:(
Caly dzisiejszy dzien ,bede miala wyrzuty sumienia ehhhhhhh:(:(:(
02 sierpnia 2013 12:05 / 2 osobom podoba się ten post
Ja wyjechałam na dobre do pracy dopiero , jak dzieci dorosły i wyszły z domu, wcześniejsze próby dorobienia sobie na wakacje kończyły się wojnami domowymi dzieci z teściową, która nie dawała sobie po głowie jeździć, ale z drugiej strony , psuła sobie stosunki z wnukami, wielka szkoda :(Jako samotna matka nie mogłam tak po prostu zostawić dzieci i wyjechać, jak się ma męża w domu , to co innego.Moja rada : jeźdź na jak najkrótsze okresy( 1 miesiąc), planuj tak , żebyś była, jak są dzieci imieniny, urodziny czy pierwszy dzień w szkole np., już nie mówiąc o świętach.No i dzięki Bogu mamy skypa, wiec jest łatwiej.A wiemy już wszystkie chyba, że kasy się nie dogoni , zawsze jej będzie mało, wiec czy warto ją zarabiać za wszelką cenę, a właściwie za najwyższą? Rodzina jest NAJCENNIJSZA.
02 sierpnia 2013 12:20 / 1 osobie podoba się ten post
No tak.Rodzina jest NAJCENNIEJSZA.......
Wszystko ok,a jak mi prad wylacza,abo nie bede miala na ksiazki,albo bede wiecznie siedziala w MOPS i czekala na pomoc(kwitek na ryz,makaron,kasza).Bede chodzila pod kosciol, prosila o pomoc dla dzieci.No ale Rodzina NAJCENNIEJSZA.
Daisy_44,jak Twoje dzieci byly male ,bylo jednak troszke lepiej w PL.Sama pamietam.......Moja mama nie musiala wyjezdzac,ani tata,chyba ze mieli plan na drogie wakacje...
02 sierpnia 2013 12:22
Esserga

Romana, widzę te pozytywy, jednak za cholerę nie potrafię wyzbyć się myśli, że gdybym była na miejscu pomogłabym bardziej, więcej, ciepłym słowem, dotykiem, rozmową. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego tak mi to leży na sercu, niby pogoda, niby lato, niby wszystko ok, a jednak gdzieś w środku wszystko wyje.
Nie jestem nadopiekuńczą matką, starszy jest samodzielnym facetem odkąd pamiętam, młodszy może mniej w związku z tym, że ma zupełnie inny charakter, ale też nie trzymamy go pod kloszem.
Po prostu jakoś mi źle, a felieton poruszył jakąś strunę, która rozedrgana spokoju nie daje.
Wiem, że patentu nie ma, że każda sytuacja jest inna, ale może dzięki Wam dowiem się czegoś więcej.

Esserga, masz rację, że przez naszą nieobecność sporo się traci z rozwoju dzieci i ze zwykłego towarzyszenia im na co dzień. To jest duży ból i chyba największa cena, jaką płacimy z powodu wyjazdów. Gdybyśmy pracowały tak jak Niemki, to co miesiąc byłybyśmy w domu i miały płaconą wtedy normalną pensję. One są zmieniane nawet co 2 tygodnie. Możemy iść pod Bundestag z transparentami, że też chcemy tak pracować. Bez wielkiego ruchu z naszej strony nie zmieni się nic w tej sytuacji, bo Niemcom jest wygodnie z takim całodobowym, kilkumiesięcznym modelem opiekuńczej pracy.
02 sierpnia 2013 12:31
Hogata ;-) Każde słowo pomaga, dziękuję. Myślałam, że ciągłe udawanie twardzielki jakoś mnie zahartuje, ale okazuje się, że przychodzi taki miesiąc, że tylko w poduszkę się schować i płakać. Właściwie nie chodzi o sam system pracy, raczej o jakiś nieokreślony niepokój, że nas tam nie ma, a życie toczy się dalej, dzieci wyfruwają z domów, ktoś się rodzi, ktoś umiera, a wszystko obok nas.
Sorry, wzięło mnie na jakieś filozofie, nerwa mam na siebie samą, że nie potrafię się poskładać do kupy ;-(
02 sierpnia 2013 12:35
witam
Traci sie duzo to prawda kiedy nas nie ma , umykaja dni noce choroby , i wielkie małe rzeczy naszych kochanych smerfików, ale przeciesz wszystko co w zyciu robimy to tak naprawde dla tych Dzieci zeby im stworzyc leprza przyszłośc zeby miały to co my nie dostaliśmy , w życiu nic nie ma za darmo cos dzieki czemu , wiec płacimy tym ze tesknimy ze uciekaja nam te cenne chwile kiedy dzieci nasze zaczynaja nowy etap w zyciu , czy te chwile kiedy potrzebuja naszego przytulenia, i ciepła , własnie za to płacimy ta emigracjia ta rozłąką , tak kiedys mi powiedziała starsza pani ze w zyciu nic nie jest za darmo , duzo mysle o tym i o mądrych słowach , chociaz bardzo mi ciezko samej postawic sie do pionu i walczyc , ale zyje z dnia na dzien teskniac ze złamanym sercem , bo warto płaci bo warto poswiecac sie dla tych
kochanych Dzieciaczków, do góry głowy i do przodu pozytywne myslenie , i walka na emigracji , a bedziemy silniejsze o ten jeden raz a potem kolejny az do skutku :)))
02 sierpnia 2013 12:37
Prawda jest taka, że powinniśmy pracować inaczej, w systemie bardziej korzystnym dla naszych rodzin, a zarazem byśmy na tym nie traciły finansowo. Związki zawodowe są bardzo trudne do założenia, i Kasia i ja szukałyśmy informacji na ten temat. Pracujemy w różnych firmach i to komplikuje sytuację. Może oprócz protestu przed Bundestagiem lub naszym Sejmem są jeszcze jakieś formy działania, nie wiem. Teraz jest tak, że dobre zarobki mamy kosztem nas i naszych rodzin, choć robimy co się da, by zmniejszyć moralne straty. I albo się zbuntujemy większą grupą, albo będzie to co jest, przez lata...
02 sierpnia 2013 12:46 / 4 osobom podoba się ten post
Nikt nie ma idealnego rozwiązania tego problemu , bo takiego rozwiązania nie ma . Można tylko zrobić pewien rachunek zysków i strat a i to w kazdej sytuacji będzie inny. Ale jest coś co można zrobić i pomoże w jakimś tam stopniu. Pamiętam z mojego domu rodzinnego rozmowy przy stole kuchennym - tam jakos było ,,wszystkim po drodze'' . Rodzice przy nas , gówniarzach , omawiali wszystko - szczególnie sytuację finansową . Raz było lepiej , raz gorzej - jak to w ,,prywatnej inicjatywie'' w czasach PRL . I my , małolaty , zawsze wiedzieliśmy jak jest z kasą , jakie sa problemy , wydatki . Mama do dziś wspomina , że nigdy nie musiała nam odmówić czegoś tam - po prostu wiedząc jak jest prosiliśmy tylko o niezbędne rzeczy .Tak ja wychowałam swoje dziecko i moje rodzeństwo swoje dzieci też . Warto rozmawiać z dziećmi nawet młodszymi na takie tematy ( i to bardzo konkretnie , operując kwotami )- będą lepiej rozumieć , po co wyjeżdżamy , łatwiej będzie im się godzić na naszą nieobecnosć.Wiadomo , że przedszkolakowi tego nie wytłumaczysz , ale troche starszemu , stopniowo tak.To też pewnego rodzaju wczesniejsze dojrzewanie i współodpowiedzialnosć i naprawdę kiedyś zaprocentuje .
02 sierpnia 2013 12:48 / 1 osobie podoba się ten post
Romana, ja nie obwiniam nikogo za to, że pracuję w opiece. To był mój wybór. Mam też korzystną sytuację, ponieważ zmieniamy się co miesiąc, więc teoretycznie mam o niebo lepiej niż większość z dziewczyn, które wyjeżdżają na długie kontrakty. Nie będę protestować, bo nie mam powodów.
Pobożnym życzeniem byłaby taka praca blisko domu, za podobne pieniądze.
Jeśli chodzi o dzieci, to pewnie moje rozterki wynikają, podobnie jak u nich zresztą, z nową sytuacją w życiu. Czy poradzą sobie ze stresem, z nową grupą, jak zniosą życie poza domem.
Pocieszam się, że we wrześniu będę, pierwszaka na rozpoczęcie zaprowadzę, a w październiku trzeba będzie zacisnąć d..sko i walczyć dalej.
02 sierpnia 2013 12:53 / 1 osobie podoba się ten post
od kat pamietam i odkat poszłam w wieku lat do pracy to w Polsce nigdy sie mogłam dorobic , zawsze było cięzko, potem zaczełam pracowac w Czechcach i urodziłam córke , dostałam umowe , kontrakt na stanowisko zwykłego pracownika biurowego gdzie zarobki były krotnie wysze niz w Polsce , potem urodziłam syna co prawda po ms musiałm wraca do pracy ale pracowałam tylko godzin bo miałam przywilej matki karmiącej , ale ten cudowny czar prysnoł kiedy przyszły masowe zwolnienia , pierw ja z łzami w oczach musiałm zwolnic setki polaków a na koncu zwolnili mnie, i znów w Polsce pracowałm po godzin przez dni w tygodniu i zarabiałam 1200 zł ms , gdzie dzieci widziałam rano do 9.00 i po 21,00 jak wróciłąm z pracy kładłam ich spac i tak koniec z kąciem nie mogłam zawiązac, a opłaty rosły za prąd wode smieci itp , tak Polska udogoniła dla ludzi młodych czy starych wszystko jedno , mamy ta zielona wyspę gdzie pan Tusk nam obiecał, i tak wiele ludzi zmuszonych zostaje czy zostało na opuszczenie kraju i emigracjie, a kto w Polsce pujdzie stanie i bedzie strajkował a nawet jesli znajda sie ludzie tu nic to nie da , juz nie jedne głodówki były i nic nie dało , oni siedza sobie tam w rzadzie kreca sprzedaja całą polske , i bycza sie na naszych podatkach, co rusz czytam zer w moim regionie Turów gdzie jest Elektrownia i Kopalnia zwalniaja ludzi teraz znow1500 osób i jak tu życ , 20 Lat temu te zakłady prosperowały tysiace ludzi miało prace , utrzymywało rodziny a teraz tylko puste miejsca po sklepach cisza na ulicy i coraz wiecej ludzi którzy zebraja o bułkę , tak to wygląda,