Opowieści wigilijne

24 listopada 2014 14:31 / 7 osobom podoba się ten post
kasia63

Poczytałam od początku-prawie rok minął i co się stało z Esmeraldą ,daaaaaaawno jej nie było na forum....

Opowieści wigilijne.....każdy ma jakąś opowieść w zanadrzu,nadająca się nie tylko tutaj.Mam propozycję:piszcie opowieści wigilijne typy -dziwne,wesołe,smutne czy śmieszne wydarzenia z tego dnia.
Ja pamiętam wielkie lanie jakie dostałyśmy z siostrą!Byłysmy z mamą i przyszłym ojczymem na swiątecznych wczasach w Bierutowicach.Po kolacji mama nas pogoniła na sanki,wczesnie było ale juz ciemnawo.Koło osrodka taka sobie góreczka była nieduza-zjeżdżało sie prosto na ulicę ,ale tego dnia prawie nic nie jeździło....To poszłysmy/ja miałąm 14 lat siostra 11/zjeżdżałysmy sobie ile wlezie na te ulicę aż za któryms razem mało co ciężarówka nas nie przejechała...kierowca nas złapał obie i do ośrodka zaprowadził,nie uciekałyśmy chyba bo się wystraszyłysmy:) Jak on sie zdenerwowal to sobie dopiero teraz potrafie wyobrazić.Mama nas do pokoju zaprowadziła i takie wciry w te Wigilie dała ,że dupsko piekło ze 2 dni....Przyszły ojczym nas bronił ale mama sie wściekła bo nie byłysmy przecież malutkie dzieci....I taka to bolesna Wigilia była:)

Dzisiaj gdyby takie urwisowate dziewczynki dostału wciry, to zaraz by się odezwały wszystkie organizacje, fundacje i co tam jeszcze na podorędziu. Oczywiście w obronie udręczonych dzieci. 
24 listopada 2014 14:35
Mycha

Dzisiaj gdyby takie urwisowate dziewczynki dostału wciry, to zaraz by się odezwały wszystkie organizacje, fundacje i co tam jeszcze na podorędziu. Oczywiście w obronie udręczonych dzieci. 

No i dobrze,bo ktoś musi potem zabierac te telefony komorkowe i pieniadze wymuszać na dzieciach:((((
24 listopada 2014 16:05 / 12 osobom podoba się ten post
Mam taką opowieść,ktora na zawsze zapadnie w mojej pamięci. W1983 roku urodzilam moją najstarszą i jak to wtedy było w zwyczaju ,po cesarce leżało się 2tyg. 22 grudnia odebrali nas ze szpitala,ja wypoczęta i chętna urządzić niezapomniane święta ,zajechałam z pompą pod dach moich rodziców. Zima była wiecie taka prawdziwa,tunele na podwórku i śniegu do pasa. Mama w ten dzień obchodziła imieniny,tata przytargał choinkę z lasu ,a taką ze 2,5 metra.Świnka co to oddała ducha jakieś 14 dni wcześniej ,zabejcowana czekała na przeróbkę,podłogi wypastowane,bimber wygotowany,pocztówki wysłane. Tylko patrzeć ,kiedy goście przyjadą i święta.24 od rana razem z mamą jak zawsze do garów, ojciec z sąsiadem wędzi szynki,i co się da. Matulka co rusz kontroluje ,czy zapas bimbrozji nie naruszony,choć tatko się oburza i mowi ''przecież to nie tłuste''czego kobieto się czepiasz.Po 17 siadamy do stołu,sypnęło tęgo śniegiem,więc nie mamy złudzeń,pewnie dalsza rodzina nie dojedzie.Zdążyliśmy się połamać opłatkiem,nalałam zupę na talerze i jak nie huknie, łup zgasło światło i pali się tylko jedna świeczka na stole,ojciec się zerwał i w garniturze leci do ogrodu, my do okien,nic nie widać,zawieja i ciemno choć oko wykol. Ojciec wraca łapie za siekierę i ryczy, dzwoń po pogotowie i milicje wypadek, jakiś samochód leży w ogrodzie. O matko i córko,nogi mi się ugięły,choć już kiedyś tak było,mieszkaliśmy na samym zakręcie i zdażało się że ludziska wlatywały do rowu,ale żeby do ogrodu?Tata próbował otworzyć drzwi,ale zakopali się prawie po dach,słyszałam płacz dzieci i wołanie o ratunek,myślałam że oszaleję.Przybiegli sąsiedzi i udało się wydostać całą rodzinkę, nikomu nic się nie stało,było trochę krwi z zadrapań i kilka guzów.Jechali do rodziny do Tomaszowa i wpadli w poślizg. Oczywiści zostali u nas na wigili, przyszli sąsiedzi,każdy ze świeczką i wałówką dla poszkodowanych,kiedy opadły emocje wszyscy kolędowali, potem ja zostałam z dzieciakami ,a kto żyw saniami na pasterkę do kościoła.Wszystko się dobrze skończyło,choć słup ''drewniany'' w który puknęli i zerwali linie spowodował,że prądu nie mieliśmy 2 tyg,ale to były inne czasy. Była studnia ,paliło się w piecu,pracowało się póki widno, a potem się wspólnie siedziało i słuchało po raz setny cudownych opowieści, które za każdym razem brzmiały inaczej.Również tę historię zawsze muszę opowiedzieć w czasie świąt i jeszcze nie usłyszałam ''mamo już to opowiadałaś''  Świąteczny czas to ''magia'' wtedy wszystko jest smaczniejsze,piękniejsze i niesamowite.
24 listopada 2014 16:15 / 6 osobom podoba się ten post
Jeszcze mi się przypomniało jak moja prababcia raz w roku w Wigilię właśnie "upijała" się 3 kieliszeczkami alkoholu.Po kolacji zawsze costam na stół wjeżdżało i prababcia niby sie wzbraniała ,ale po chwili-"naaaaa,dajta na jedna nóżkę"i chlup sobie podsypiała na fotelu......za jakiś czas,"naaaaa,juz wypili?a ja???dajta na drugą nózkę!"i znów chlup-po całym od razu-taki specjalnie dla niej malutki kieliszeczek i z powrotem podypia w fotelu.Przys tole gadki jak to przy stole a nagle prabacia jak nie krzyknie-"aaaaaaa,myślita,że ja nie słyszę!!wszystko słyszę ,to co chce słyszeć-dajta no na 3 nóżke i starczy na ten rok!!!"Pochodziła ze wschodu i takim niby lwowskim akcentem mówiła,mi sie tez zdarza czasem dla zabawy:)
24 listopada 2014 16:27 / 3 osobom podoba się ten post
A jam też miłe wspomnienia ze świąt..zawsze sprawdzaliśmy,czy zwierzęta mówią ludzkim głosem w wigilię,ale jakoś tego nie udało sprawdzić...
24 listopada 2014 16:55 / 1 osobie podoba się ten post
A ja sie balam (jako dzieciak) sprawdzac czy zwierzeta mowia ludzkim glosem,ktos mi opowiedzial historie ze ten kto uslyszy mowe zwierzat ten nie doczeka Bozego Narodzenia
24 listopada 2014 18:09 / 1 osobie podoba się ten post
mleczko47

No i dobrze,bo ktoś musi potem zabierac te telefony komorkowe i pieniadze wymuszać na dzieciach:((((

Hehehe, no racje masz, niestety ;-///
24 listopada 2014 18:15 / 4 osobom podoba się ten post
skarbek

A jam też miłe wspomnienia ze świąt..zawsze sprawdzaliśmy,czy zwierzęta mówią ludzkim głosem w wigilię,ale jakoś tego nie udało sprawdzić...

Wszystko przed Nami Skarbie,we mnie zostało jeszcze trochę dziecka, choć sądzę ,że prędzej nauczę się dobrze niemieckiego ,niż tu obecny kocur Karlos przemówi po ludzku .
24 listopada 2014 18:29 / 10 osobom podoba się ten post
Moja powieść wigilijna -15 lat temu zrobiłyśmy sobie z moją mamą wcześniejszą wigilię -byłyśmy tylko we dwie , zostałyśmy potem zaproszone przez krewnych - idąc drogą zobaczyłam człowieka ,całego błyszczącego jak choinka z ozdobami-sadziłam w pierwszym momencie ,że wcześniej sobie zaczął facet obchodzić Nowy Rok,zataczał się ,szedł bardzo powoli niepewnym krokiem ,pomyślałam sobie -pijany czy nie pijany -dziś wigilia ,nawet pijakowi pomogę wrócić do domu. Podbiegłam i zrobiłam wielkie oczy ze zdumienia -przede mną stał cały w lodzie ,ledwo żywy człowiek,który bełkotal ,nie mogłam nic zrozumieć . Twarz była cała oblodzona i cale ubranie. Zaprowadziłam szybko jego do domu ciotki( około 10m)i udzieliłam pierwszej pomocy plus telefon do szpitala i na polcję. Nie wyczuła żadnego zapachu alkoholu -jedyne co zrozumiałam ,ze go napadnięto i wrzucono do rzeki .Ostatkiem sił wydostał się na brzeg a było to 30 m od rzeczki. Cała sprawa była później była opisywana w TV ,policjant powiedział ,że jeszcze 10 minut a by ten człowiek zmarł z wyziębienia.Nigdy mi ten człowiek nie podziękował. ale Ja nigdy tego nie potrzebowałam -ot taki dobry uczynek w Wigilię.
24 listopada 2014 18:45 / 16 osobom podoba się ten post
Najpiekniejsze moje wspomnienia wigiline to z okresu dziecinstwa ,mieszkajac wtedy na slasku tluklismy sie pociagiem 300 km aby tylko dojechac do starachowic do moich dziadkow na swieta,w stanie wojennym to jechalismy z przepustka inaczej sie nie dalo,Ale nie o tych wigiliach chce napisac,mam jedna takowa ktora utkwila mi w pamieci choc chcialabym o niej zapomniec,
Byla to pierwsza wigilia po rozstaniu z moim mezem,mieszkalam w malym drewniamym domku ,dwuizbowym z kuchnia i prowizoryczna lazienka,z piecem w kuchni i pokojach,zima dopisala tegoz roku,mroznie-sniegu napadalo,wiec wstalam juz raniusko aby napilac w piecach by dzieciaczkom bylo cieplutko syn 7 lat corka 6 lat,potem sniadanko,razem z dziecmi nasilismy wegla i drzewa na zapas i powulku szykowalam nasza wspolna wigilie,pierwsz zupelnie we trojke,gdyz moja mama wyjechala na swieta do mojej siostry ktora wlasnie urodzila aby jej pomoc.miesiacami scibolilam grosiki,aby te swieta byly w miare ,,bogate,,w roznorodnosc potraw i prezencikow dla dzieci,planowalam wigilie na 17,wiec sprezalam sie jak moglam aby zdazyc gdyz dzieci w rzecy jasna niecierpliwily sie kidy ta gwiazda z prezentami przyjdzie,stol zastawiony,tylko zupke nalac a tu dzwone-moj eks przyjechal,dzieci jak go zobaczyly z radosci piszczaly gdyz ,,tatusia,,10 miesiecy nie widzialy i nie slyszaly,wtulily sie w niego,i przekrzykiwaly w opowiesciach,moj eks oznajmij iz przyjechal zabrac dzieci na wigilie i swieta,rece zaczely mi sie trzasc,gardlem scisnelo lzy probowalam opanowac -dzieci z wyczekiwaniem patrzyly na mnie-jezu co mam zrobic....zostawilam decyzje dzieciom-pojechaly ,zostalam sama.....z przeplakana wigilia,i nawet teraz piszac lzy same cisna sie do oczu............co przezylam ....No coz odwiozl ich ,,tatus,, w pierwszy dzien swiat wieczorem gdyz plakaly ze chca wrocic do mamy ale tej wigili nie zapomne choc tak bardzo chcialabym,przepraszam,moja opowiesc nie z tych wesolych
24 listopada 2014 19:07 / 1 osobie podoba się ten post
reanata

Najpiekniejsze moje wspomnienia wigiline to z okresu dziecinstwa ,mieszkajac wtedy na slasku tluklismy sie pociagiem 300 km aby tylko dojechac do starachowic do moich dziadkow na swieta,w stanie wojennym to jechalismy z przepustka inaczej sie nie dalo,Ale nie o tych wigiliach chce napisac,mam jedna takowa ktora utkwila mi w pamieci choc chcialabym o niej zapomniec,
Byla to pierwsza wigilia po rozstaniu z moim mezem,mieszkalam w malym drewniamym domku ,dwuizbowym z kuchnia i prowizoryczna lazienka,z piecem w kuchni i pokojach,zima dopisala tegoz roku,mroznie-sniegu napadalo,wiec wstalam juz raniusko aby napilac w piecach by dzieciaczkom bylo cieplutko syn 7 lat corka 6 lat,potem sniadanko,razem z dziecmi nasilismy wegla i drzewa na zapas i powulku szykowalam nasza wspolna wigilie,pierwsz zupelnie we trojke,gdyz moja mama wyjechala na swieta do mojej siostry ktora wlasnie urodzila aby jej pomoc.miesiacami scibolilam grosiki,aby te swieta byly w miare ,,bogate,,w roznorodnosc potraw i prezencikow dla dzieci,planowalam wigilie na 17,wiec sprezalam sie jak moglam aby zdazyc gdyz dzieci w rzecy jasna niecierpliwily sie kidy ta gwiazda z prezentami przyjdzie,stol zastawiony,tylko zupke nalac a tu dzwone-moj eks przyjechal,dzieci jak go zobaczyly z radosci piszczaly gdyz ,,tatusia,,10 miesiecy nie widzialy i nie slyszaly,wtulily sie w niego,i przekrzykiwaly w opowiesciach,moj eks oznajmij iz przyjechal zabrac dzieci na wigilie i swieta,rece zaczely mi sie trzasc,gardlem scisnelo lzy probowalam opanowac -dzieci z wyczekiwaniem patrzyly na mnie-jezu co mam zrobic....zostawilam decyzje dzieciom-pojechaly ,zostalam sama.....z przeplakana wigilia,i nawet teraz piszac lzy same cisna sie do oczu............co przezylam ....No coz odwiozl ich ,,tatus,, w pierwszy dzien swiat wieczorem gdyz plakaly ze chca wrocic do mamy ale tej wigili nie zapomne choc tak bardzo chcialabym,przepraszam,moja opowiesc nie z tych wesolych

No i mnie "rozwaliłaś" tą swoją opowieścią. Wyobrażam sobie , co przeżywałaś i jak to musiałaś znieść- dla swoich dzieciaczków. Zachowałaś się jak prawdziwa matka.
24 listopada 2014 22:19 / 6 osobom podoba się ten post
To teraz ja opowiem
moze nie czas byl wigilijny ale....
Jest 13wrzesien 2002 rok zle sie poczulam ..........
Okazalo sie ze poronilam ciaze,chyba ze 3 dni polezalam w domu,w sumie db sie czulam niby zadnych komplikacji (a w sercu zaloba)u lekarza nie bylam
minely tak dwa miesiace a ja mam wymioty ,ciuchy coraz bardziej sie pokurczyly i ....postanowilam zrobic test ciazowy ,wyszedl jestem w ciazy,poszlam do lekarza (nic nie mowiac o wrzesniowym wydarzeniu balam sie ze mnie wyzwie)i potwierdzil wynik testu a a moja Marta urodzila sie w kwietniu
gdy przyjezdzala po urodzeniu polozna moja db znajoma opowiedzialam jej te historie a ona na to ze gdybym poszla wtedy do lekarza zapewne mojej marty by nie bylo,a Marta urodzila sie zdrowa i ma cos takiego ze sama nie potrafi sie soba zajac tak jakby brakowalo jej caly czas tego blizniaka
oto moja wigilijna historia
24 listopada 2014 22:37 / 2 osobom podoba się ten post
didusia

Moja powieść wigilijna -15 lat temu zrobiłyśmy sobie z moją mamą wcześniejszą wigilię -byłyśmy tylko we dwie , zostałyśmy potem zaproszone przez krewnych - idąc drogą zobaczyłam człowieka ,całego błyszczącego jak choinka z ozdobami-sadziłam w pierwszym momencie ,że wcześniej sobie zaczął facet obchodzić Nowy Rok,zataczał się ,szedł bardzo powoli niepewnym krokiem ,pomyślałam sobie -pijany czy nie pijany -dziś wigilia ,nawet pijakowi pomogę wrócić do domu. Podbiegłam i zrobiłam wielkie oczy ze zdumienia -przede mną stał cały w lodzie ,ledwo żywy człowiek,który bełkotal ,nie mogłam nic zrozumieć . Twarz była cała oblodzona i cale ubranie. Zaprowadziłam szybko jego do domu ciotki( około 10m)i udzieliłam pierwszej pomocy plus telefon do szpitala i na polcję. Nie wyczuła żadnego zapachu alkoholu -jedyne co zrozumiałam ,ze go napadnięto i wrzucono do rzeki .Ostatkiem sił wydostał się na brzeg a było to 30 m od rzeczki. Cała sprawa była później była opisywana w TV ,policjant powiedział ,że jeszcze 10 minut a by ten człowiek zmarł z wyziębienia.Nigdy mi ten człowiek nie podziękował. ale Ja nigdy tego nie potrzebowałam -ot taki dobry uczynek w Wigilię.

Ot taki dobry uczynek? Boże toż Ty życie człowiekowi uratowałaś....
25 listopada 2014 09:40 / 2 osobom podoba się ten post
reanata

Najpiekniejsze moje wspomnienia wigiline to z okresu dziecinstwa ,mieszkajac wtedy na slasku tluklismy sie pociagiem 300 km aby tylko dojechac do starachowic do moich dziadkow na swieta,w stanie wojennym to jechalismy z przepustka inaczej sie nie dalo,Ale nie o tych wigiliach chce napisac,mam jedna takowa ktora utkwila mi w pamieci choc chcialabym o niej zapomniec,
Byla to pierwsza wigilia po rozstaniu z moim mezem,mieszkalam w malym drewniamym domku ,dwuizbowym z kuchnia i prowizoryczna lazienka,z piecem w kuchni i pokojach,zima dopisala tegoz roku,mroznie-sniegu napadalo,wiec wstalam juz raniusko aby napilac w piecach by dzieciaczkom bylo cieplutko syn 7 lat corka 6 lat,potem sniadanko,razem z dziecmi nasilismy wegla i drzewa na zapas i powulku szykowalam nasza wspolna wigilie,pierwsz zupelnie we trojke,gdyz moja mama wyjechala na swieta do mojej siostry ktora wlasnie urodzila aby jej pomoc.miesiacami scibolilam grosiki,aby te swieta byly w miare ,,bogate,,w roznorodnosc potraw i prezencikow dla dzieci,planowalam wigilie na 17,wiec sprezalam sie jak moglam aby zdazyc gdyz dzieci w rzecy jasna niecierpliwily sie kidy ta gwiazda z prezentami przyjdzie,stol zastawiony,tylko zupke nalac a tu dzwone-moj eks przyjechal,dzieci jak go zobaczyly z radosci piszczaly gdyz ,,tatusia,,10 miesiecy nie widzialy i nie slyszaly,wtulily sie w niego,i przekrzykiwaly w opowiesciach,moj eks oznajmij iz przyjechal zabrac dzieci na wigilie i swieta,rece zaczely mi sie trzasc,gardlem scisnelo lzy probowalam opanowac -dzieci z wyczekiwaniem patrzyly na mnie-jezu co mam zrobic....zostawilam decyzje dzieciom-pojechaly ,zostalam sama.....z przeplakana wigilia,i nawet teraz piszac lzy same cisna sie do oczu............co przezylam ....No coz odwiozl ich ,,tatus,, w pierwszy dzien swiat wieczorem gdyz plakaly ze chca wrocic do mamy ale tej wigili nie zapomne choc tak bardzo chcialabym,przepraszam,moja opowiesc nie z tych wesolych

Dałam Ci Renatko plusika wczoraj,ale nie za Twoje przeżycia.Za odwagę i roztropność i za to,że szczerze napisałaś.Trzymaj się cieplutko.
25 listopada 2014 10:30
Bożenka

Ot taki dobry uczynek? Boże toż Ty życie człowiekowi uratowałaś....

Chyba tak.