Dziennik Zosi #1

27 września 2013 18:55 / 2 osobom podoba się ten post
Kasiu - chorych ludzi nalezy wysluchać. (następny p-kt)
27 września 2013 19:01 / 5 osobom podoba się ten post
mleczko47

Kasiu - chorych ludzi nalezy wysluchać. (następny p-kt)

Toteż ja się nawet dalej posunęłam -odpowiadam mu:)Choc właściwie nie wiem po co ,toto się tylko dobrze bawi........
28 września 2013 18:51 / 1 osobie podoba się ten post
Zofijko nie zważaj na niczyje dogadywanie,,,pisz dalej-czekamy,ja na pewno...Pozdrawiam)))
28 września 2013 18:54
Dlaczego dzis nie ma kolejnego odcinka serialu, jest tylko od poniedzialku do piatku? ; )
28 września 2013 18:55
Sówka

Dlaczego dzis nie ma kolejnego odcinka serialu, jest tylko od poniedzialku do piatku? ; )

Poczytaj inne wątki i ten wyżej to bedziesz od razu wiedziała.....przybyły nam od wczoraj nowe,"życzliwe" kolezanki i koleżka........


 


i już ich nie ma. Moderator

28 września 2013 19:46 / 2 osobom podoba się ten post
Jestem za pisaniem .Kto niechce czytać niech wogóle nie wchodzi w ten wątek .Jest ich tutaj na forum wiele i nie trzeba byc odrazu w sposób niekulturalny na nie. Dla mnie osobiscie przezycia Zofii nie sa az tak drastyczne , miałam jeszcze lepsze sytuacje i to z osoba zdrowa na umyśle ale nie krytykuję , nie obrażam, a czytam jak dobra lekturę.
28 września 2013 22:44
Witam wszystkich przyjaciół i tych mniej przyjaznych. Sorry za dzisiejsze opóźnienie. Wyjechałam wcześnie do szkoły i dopiero teraz dobrnęłam do mojego kompa. Tak więc nadrabiam i już zamieszczam kolejny dzień mojej opowieści
28 września 2013 22:45 / 4 osobom podoba się ten post
15.07.2013 – poniedziałek   Wstałam bardzo zmęczona po wczorajszej akcji demencyjnej. Aż mi się nie chce wychodzić na górę, bo nie wiem co dzisiaj mnie czeka, to znaczy wiem – nic dobrego. Ale cóż „służba nie drużba”. Jednak Morgens nie było tak źle, raczej standardowo – złośliwe zrzędzenie. Powoli zaczyna to po mnie spływać. Muszę trzymać się postrzegania Grety, jako przypadku chorobowego i nie brać do siebie jej arogancji i toksycznego zrzędzenia. Przed południem ogarnęłam kuchnię i jej pokój. Przebrałam pościel, wyrzuciłam bieliznę i ręczniki do pralki nie pytając jej o to, chociaż mogłaby być awantura, ale muszę jakoś to załatwiać. Ona nigdy nie pozwala dobrowolnie na zabieranie brudnej bielizny i ubrań do prania, bo „w pralce wszystko się niszczy”. Jedynie z majtkami nie mam problemu, albo jak jej pokażę braune Flecken. Robię to więc w większości po kryjomu, co ułatwia mi jej zapominalstwo. Następnie umyłam okno w drzwiach wyjściowych do ogrodu i w kuchni, bo jest taki straszny syf, że nie mogę patrzeć. Niby ktoś przychodzi do mycia okien, ale nie wiadomo kiedy to będzie i czy wogóle. Po trochu muszę ten dom jakoś ogarnąć, bo jest to dla mnie samej dyskomfort. Bałam się, że Greta będzie się czepiała o otwieranie okna w kuchni, z czym miałam kłopot, ale jakoś umknęło jej to.  
 
Na obiad zrobiłam sos z pieczarek i resztek wczorajszego mięsa, usmażyłam placki ziemniaczane oraz mizerię. Ugotowałam też karczocha, którego jeszcze nigdy w życiu nie miałam okazji ani gotować, ani jeść. Dzisiaj Greta jednak nie oszczędziła mi niezadowolenia z obiadu. Nie smakowały jej moje placki, chociaż według mnie wyszły super. Myślała, że to kotlet mięsny i rozczarowana coś burczała. Tak jak pisałam ona lubi sobie dobrze podjeść. Zżymała się też na karczocha i kazała zostawić to na kolację. Tak więc przy obiedzie nie było miło. Te dzisiejsze jej złośliwości robią mi jednak kuku, jest mi przykro i smutno, ma jej dość.  
 
Z zadowoleniem poszłam na poobiednią przerwę mówiąc jej do widzenia na 2 godz. Potem posiedziełyśmy w ogrodzie przy kawie. Miał przyjść jakiś majster do studzienki, z której podlewała ogród i coś tam nie działało. Był to znajomy Gunduli, która z nim przyjechała. Babka latała po ogrodzie podekscytowana. Staliśmy razem i toczyła się rozmowa na temat tego urządzenia. Ja powiedziałam, że jest za niskie ciśnienie w rurach. Na co Greta poniżająco burknęła przy tych ludziach na mnie. Machnęłam ręką i odeszłam od nich. Majster też widział, że staruszka jest złośliwa, nielogiczna i nie wie sama czego chce. Przejrzał urządzenie, którym podlewała ogród, zmienił końcówkę i odkręcił wodę do podlewania. Za jakiś czas zobaczyłam, że wogóle nie ma wody w kranie. Powiedziałam to Grecie i poszłam wyłączyć pralkę. Chodziła jeszcze suszarka, ale jej nie wyłączyłam. Babka wpadła w manię Wasserleitung i biegała po całym ogrodzie i domu. Zeszła na dół, zobaczyła, że suszarka jest włączona. Zaczęła się więc awanturować o to urządzenie, że je zepsuje, bo ono potrzebuje wody, że ja się na tym nie znam ………bzdura. Dlatego postawiłam się jej, miałam już na dzisiaj dość jej złośliwości. Ostrym tonem powiedziałam jej, żeby się odczepiła ode mnie, że wszystko jest w porządku, że wiem co robię, że nie jestem głupia, ani nie jestem dzieckiem. O dziwo poskutkowało, próbowała nawet być uprzejma. Jednak jej „pozytywne i uprzejme” zachowanie, to tylko nieudolne próby, bo ona z natury jest krnąbrna i zarozumiała, po prostu wredna. Swoim zachowaniem chyba u każdego może wyzwolić odrazę do siebie. Takie uczucia są jednak dla mnie nienaturalne i dlatego tym bardziej ubolewam nad tym.  
 
Potem posiedziałam jeszcze trochę w jej towarzystwie czytając co nieco. Następnie zrobiłam kolację. Podgotowałam jeszcze karczocha, o którym narzekała, że jest za twardy. Oczywiście jedząc to narzekała, że nie jest tak smaczny, jak w Italii. Spróbowałam tego warzywa i tak naprawdę, nie jest ono warte zachodu i przygotowania. Wyrywa się kolejno listki-łuski, na końcu których jest troszkę miąższu. Macza się to w sosie vinigret i zgryza miąższ, a twardą część łuski wyrzuca. Takie byle co.  
 
Obejrzałam z nią film po 20.00. Przed spaniem Greta wyszła z psem na krótki spacer. Pilnowałam ją z domu, aby coś jej się nie stało, chociaż w tym czasie miałam już połączenie z Krzyśkiem. No i jeszcze zawołała mnie, że jest problem, bo dom jest oświetlony dookoła z zewnątrz, a ona nie wie gdzie to się wyłącza. Zaraz zlokalizowałam przełącznik, który przypadkowo pstryknęłam, jak zapalałam światło w przedpokoju. Greta była szczęśliwa, że to znalazłam. Pożegnałyśmy się na noc bardzo przyjaźnie. Biedna kobieta, widzę jak nieporadnie próbuje walczyć o swoje człowieczeństwo i jak bardzo potrzebuje ciepłych gestów. Przytuliłam ją lekko na dobranoc i zobaczyłam, jaka była z tego zadowolona. No i mogę wreszcie pójść do swego królestwa, czyli piętro niżej i zająć się sobą. Szkoda tylko, że odbywa się to kosztem mojej bezsenności. No ale bez rozmowy z Krzyśkiem, bez czytania, bez internetu i niniejszego pisania byłoby mi jeszcze ciężej. Te czynności dają mi możliwość pozostania sobą, jest to pewnego rodzaju odpoczynek i regeneracja sił psychicznych. 1.30 zaczyna mnie nużyć śpiączka. Dobranoc
29 września 2013 21:54 / 4 osobom podoba się ten post
16.07.2013 – wtorek   Wstałam półprzytomna, zaczyna mi dokuczać niedobór snu. Poranek był spokojny, bez większych ekscesów. Musiałam dzisiaj zrobić zakupy i Greta wybrała się ze mną. Z jednej strony obawiałam się jechać z nią na zakupy, a z drugiej pomyślałam, że jak będzie ze mną wybierała produkty i sama płaciła, to uniknę awantury, że kupiłam wszystkiego za dużo, że wydałam za dużo pieniędzy itd. W sklepie zachowywała się w porządku. Kupiłyśmy co potrzebne i wróciłyśmy do domu. Rozpakowałam zakupy i zajęłam się obiadem. Greta miała „dobry humor”. Na obiad zrobiłam sznycel z piersi indyka, ziemniaki, sałatkę i podgrzałam wczorajszy sos. Smakowało jej to i nie narzekała. Posprzątałam kuchnię po obiedzie i wymknęłam się do siebie. Dobre i te 1-2 godz. gdy mogę od niej się odseparować.  
 
W czasie poobiedniej przerwy próbowałam się skontaktować z Krzyśkiem przez skypa. Okazało się to niemożliwie, bo nie mogłam złapać połączenia z siecią. Nie działał również internet. Przez dłuższy czas próbowałam coś zrobić, ale nie wychodziło. Trochę się tym zdenerwowałam, ale zostawiłam to na wieczór. Później siedziałam z babką, zajmowałam się rutynowymi sprawami. Greta była względnie w porządku. Trochę złościła się o garnki, które podczas zmywania tak się zakleszczyły, że nie mogłam ich rozłączyć. Oczywiście moja pani musiała to od razu zobaczyć. Wieczorem wróciłam do laptopa. W żadem sposób nie mogłam złapać połączenia z siecią. Przyszło mi go głowy, że poprzedniej nocy coś odinstalowałam, bo trochę porzątkowałam pliki i coś wyrzucałam. Przeraziłam się, że usunęłam jakieś ważne narzędzie i nie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Manipulowałam przy ustawieniach kompa dość długo, ale moje umiejętności informatyczne są mierne. Odświeżyłam go, przywróciłam stan sprzed ostatnich zmian i nic nie pomogło. Zresetowałam komputer według instrukcji w ustawieniach. Okazało się, że to wszystko, co Michał mi zapisał zostało odinstalowane. Tak więc nie mam ani internetu, ani skypa, ani Offica. Byłam załamana, bo któż mi tu może pomóc, ja jestem zielona i bezradna. Poszłam spać wz wielkim zmartwieniem, bo bez połączenia internetowego będę odcięta całkowicie od normalności.
30 września 2013 11:09 / 3 osobom podoba się ten post
17.07.2013 – środa
 
Sądny dzień, dzisiaj osiągnęłam chyba granicę swej wytrzymałości psychicznej. Rano ponawiałam próby łączności z Internetem i nic nie zadziałało. Greta była od rana okropna. Przy śniadaniu wybuchła do mnie o to, że za dużo wystawiam jedzenia, że jej tyle niepotrzebne..... Później pojechałyśmy z butelkami do kontenera i z pieskiem do lasu. Jęczała, że bolą ją kości i zwyczajnie była zła i opryskliwa.
 
Zadzwoniłam do Marty i powiedziałam jej o moim problemie z komputerem. Ja muszę mieć dojście do neta ze względu na konieczność załatwiania pewnych spraw, no i w ogóle skype - połączenia z Krzyśkiem i wyjście do świata z tego traumatycznego grajdołka. Dramat, jeśli nic się nie da zrobić. Marta obiecała, że będzie myślała o tym, jak mi pomoc, ale póki co to nie ma nikogo kto mógłby fachowo i bezpłatnie przejrzeć mi laptopa. Dzwoniła do Dory, ale ta też powiedziała, że jeśli coś odinstalowałam, to ona nic nie może zrobić. Poza tym przez najbliższe dni ona nie przyjedzie tutaj. Paranoja.
 
 
Ugotowałam obiad, który Greta zjadła z jakimiś grymasami, ale zupełnie bezpodstawnie, bo zrobiłam smaczny gulasz z mięsa wieprzowego. Byłam załamana sprawą komputera, a ona dokładała mi ostro swoje. Po obiedzie poszłam jeszcze kombinować coś przy laptopie. Włączyłam resetowanie do ustawień początkowych. Jeśli już utraciłam to, co miałam zainstalowane z domu, to było mi wszystko jedno. Dobrze, że swoje pliki skopiowałam na palucha. Greta wyczuwając mojego doła nasiliła swoje złośliwe ataki. Latała po całym domu i szukała czegoś, o co może się czepnąć. Przyleciała do mnie na dół, gdy akurat prasowałam. Zrobiła awanturę o pranie, że nie mam prawa włączać pralki, że zostawiłam zapalone światło w piwnicy (co jest nieprawdą, bo ja tam nie wchodziłam)….., że po co piorę jej pościel, którą wcześniej pozwoliła mi zdjąć (niby to wylała się woda z termoforu, a to był jej mocz)…., no i jeszcze i wiele innych zarzutów. Tak mnie pognębiła, że miałam dość. Popłakałam się, powiedziałam, że „ich habe Schnautze voll”, że jak nie przestanie, to pakuje się i wyjeżdżam, a ona zostanie sama ….. Kołomyja, naprawdę jestem gotowa zerwać kontrakt i jechać do domu. Czegoś takiego jeszcze w życiu nie przeżyłam, chociaż nigdy nie było mi łatwo.
Boże, ratuj, bo się wykończę, jestem załamana, poniżona do granic wytrzymałości.......... Łączę to Panie z Twoim cierpieniem, próbuję się modlić, ale wszystko we mnie buzuje......... Jezu pomóż, Jezu ratuj.
 
Około 18.00 przyjechała Marta (mój Schutzengel) i trochę wzięła się za moją prześladowczynię. Ale przede wszystkim pomogła mi z komputerem. Po prostu zresetowała rutera i okazała się, że WLAN był zablokowany. A ja Dumkopf, nie wpadłam wcześniej na to. Sprawdziła to najpierw w stacjonarnym komputerze babki, który jest w domu, a do którego nawet nie śmiałam się dotknąć. Mój laptop jeszcze się resetował do stanu początkowego, musiałam więc poczekać, bo trwało to bardzo długo (4godz.). Jak się zaktualizował, to okazało się, że mam przywrócone połączenie, mam skypa, internet, tylko nie mam Offica, ale to ściągnę jakoś z sieci. Super,.............. ulżyło mi przynajmnniej w tym zakresie. Marta zajęła się babką, a ja mogłam połączyć się z Krzyśkiem i trochę wyżalić się mu. On jest dla mnie dużym wsparciem, dzięki możliwości częstego rozmawiania przez skype.
 
Greta została więc postawiona do pionu przez Martę i trochę się uspokoiła. Dzisiaj naprawdę przeżyłam próbę ogniową wytrzymałości psychicznej tej mojej Stelli. Po wyjściu Marty zrobiłam kolację i posiedziałam przy TV, chociaż wolałabym zabunkrować się w swoim pokoju. Mam tak dość Grety i całego dzisiejszego stresu, jestem tak wyczerpana, że najchętniej poszłabym spać. Po 22.00 (bo tylko wtedy mam czas) włączyłam na dole kompa. Jednak znowu połączenie było słabe i przerywało się. Zostawiłam to szybko i poszłam spać przed 23.00, aby wstać jutro rano i przed Gretą jeszcze raz zresetować ruter. Poza tym nie mam już dzisiaj siły na cokolwiek.
01 października 2013 15:22 / 3 osobom podoba się ten post
18.07.2013 – czwartek
 
Wstałam przed 6.00 i poszłam na górę, abym zrobić co wczoraj zaplanowałam. Po ponownym zresetowaniu rutera połączenie wróciło. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Ściągnęłam jakiegoś darmowego Offica z sieci i mogłam odpalić mój dziennik. Greta usłyszała mnie, że jestem na górze i wstała o 7.00. Myślałam, że będę miała spokój do 8.00, ale niestety. Śniadanie odbyło się bez większych opryskliwości. Powiedziałam, że chcę pojechać do kościoła na 9.30. Nie robiła mi z tego problemu, super. Cieszę się, że mogę jeździć do tego pobliskiego kościółka. Dzisiaj było tylko kilka osób. Powierzyłam te wszystkie przejścia u Grety Panu Jezusowi. Boże jak dobrze, że jesteś przy mnie, jak dobrze, że mogę się zwracać do Ciebie, że jestem w Twoim Kościele.
 
W drodze powrotnej zajechałam do Lidla i kupiłam sobie z własnych pieniędzy parę drobiazgów tj. herbatę, czekoladę, ciastka, Kirsche. Chcę czasem coś zjeść poza standardowymi posiłkami, a przecież nie będę nadużywać gościnności mojej podopiecznej. Poza tym, ja piję dużo herbaty i właśnie już się kończy. Nie będę babki prosiła o takie drobiazgi. Kupiłam też serek, bo chcę zrobić jutro naleśniki, a nie wiem jak ona to przyjmie, czy to lubi. Po powrocie do domu nie zastałam Grety. Poszła z psem na spacer. Jak wchodziłam do domu, to akurat zadzwoniła Marta i trochę porozmawiałyśmy o ostatnich trudnościach. Marta powiedziała mi, że w sobotę przyjedzie córka Anna i wnuczka, to może  trochę ogarnie sprawy matki i wspomoże mnie w moich zmaganiach opiekuńczych. Jak Greta wróciła ze spaceru i zastała mnie w domu, to oczywiście była niezadowolona, że weszłam sama. Cały czas nie ma do mnie odrobiny zaufania i traktuje mnie jak niechcianego intruza. Przykro mi jest bardzo, bo daje z siebie wszystko, a jestem cały czas przez nią dręczona i poniżana. To nie jest tylko takie moje odczucie, moja nadwrażliwość, tylko ona perfidnie i chamsko zachowuje się tak wobec mnie. Boli mnie to, ale cóż ….. tylko cierpliwość i łaska boża może mi pomoc. Odwróciłam jej uwagę czymś, aby nie zaczęła dochodzić, jak i dlaczego ja mam klucze do jej domu. Absurdalne.....
 
Zadzwoniła do niej córka Anna, która się wybiera zum Besuch w sobotę. Słyszałam, że rozmawiają o konieczności przeprowadzenia badań diagnostycznych w klinice. Greta oczywiście protestowała. Tłumaczyła, że to jej nie potrzebne, że lekarz rodzinny powiedział jej, póki pamięta jeszcze język włoski i póki może grać w chińczyka, to jest z nią wszystko w porządku. Nie wiem jak ona to robi, ale przez telefon z córkami rozmawia całkiem rzeczowo i słodziutko. Tak jakby nie było tego wszystkiego, co ja z nią przeżywam.
 
Poprosiłam ją o pozwolenie na odkurzanie domu. Jest taki syf, bo ona nie daje mi odkurzać, ze względu na jej „cenne dywany”. No ale zgodziła się. Robiłam to naprawdę delikatnie i ostrożnie. Jednak i tak latała za mną i upominała, żebym uważała. Zrzędziła, że jej dywany są warte 10 tys. euro, że wszystkie przedmioty są bezcenne, że muszę uważać na wszystko, tak jak w muzeum .... Och, ta kobieta naprawdę jest chora. Te dywany owszem są stare, ale według mnie nie są takie wartościowe. Ale cóż, nie ma co nawet zaczynać dyskusji. Z bólami, ale udało mi się odkurzyć i posprzątać mieszkanie.
 
Następnie obiad: leczo z warzywami i resztą mięsa z wczorajszego obiadu, podsmażane ziemniaczki i makaron (do wyboru), sałatka. Oczywiście jeszcze robię codziennie jakiś Nachtisch z owoców, lodów i śmietanki. Dzisiaj obiad jej bardzo smakował. 
 
Po obiedzie połączyłam się z Krzyśkiem i trochę popisałam dziennika. Do Grety miał przyjść fizjoterapeuta, ale bez odwołania nie zjawił się. Gdy wyszłam na górę po 2 godz. przyszła sąsiadka. Wypiłam przy nich kawę i zostawiłam je same, aby coś nadrobić sobie we własnych sprawach. Gospodynie domowe z sąsiedztwa mają tu taki zwyczaj, że w porze poobiedniej około 15.00 odwiedzają się i popijają kawę lub sekta. Tak się zastanawiam, czy Greta nie jest uzależniona od alkoholu. Jeśli nawet nikt nie przychodzi, to ona sama pije sobie chociaż jedną buteleczkę oraz do kolacji i wieczornego oglądania TV też wybija codziennie 2 – 3 lampki wina.
 
Po wyjściu sąsiadki moja pani chciała grać w chińczyka. Zagrałyśmy dwa razy. Przy tej grze widziałam, jak pogarsza jej się świadomość. Robiła błędy, motała się i miała jakieś zaćmienia. Wpadła do nas Marta na kilka minut sprawdzić, jak sobie dzisiaj radzę z Gretą. No i prosiłam ją, aby wpadła, bo kończą się rozłożone leki, a przecież ona nie pozwoli mi samej tego uzupełnić. Marta jechała do Lidla i oferowała się, że zrobi też dla nas małe zakupy.
 
Po jej wyjściu Marty, Greta znowu zachciało się grać w chińczyka – 2 razy. Ale widzę jak się mota. Myślę, że po dzisiejszej rozmowie z Anną, tak panicznie próbuje ćwiczyć cMensch aergere dich nicht, żeby pokazać, że nie potrzeba jej żadnych badań w klinice. Z tego co wiem, to lekarz domowy nie wypisze jej innych leków, które mogłyby wpłynąć na jej wyciszenie, dopóki nie będzie przeprowadzona procedura badań neurologicznych.
 
Następnie kolacja. Greta poprosiła mnie, abym wlała jej wina. Podczas jedzenia potrąciła kieliszek i wylała wino na siebie i stół. Pośpieszyłam jej z pomocą, bo ona bała się o swoje spodnie, że plam się nie będzie można odprać. Szybko się przebrała z moją pomocą. Zalane ubranie namoczyłam z odplamiaczem. Potem wstawiłam pralkę z jej rzeczami. Po tej akcji Greta bardzo mi dziękowała, że jej pomogłam. Obserwując ją podczas gry w chińczyka i kolacji, zaobserwowałam jak ta demencja działa. To są takie jakby ataki. Raz jest lepiej, a raz jest zupełnie niekontaktowa i nielogiczna. Dzisiaj od rozmowy telefonicznej z córką starała się być dla mnie dobra. Powiedziała nawet szczerze „ach przykro mi, że tak daję ci się we znaki”. Wydaje mi się, że przestraszyła się tego, że oddadzą ją do szpitala i Heimu. W chwilach pozytywnych i przebłysku jej „serdeczności” staram się też okazać jej życzliwość. Widzę, że lubi być przytulana. Dzisiaj dokładnie widziałam jak się borykała ze swoją chorobą. Zrobiło mi się jej żal i przytuliłam ją.
 
Potem jeszcze obowiązkowo film po 20.00. Już na to oglądanie TV wewnętrznie się zgodziłam. Greta jest wtedy spokojna i najczęściej drzemie. Po filmie przygotowałyśmy się do spania i uprzejmie mnie pożegnała na noc, a nawet zapytała czy czegoś mi nie potrzeba. No niebywałe. Po raz pierwszy niejako wykazała zainteresowanie moimi potrzebami. Oj widzę, że naprawdę się boi.
Po rozstaniu się z Gretą jak zwykle włączyłam skypa i gadałam z Krzyśkiem dość długo oraz śmigałam po necie. Dzisiaj znowu idę późno spać, 2 w nocy.
 
Jeszcze przed zaśnięciem odebrałam maila od córki Koni:
Liebe Zofia,
meine Schwester  Dora hat nun eine Inkontinenz-Unterlage gekauft. Ich hoffe, dass meine Mutter vorerst nicht nochmal so ein Malheur hatte.
Mein Mann und ich fahren von Freitag bis Sonntag auf einen Weltkongress zur Förderung der Natur.
Am Dienstag den 23.7. werde ich so um 16 Uhr kommen und um 17.15 Uhr mit meiner Mutter nach Wurzburg  zu einem Treffen ihrer ehemaligen ………… Gruppe fahren, so dass Sie dann einige erholsame Stunden haben werden.
Schön, dass Sie sich jetzt morgens immer mal ein wenig Zeit für sich nehmen können.
Leider ist noch kein Platz frei für die Untersuchungen in der Klinik.
Liebe Grüße, Koni
 
Liebe Zofia,
eben habe ich erfahren, wie furchtbar schwer Sie es besonders auch gestern hatten. Ich bin Ihnen so dankbar, dass Sie so durchhalten. Ganz herzlichen Dank!
Liebe Grüße, Koni
 
Ja jej odpisałam:
Och ja, taetsechlich, aber heute war es schon besser. Ihre Mutter hat so was wie Anfaele der Krankheit. Ich habe schon welche Beobachtungen gemacht. Heute nach dem Gesprech mit Anna versuchte sie wirklich den ganzen Tag freundlicher zu mir sein. Sie hatte auch irgedwie so Angst vor eventuellem Untersuchung in der Krankenhaus. Heute Nachmittag wollte sie paar Mal spielen "Mensch aegere dich nicht". Sie kann fuer kurtze Zeit ganz klar sprechen und net zusein, aber ploetzlich ist sie wieder in Ihrer Wahn.
Besonders am Telefon spricht sie gut, klar und freundlich, als ob sie keine beschwerde hat, dann sofort ist sie ganz anderes.
Ich glaube sie sollte untersucht vom Specjallisten sein fuer Ihrer Gesundheit.
01 października 2013 15:55 / 5 osobom podoba się ten post
Od tego dnia zaczęłam kontaktować sie mailowo z bliskimi Grety, gdyż miałam utrudnioną łączność telefoniczną, ze względu na manię mojej podopiecznej. Ona ciągle nosiła którąś ze słuchawek tel. i swój notesik z numerami telefonu. Ciągle wydzwaniała i gdy zobaczyła mnie z telefonem, to zaraz wpadała w złość, że jej blokuję linię. Ponadto kontrolowa moje kontakty z jej bliskimi.
 
Wszystkie maile też w swoim dzienniku zamieściłam. Dla tych, którzy nie znają niemieckiego lub niewystarczająco rozumieją, będę w przybliżeniu pisała co w tej korespondencji jest. Pisałam maile całkowicie spontanicznie, nie korzystając ze słownika i nie wnikając drobne błedy stylistyczno - językowe. Niemniej rodzina była zachwycona z tego sposobu informowania ich, co u nas sie dzieje i w pełni mnie rozumieli.   
 
Mail od córki Koni:
Kochana Zofio, Moja siostra Dora kupiła podkłady do łóżka potrzebne przy inkotynencji. Ja będę z mężem od piątku do niedzieli na międzynarodowej konferenji....We wtorek 23.7 przyjadę do was ok.15.00 i zabiorę mamę o 17.15 na spotkanie byłych przyjaciół związku.... w Wurzburgu. Ty będziesz miała parę godzin wytchnienia w tym czasie. Dobrze, że możesz sobie wygospodarować trochę czasu rano (?). Niestety na razie nie ma miejsca w klinice na umieszczenie mamy w celu przeprowadzenia badań. Pozdrawiam, Koni
 
Liebe Zofia, właśnie dowiedziałam sie , jak miałaś wczoraj strasznie ciężko. Jestem Ci wdzięczna, że wytrzymałaś. Serdeczne pozdrowienia...
 
Ja jej odpisałam:
Tak, rzeczywiście, ale dzisiaj było już lepiej. Twoja matka ma tak  jakby ataki choroby. Ja już poczyniłam pewne obserwacje. dzisiaj po rozmowie z Anną próbowała być dla mnie naprawdę miła. Myślę, że ona przestraszyła się ewentualności poddania się badaniom w klinice. Po południu chciała kilka razy  grać w chińczyka. Ona jest czasmi na krótko miła i logiczna, ale zaraz potem wpada w urojenia. Szczególnie przez telefon potrafi fajnie rozmawiać, ale po odłożeniu słuchawki zaraz jest zupełnie inna. Uważam, że naprawdę powinna byc poddana tym badaniom przez specjalistów ze względu na jej zdrowie.
02 października 2013 16:13 / 5 osobom podoba się ten post
19.07.2013 – piątek   Dzisiaj moja pani była dość grzeczna. Miała tylko małe złości i odloty logiczności. Jednak cały czas muszę być w gotowości, bo jej ataki mogą pojawić się w każdym momencie. Przed obiadem umyłam pozostałe okna na górze, gdyż naprawdę były strasznie brudne. Oczywiście trochę było nerwowych przejść z Gretą, bo na parapecie dużego okna miała kilkanaście doniczek z kwiatami, o które strasznie histeryzowała. Te kwiaty niestety są w marnym stanie. Są to kaktusy i orchidee, ale raczej w fazie umierania. Wiadomo, że Greta nie jest w stanie ich odpowiednio pielęgnować, a też ja, czy wcześniejsze opiekunki nie mażemy się do nich dotykać. Po powrotnym, wspólnym ustawieniu kwiatków była bardzo zadowolona z tego, że umyłam okna. Nawet serdecznie i szczerze mi podziękowała za to.  
 
Dzisiaj jest bardzo upalny dzień i widzę że moja podopieczna też to źle znosi. Z rana miała wysokie ciśnienie. Widziałam też, że jest osłabiona i ma zachwiania równowagi. Ja też męczę się tym upałem, cały czas strasznie się pocę.  
 
Na obiad zrobiłam naleśniki z qurkiem i sosem truskawkowym oraz podgrzałam to, co zostało z wczorajszego dnia. Bałam się, że Greta będzie narzekała na naleśniki. Tak też było. Zjadła wczorajszy obiad, a potem jednego naleśnika. Oczywiście skrytykowała go, że jest za mało knusprich. Ale co tam, najważniejsze, że najadła się. Mnie naleśniki smakowały wyjątkowo.  
 
W przerwie poobiedniej porozmawiałam sobie z Krzyśkiem, bo on niestety w tym tygodniu nie ma pracy i był w domu. Cieszę się, że mój mąż daje sobie radę. Jestem nawet zaskoczona, że jest tak dzielny. Dobrze, że możemy kontaktować się przez skypa, to rozłąka jest trochę łagodniejsza. Mam nadzieję, że tak będzie trzymał do mojego powrotu. Dzisiaj uświadomiłam sobie, że też brakuje mi jego fizycznej bliskości.  
 
Całe popołudnie i wieczór plątałam się po domu towarzysząc mojej podopiecznej. Zrobiłam małe prasowanie a potem siedziałyśmy w ogrodzie, grałyśmy w chińczyka, czytałyśmy. Dzisiaj nigdzie nie wychodziłyśmy, nawet na spacer z psem, ponieważ Greta jest słaba. Na kolację ja zjadłam pozostałe naleśniki, a moja podopieczna to, co zawsze.  
 
Następnie wieczorne oglądanie TV. Źle się czułam, byłam zmęczona, trochę bolała mnie głowa i tak najchętniej to poszłabym sobie na dół odpoczywać. Ale niestety muszę towarzyszyć Grecie. Dzisiaj zaobserwowałam, że ma odlot logiczności przy szukaniu odpowiedniego filmu. Chyba z godzinę przerzucała gazetę z programem i gadała od rzeczy. W końcu włączyła taki nudny film, jak flaki z oleju. Trochę oglądałam, trochę drzemałam, gyż dla mnie to był absurdalny program. Nie próbowałam jednak zmienić jej wyboru, bo mogłoby to sprowokować nasilenie zaburzeń rozumowych.  
 
Po filmie przygotowałam Grecie do spania to, co należy i pokojowo pożegnałam się na noc. Za jakieś pół godziny usłyszałam jednak, że gramoli się do mnie po schodach. Wpadła w amok poszukiwania ładowarki do szczoteczki do zębów. Ciskała się, że jej to zabrałam, że zepsułam i wyrzuciłam.... Przyszła do mnie, gdyż sądzi że napewno ją tu znajdzie….. Spokojnie chodziłam z nią i szukałam tego, chociaż nie wiedziałam jak wygląda i jednocześnie spokojnie jej tłumaczyłam, że na pewno to znajdziemy. Po kilkunastu minutach znalazłam ładowarkę w innym pokoju, gdzie sama to zaniosła i podłączyła do gniazdka. Udało mi się ją udobruchać i położyć spać. Z szukaniem wszystkich jej rzeczy to w ogóle normalność. Cały dzień muszę szukać jej podręcznych rzeczy, które zostawia byle gdzie i za chwilę poszukuje. Są to najczęściej telefon, notes z numerami telefonów, okulary itp.  
 
Pogadałam sobie jeszcze z Krzyśkiem, a potem zadzwoniłam do Danusi. Mogę dzwonić do Polski na stacjonarne numery, ale niestety w ciągu dnia jest to niemożliwe, ze względu na obsesje telefoniczne mojej podopiecznej. Tak więc w zasadzie prawie nie korzystam z tej możliwości.
03 października 2013 13:14 / 4 osobom podoba się ten post
20.07.2013 – sobota
 
Wstałam pół godziny po zadzwonieniu budzika. Cierpię tu na deficyt snu, bo mam dla siebie, tylko nocki, więc póki nie padam ze zmęczenia, to siedzę przy laptopie. Jest tyle ważnych i interesujących mnie rzeczy, że szkoda mi je zostawiać. Przede wszystkim wieczorne rozmowy z Krzyśkiem przez skypa, mój dziennik, czytanie oraz internet.
Rano spokojnie z moją Gretą. Dzisiaj ma przyjechać córka Anna, więc jest już pozytywnie podniecona tą perspektywą. Po śniadaniu trochę posprzątałam. Ogarnęłam jej łazienkę i wyrzuciłam parę rzeczy do prania. Greta niechętnie oddaje coś do prania, a z powodu jej inkontynencji jest to konieczne. Muszę więc często zawijać ubranie, pościel, czy ręczniki ukradkiem. Jak obejrzałam jej ciemny szlafrok z bliska, to niedobrze mi się zrobiło……..
 
Zbliżało się południe, a córki nie było. Miałam już przygotowane menu do obiadu, w którym uwzględniłam Besucher. O 12.00 zaczęłam gotować i oczekiwana rodzinka przyjechała – córka Anna i wnuczka Klara. Przywitałyśmy się i zamieniłyśmy kilka grzecznościowych zdań. Zaproponowałam, aby zajęły się matką, a ja przygotuję obiad, na co chętnie przystały. Poszły z babcią do ogrodu, a ja spokojnie zajęłam się gotowaniem. Później rozmawiałam z Anną o tym, jak jej matka się czuje, jak zachowuje na co dzień, jak jest mi ciężko z nią i jak sobie radzę. Każda z trzech córek jest zupełnie inna. Anna jest fizycznie podobna do matki z adekwatnego okresu życia (zdjęcia). Jest osobą spokojną, zrównoważoną, nie jest zarozumiała, ale i też nie wylewna. Opowiedziała mi co nieco o sytuacji matki według ich starań. Na obiad zrobiłam mielone kotlety, sos, ziemniaki i kalafior. Mam nadzieję, że im smakował. 
 
Po obiedzie panie Arkaz pojechały na zakupy, na które przygotowałam listę. A ja miałam wolne. Mogę wreszcie trochę odetchnąć po tych ostatnich trudnych dniach. Dzisiaj był też duży upał i początkowo pomyślałam, aby odpuścić sobie jazdę rowerem. Jednak po przemyśleniu zmieniłam zdanie. Szybciutko się ogarnęłam i dałam nogę podczas nieobecności gospodarzy, aby odizolować się od tego domu. Pojechałam najpierw do Marty w sprawie napompowania powietrza w rowerze. Przy okazji zauważyłam, że śruba mocująca piastę pedałów odkręca się i cały mechanizm buja się. To dlatego spada mi łańcuch. Ten rower jest marny i ciężki do jazdy, szczególnie po tym pagórkowatym terenie. Pogadałam z Martą o mojej podopiecznej i jej córkach. Co nieco wyjaśniła mi układy i zależności jakie panują w tej rodzinie.
 
Na przejażdżkę wybrałam się leśną drogą w kierunku Allstein. Jest to ogromny las, ale drogi rowerowe są dobre. Jechało mi się nieźle. Z górki się rozpędzałam i łatwo podjeżdżałam pod następną górkę. Niemniej ścieżka prowadziła lekko w dół. Po paru kilometrach dojechałam do autostrady za którą rozciągało się miasteczko. Z tego punktu pooglądałam panoramę całej doliny, odpoczęłam trochę, ale do miasta już nie wjeżdżałam. Miałam tylko 2 godz. do Mszy św. w Enden, więc musiałam wracać. W drodze powrotnej było mi o wiele ciężej jechać rowerem, bardzo się umordowałam. Pod górki szłam pieszo. Ten rower po prostu nie nadaje się na górzyste trasy. Łańcuch spadał mi parę razy.
 
Jak wróciłam do domu, to zastałam rodzinkę przy rozkładaniu leków. Anna zapytała mnie czy sama zatankuję samochód, czy ona ma to zrobić. Poprosiłam ją, żeby to załatwiła, nie będę musiała się z babką borykać w tej sprawie.
 
Wykąpałam się i pojechałam do kościoła. Bardzo mi brakuje duchowości i gorliwości polskiej wiary. Tu przychodzi kilka osób, ale nawet ławki nie są zapełnione. Widzę u tych ludzi totalną pustkę duchową. Przed i po mszy rozmawiają w kościele, jakby byli w kawiarni. Prawie wszyscy przyjmują komunię na rękę. W ogóle nie czuję tu Ducha Bożego. Ale cóż dobrze, że chociaż te dwa razy w tygodniu tu się odprawia i mogę tu przyjeżdżać.
 
Po powrocie z kościoła mogłam sobie posiedzieć jeszcze długo w swoim pokoju, bo Anna pojechała dopiero o 21.30. W sumie już ze mną więcej nie rozmawiała. Jest jakaś taka powściągliwa. No ale matką dobrze się zajmowała i widziałam jej ogromne zatroskanie. Nie wiem co tak naprawdę sobie myśli o mnie, ale w sumie nie jest to dla mnie ważne. Ja robię co mogę. Nie mam bynajmniej sobie nic do zarzucenia. To, że uskarżam się na ich matkę, to chyba wszyscy rozumieją. Jakoś muszę wytrzymać te kilka tygodni i na pewno tu już nigdy nie przyjadę. To, co ta kobieta wyprawia i jak mnie traktuje jest naprawdę ekstremalnie podłe i poniżające. Nie wszystko można tłumaczyć chorobą, bo widzę, że mimo demencji ma też logiczne fazy i wtedy też jest wyrafinowana i cyniczna. Nigdy nie słyszałam od niej dobrego słowa i tego aby mówiła o mnie dobrze do innych. Tyle co ja się staram, tyle dobrego dla niej czynię, mimo jej opryskliwości, a nawet chamstwa. Jest mi smutno i przykro. Słyszę czasami przez telefon krytykę i wiele nieprawdziwych pomówień. Bardzo przykre to jest.....
 
Gdy Anna pojechała to tylko kilka minut zakręciłam się koło Grety i udałyśmy się na nocny odpoczynek. Posiedziałam sobie do 23.30 i dłużej nie miałam już siły. Źle spałam, często się budziłam, jestem bardzo zmęczona.
04 października 2013 12:50 / 4 osobom podoba się ten post
21.07.2013 – niedziela
 
No cóż, niedzielę to ja miałam wczoraj. Dzisiaj nie mogę być w kościele. Wstałam o 8.00, Grety nie jeszcze było słychać. Po jakimś czasie wyszła ubrana, powiedziała, że nie śpi od 1,5 godz. i od razu zaczęła zrzędzić w swoim stylu. Dzisiaj jestem skazana na całodzienne jej towarzystwo.... ciężko, ale cóż, taka to praca opiekunki 24h. Czar wczorajszego dnia prysł bezpowrotnie.
 
Zjadłyśmy śniadanie w udawanym spokoju. Jestem raczej smutna i przygnębiona, bo przy niej trudno wykrzesać z siebie odrobinę radości. To wszystko jest naprawdę nienormalne i wbrew mojej osobowości, ale cóż ja tego nie zmienię i nie ma sensu wysilać się o naprawę, gdyż jest to z góry przegrana sprawa. Muszę tylko dobrze się kontrolować, aby ta kobieta całkowicie mnie nie zniszczyła. Jej toksyczność jest porażająca i myślę, że nie wynika to tylko z jej choroby. Przez ten ciągły stres, jakoś blokuję się nawet na mówienie po niemiecku. Greta cały czas punktuje moją wymowę, udaje że mnie nie rozumie (dziwne, tylko ona), więc przestałam się wysilać i ograniczam konwersację z nią do minimum. Przy takiej osobie, to z mówieniem w obcym języku można raczej uwstecznić się, a nie rozwijać.
 
Słyszałam jej rozmowę z Dorą przez telefon. Rozmawiały o tym, że powinna poddać się badaniom specjalistycznym w klinice w systemie kilkudniowego, codziennego pobytu w szpitalu. Słyszałam, jak kategorycznie sprzeciwiała się temu. Tłumaczy się, że nie jest z nią źle, że to opiekunki są do niczego. Myliła fakty, osoby i zaprzeczała, że z nią cokolwiek w zakresie neurologicznym jest źle, że jedynie jej stan fizyczny jest dla niej udręką, a nie ma żadnych podstaw do podejrzewania zaburzeń rozumowych. Wszystko cokolwiek jest nie tak, czy jej nerwowość, według niej jest moją winą, bo nie zachowuję się tak, jak ona chce, nie rozmawiam z nią itd…... błędne koło. Myślę, że naprawdę muszę nabrać powietrza w płuca i przeczekać ten czas. Nic nie jestem w stanie zrobić dla tej kobiety. Ona poza swoją perfidią jest zakłamaną i egoistyczną aktorką. Każdego bez skrupułów poniży i oczerni. Nie ma ani krzty dobrych chęci i pozytywnych odniesień do innych. Świat powinien kręcić się wokół niej, a tu niestety kończy się wszystko, przyszła starość ostatniej fazy, zdrowie siadło i nie ma perspektywy poprawy. Ona taka samodzielna, niezależna, trzęsąca wszystkimi w rodzinie nagle pozostała sama, bezradna i uzależniona od pomocy innych – obcych osób z Polski. Widzę, że to jest jej największy problem. Dzieci i wnuczki są, ale wiadomo, że umykają jak mogą z pola zasięgu toksycznej babci. Organizują tylko to, cokonieczne i chcieliby mieć z nią spokój. Wcale im się nie dziwię.
 
Przed południem poszłyśmy na dłuższy spacer po osiedlu. Widziałam, że dzisiaj nawet nieźle poruszała się. Chyba ta rozmowa z Dorą o konieczności szpitala motywuje ją do zaprzestania nadmiernego rozczulania się nad sobą. Dla mnie też stara się być „miła”. Potem posiedziałyśmy trochę w ogrodzie, bo jest jeszcze sporo czasu do obiadu. Na obiad zrobiłam puree, wczorajsze kotlety i sałatkę. Wszystko jej smakowało??? … ha, ha.
 
Bardzo lubię 2-godzinny czas po obiedzie. Druga godzina pauzy jest już zawsze pod nerwowym obstrzałem mojej pani. Nie wychodzę jednak wcześniej do niej, chociaż słyszę jej gderanie. Muszę trochę odetchnąć od niej. bo inaczej zwariuję. Słyszałam, jak przyszła jej znajoma na poobiedniego sekta, więc zatrzymałam się dłużej w swoim apartamencie. Potem przyjechała jeszcze Marta, więc wyszłam do nich, co Greta odpowiednio skomentowała. Przy Marcie podjęłam spokojną rozmowę i szło mi to bardzo dobrze. Moje trudności we właściwym mówieniu po niemiecku są związane z prześladowczym traktowaniem mnie przez Gretę. Muszę się naprawdę obwarować w pancerz obojętności, aby nie dać się zwariować.
 
Boże, z jednej strony zdaję sobie sprawę, widzę jej chorobę i słabość, z drugiej strony ta kobieta doprowadza mnie do tego, że nie jestem w stanie o niej pozytywnie myśleć i okazywać jej serce ponad jej Frechheit. Jest to dla mnie trudne, bo ja tak nie chcę. Ja chciałabym ją traktować serdecznie, a nawet z miłością. Ona jednak cały czas to niszczy, poprzez notoryczne złośliwości, fukania i przykre odnoszenie się do mnie. Panie proszę daj mi siłę na to wszystko. Bez Twojej łaski nie jestem w stanie tego wytrzymać i być ponad jej podłość.
 
Po jakiejś godzinie zapytałam czy mogę na trochę opuścic towarzystwo. Poszłam sobie na dół do siebie. Gdy Marta wychodziła, Greta fuknęła, że znowu siedzę na dole. Marta zwróciła jej uwagę, że ja się grzecznie zapytałam i że mam prawo do tego, jeśli ona ma inne osoby wokół siebie.
 
Wyszłam na górę, pokręciłam się po domu, zrobiłam kolację i siedzę sobie w ogrodzie z laptopem. W końcu to niedziela. Jeszcze czeka mnie obowiązkowe oglądanie TV z Gretą i ułożenie jej do spania. No i 3 tygodnie z głowy. Och, a jeszcze tyle przede mną, aż strach pomyśleć. Do końca sierpnia tak daleko......
Och sorry, tak po całym dniu nazbierało mi się goryczy, że musiałam  wylać to na klawiaturę. Dopadła mnie dzisiaj ostra chandra.